wtorek, 29 stycznia 2013

Mogłabym się zmienić, ale nie chce.


P a n d o r a  D a i s y   B l a c k , powszechnie znana jako "Melisa".
| Pani idealna | Wdowa | Striptizerka w nocnym Klubie | Tancerka erotyczna | Troskliwa matka | Diablica w ciele niewinnej kobiety |
Miłość zaczyna się od zerwania metek: ściągasz sweter od Diora, skopujesz levisy i pośrodku najpiękniejszego ciała napis: "Kelvin Klein", wpijający się gumą w biodra. Kochanie, jesteś teraz Fucking by me, not by Chanel. Miłość, czujesz różnicę?


Urodziłam się dwunastego maja tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym roku w Waszyngtonie. Gdy miałam dwa tygodnie mama podrzuciła mnie pod drzwi sierocińca z napisem "Ma na imię Pandora". Większości mojego dzieciństwa nie pamiętam, a być może pamiętać nawet nie chce. Ukończyłam liceum z bardzo dobrymi wynikami i miałam w planach iść na studia. Jednakże szybko te plany porzuciłam, spotykając Michaela. Pochodził z Włoch, a słysząc jego głos, czując jego kojący dotyk, słodkie i subtelne pocałunki... zatraciłam się bez końca i już nie potrafiłam uciec od tej miłości. Pragnęłam by został moim towarzyszem - a on obiecywał mi wielką karierę. Był reżyserem i owszem umieścił mnie w kilu kluczowych rolach, dzięki którym zyskałam rozgłos i sławę, która z czasem zaczęła mi doskwierać. Mike poprosił mnie o rękę, gdy nasz związek był u szczytu szczęścia i rozkoszy - miałam wtedy dwadzieścia trzy lata. Nie zważałam na to, że był ode mnie dziesięć lat starszy. Nie przeszkadzało mi to ani trochę. Szczególnie, że nasze małżeństwo przetrwało sześć lat. Niestety zakończyło się śmiercią Michaela. Miał jakieś zatargi z mafią, o których za żadne skarby świata nie chciał mi powiedzieć. Po jego śmierci o mało co nie wpadłam w depresje. Jedyną siłą, którą miałam.. Och, nie oszukujmy się. Nie miałam żadnej siły. Może poza mojej pięcioletniej córeczki - Nerrisy. Bałam się, że sobie poradzę. Los jednak potrafi nas zaskoczyć na każdym kroku o czym zdążyłam się przekonać. Jedyny minus całej sytuacji był brak środków do życia. Majątek, który zostawił mi mąż był dość spory, jednak z czasem musiałam podjąć pracę. Pracę, której się nie wstydziłam. 


Jedyny mój, to zaledwie parę krótkich dni, lecz nie mogę powstrzymać łez i zagryzam wargi. Dotykam się, jak zwykłeś to robić Ty. Łapię powiew Twojego słodkiego zapachu na starym swetrze. Lecz tu znowu niebo spada na mnie i nie ma tu nadziei na słońce. Tak ciężko, tak ciężko zasypiać i budzić się, gdy Twoje imię odbija się echem od ścian.

Wygląd to pryzmat, przez który bardzo często jesteśmy oceniani. Mój wygląd zewnętrzny często olśniewa mężczyzn, co napawa mnie wielkim zdziwieniem. Mam długie i gęste włosy, w odcieniu kasztana, sięgające za moje łopatki. Moja cera jest mlecznobiała i idealnie kontrastująca z moimi ciemnymi włosami, które są często w okropnym nieładzie. Czekoladowe tęczówki, o przeszywającym spojrzeniu do tego pełne wargi, które zazwyczaj maluje szminką i mały, zgrabny nosek. Mam zgrabną figurę, o odpowiednich kształtach. 



Zrodziła się ze mnie. Pogwałciła prawa i zasady. Zrujnowała przyszłość. Upokarzając wielu, szpeciła myśli. Uśmiechem, dotykiem, spojrzeniem- wabi ofiarę. Rozpościerając wokół niej swą aurę, stopniowo tłumi zmysły. Nie ugnie się przed nikim. Nie cofnie się przed niczym.

           
[O BOSH! Pisałam tą kartę tak strasznie dawno. Dopiero dziś sobie o tym przypomniałam. Cóż, jest niedokończona. Ale czy ten blog jeszcze funkcjonuje? o.o]