poniedziałek, 1 października 2012

Life is a question, find the answer.



Rosalie'Rose'Evans

ur. 20.11.1989

studentka ekonomii

barmanka w klubie nocnym
THE BANK






Rosalie Evans wraz ze swoim bratem bliźniakiem Johnny'm przyszła na świat pewnego listopadowego dnia, w jednym z amerykańskich szpitali, dokładnie w mieście Elko, w stanie Nevada.
Tak tak, dziewczyna już od samego poczęcia miała towarzystwo. Ale zacznijmy od początku. Jak to się stało, że Rose znalazła się na tym świecie... 


HISTORIA
Elizabeth Farell - młoda kobieta, studentka matematyki i miłośniczka muzyki rockowej. Zanim wyprowadziła się do domu studenckiego, wychowywała się w średniozamożnej rodzinie. Rodzice chcieli ją wychować na porządną dziewczynę, wpajali do jej głowy zasady, których powinna się trzymać, uczyli kultury osobistej, a także tego jak rozróżniać dobro od zła. Jednak wszystkie ich starania diabli wzięli kiedy dziewczyna podrosła i znalazła się w tak zwanym okresie dojrzewania. Buntowała się, sprzeciwiała, uciekała z domu i ze szkoły. Dla niej wszystko co powiedzieli starzy było głupie, staroświeckie i w ogóle bez sensu. Rodzice mimo wszystko nie tracili nadziei na to, że Elizabeth wydorośleje i zostawi daleko za sobą młodzieńczy bunt. Niestety tak się nie stało. Może zachowanie dziewczyny się nie pogorszyło, ale na pewno nie polepszyło. Chodziła swoimi ścieżkami, a wszystko inne miała głęboko gdzieś. No.. prawie wszystko. Trzeba powiedzieć, że dziewczyna nieco zmądrzała i diametralnie zmieniło się jej nastawienie do nauki. W klasie maturalnej porządnie wzięła się za siebie. Chciała jak najlepiej zdać egzaminy, po to aby dostać się na studia, które, o dziwo, stały się dla niej priorytetową sprawą.
Rok później Elizabeth spakowała swoje rzeczy i wyjechała. Mogła w końcu nacieszyć się swobodą i zacząć naukę na wybranym kierunku. Mimo iż wybrała dosyć trudne studia, nie miała problemów. Dziewczyna od zawsze była bardzo inteligentna i bystra, a dodatkowo miała smykałkę do przedmiotów ścisłych. Sprytnie to wykorzystywała. Nie spędzała wiele czasu nad książkami, tylko poświęcała go na spotkania z przyjaciółmi, imprezy oraz oczywiście koncerty. I to właśnie na jednym z nich, pewnego listopadowego wieczoru poznała piekielnie przystojnego chłopaka o imieniu Arthur. Beth z reguły nie ograniczała się i chodziła na występy różnych kapel rockowych, nawet tych nieznanych. Chciała poszerzać swoją wiedzę na ten temat. Arthur - wokalista nowego dla niej zespołu - od razu wpadł jej w oko. Wysoki, dobrze zbudowany brunet o nieco chrapliwym głosie. Wcielenie jej ideału mężczyzny. Musiała go mieć. Po udanym koncercie był czas na kontakt kapeli z fanami - autografy, jakieś pytania, zdjęcia. Dziewczyna miała dziś wieczorem szczęście. Odbierając autograf Arthura zamieniła z nim parę słów i podała mu swój numer, jednocześnie proponując spotkanie.
Parę dni później oboje siedzieli przy stoliku sącząc drinka, rozmawiając, żartując i śmiejąc się w głos. Cóż się dziwić, Elizabeth była zabójczo atrakcyjna, państwo Farell mogli sobie pogratulować, a z kolei Arthur był okropnym kobieciarzem. Po paru godzinach wylądowali w łóżku, co było do przewidzenia, jednak nie był to seks kończący ich znajomość, a raczej był on jej początkiem. Po tamtej pamiętnej nocy zaczęli się regularnie spotykać. On lubił ją, ona lubiła jego. Nic im nie stało na przeszkodzie. Totalna  sielanka. Aczkolwiek do czasu... Parę miesięcy później Arthur razem ze swoim zespołem musiał wyjechać w długą, zagraniczną trasę koncertową. Z początku dzwonili do siebie, pisali, jednak po paru tygodniach kontakt się urwał. Dodatkowo okazało się, że Elizabeth jest w ciąży. Dziewczyna postanowiła urodzić bliźnięta, a ojca dzieci nie informować. Niecałe dziewięć miesięcy później, na świat przyszły dwie urocze istotki. Był środek nocy, ach krzyki były tak przerażająco głośne, że mogły obudzić całe miasteczko. Jednak Beth nie zwracała na to uwagi. Była szczęśliwa, że ma to już za sobą, że trzyma na swoich rękach dwie kruszynki, które w tym momencie stały się dla niej całym światem.
Rosalie i Johnny byli wychowywani tylko przez matkę, ale jakoś specjalnie nie buntowali się z tego powodu. Było im dobrze. Kobieta dbała o ich bezpieczeństwo, starała się o to aby jej dzieciom żyło się jak najlepiej. O ojcu rzadko wspominała, prawie w ogóle. Czasem spotykała się z innymi mężczyznami, jednak nigdy nic poważnego z tego nie wyszło.
Wszystko byłoby w porządku, a oni w trójkę wiedliby spokojne, niczym niezakłócone życie, gdyby nie poważna, śmiertelna choroba matki, która odwróciła życie rodzeństwa o 180 stopni. Po roku kobieta zmarła. Było to straszne przeżycie dla obojga, jednak taka a nie inna sytuacja zmusiła ich do wzięcia się w garść i racjonalnego myślenia. Dziewczyna wraz ze swoim bratem sprzedała dom, w którym dotychczas mieszkali, a otrzymane pieniądze podzielili na pół. Przeznaczyli je na przeprowadzkę do Las Vegas i zakup nowych mieszkań. Jednak pieniądze nie starczyły na wszystko i aby opłacić sobie studia, Rose podjęła się pracy jako barmanka w klubie nocnym The Bank.

CHARAKTER
Rosalie jest bardzo otwartą i pomocną duszyczką. Nowe kontakty nawiązuje z prędkością światła, jednak mimo wszystko jej lista prawdziwych przyjaciół jest bardzo krótka. Możesz się z nią śmiać, płakać, wygłupiać, ale jej zaufanie trudno zdobyć. Minie dużo czasu zanim się przed tobą totalnie otworzy i powierzy  ci swoje sekrety. Chętnie służy pomocą. Jeśli masz jakiś problem, możesz śmiało do niej przyjść, a ona postara się wykombinować dla ciebie chwilę czasu.
Nie brakuje jej pewności siebie, co bardzo u siebie ceni i lubi. Dodatkowo jest bardzo ambitna. Stawia sobie cele, które czasem wydają jej się za bardzo wygórowane, jednak nie przyzna się do tego publicznie i z wielkim uporem będzie dążyć do ich spełnienia. Niestety na jej nieszczęście jest leniem, więc zdarza się, że  niektóre postanowienia dłużej sobie poleżą i później musi je odkopywać, aczkolwiek czy później czy prędzej wszystkie są spełnione.
Raczej szczera, czasem aż do bólu, co wtedy raczej nie zalicza się do zalet, a wręcz przeciwnie - do wad. Chociaż opinie ludzi na ten temat są podzielone. Zdarzają jej się jednak mniejsze lub większe kłamstewka. Nie ma zamiaru mówić o swoich sprawach pierwszej lepszej osobie, więc czasem zdarzy jej się pewnie fakty 'przypadkowo' przekręcić.
Bywa, że nie pomyśli zanim coś powie, czego później żałuje, a czasu i wypowiedzianych słów niestety nie da się cofnąć. Nie owija w bawełnę, prosto z mostu mówi co myśli. Rozgadana. Czasem miewa niekontrolowany słowotok, który w pewnych momentach staje się mieszaniną bezsensownych zdań, odbiegających od siebie tematem, staje się wypowiedzią bez ładu i składu.
Miewa być konfliktowa. Kiedy się na coś uprze, nie rezygnuje z tego, a kompromis w tym momencie staje się dla niej czymś bardzo odległym.
Flirciara. Flirt czy przelotny romans, to jedna z jej ulubionych rozrywek. Nie jest jednak ostatnią suką. Po prostu poważny związek to nie dla niej. Po wielu porażkach, nie ma siły na kolejne angażowanie się, a następnie wielkie rozczarowanie. A w życiu trzeba mieć jakieś przyjemności, czyż nie?

WYGLĄD
Rosalie urodę niewątpliwie odziedziczyła po matce. Porcelanowa cera. Harmonijne rysy. Długie blond włosy. Oczy w kształcie migdała z tęczówkami w szarym odcieniu. Pełne usta.
Nie jest za wysoka. Mierzy jedynie sto sześćdziesiąt dwa centymetry. Jednak swój niski wzrost nadrabia bardzo kobiecymi kształtami. Pełny biust i szerokie biodra, a do tego zgrabne nogi są jej atutami. Zgrabna, ale nie przerażająco chuda. Lubi swoje ciało i nawet jeśli pojawi się jakiś lekki tłuszczyk, a jej waga nieco się zwiększy, to nie wpada w paranoję i nie stosuje diet, byleby tylko zrobić z siebie kolejnego chodzącego po tym wychudzonego 'ideała'. Niemniej jednak nie oznacza to, że o siebie nie dba. Wręcz przeciwnie - stara się utrzymać dobrą formę poprzez regularne pływanie.
Ubierając się raczej stawia na wygodę niż na to co modne. Woli zakładać coś niezgodnego z najnowszymi trendami i czuć się komfortowo. Na co dzień można ją zobaczyć w luźnych sweterkach i jeansach albo zwiewnych sukienkach w hipisowskich barwach i wzorkach. Do tego mnóstwo przeróżnych dodatków, które wręcz uwielbia. Wytuszowane rzęsy, na powiekach cień o lekkim, naturalnym kolorze, a dodatkowo cienka kreska wykonana eyelinerem, usta muśnięte błyszczykiem lub szminką.

INNE
* uzależniona od kawy i żelków
* lubi oglądać horrory po ciemku
* kiedyś uczęszczała do szkoły tańca towarzyskiego
* po ojcu odziedziczyła talent wokalny
* ulubione kwiaty to hortensje
* okazyjnie pali
* hetero, jednak lubi eksperymentować



~~~~

[ Wątki - tak, powiązania -tak, dobra zabawa - tak
Trzy razy TAK.
Witam :) ]

13 komentarzy:

  1. [No i się doczekałam ^^! I do tego moja Scarlett. Pomyślę nad czymś jutro, bo dzisiaj to już mi łeb pęka. Na razie tylko się przywitam.]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Okej, teraz jestem gotowa na zaczęcie wątku. Tylko może jakieś powiązania, hm? Bo tak od zera zaczynać nie lubię. Masz może jakiś pomysł, że sobie pozwolę wykorzystać (pomyślałabym sama, ale przed chwilą ućpałam się lakierem od aniołka)]

    OdpowiedzUsuń
  3. [A Johnny nie jest gejem, co? Albo może poeksperymentować by chciał. Bo zawsze to od tego by można było wyjść.]

    OdpowiedzUsuń
  4. [No i proszę. Jakoś poszło z powiązaniem. Rose ich kiedyś nakryła i teraz wpadnie rano do Johnny'ego, a tam Ed. Tak, zgadzam się. Akceptuję. Zaczynasz, heheh. Wiem, ja miałam, ale wymyśliłam, o. Zło w czystej postaci, trzeba przyznać.]

    OdpowiedzUsuń
  5. [No spoko, spoko. Skoro Marissa jest striptizerką w klubie Bank, a Rose barmanką, to mogą się właśnie stąd znać i przyjaźnić. Co do wątku nie mam konkretnego pomysłu, ale liczę tu na twoją kreatywność :D]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Oczywiście, że tak :) No to pomyślmy. Może taka zwykła sytuacja, że dziewczyna trochę spięłaby się przed obliczem Gossena i podała mu nie tego drinka, którego by sobie zażyczył ;) A wiadomo, że Gossenowi się lepiej nie narażać]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Bry! Wymyślmy razem coś fajnego, wątek w sensie! :D]

    OdpowiedzUsuń
  8. Clarence nienawidził zobowiązań. Niektórzy mówili, iż w tym wieku powinien się ustatkować, w końcu nie był już nastolatkiem. Dorosły facet coś powinien ze sobą zrobić. Cóż z tego, skoro Ed najzwyczajniej w świecie nie potrafił dłużej zagrzać gdzieś miejsca. Właściwie nie gdzieś, a przy kimś. Dlatego skakał z łóżka do łóżka, nigdy nie podając numeru domu. Co prawda odnaleźć go wcale nie było trudno, wystarczyło pójść do restauracji, lecz choćby i te drobne zachowanie anonimowości pozwalało na posiadanie pewnego zabezpieczenia względem późniejszych, przykrych oraz często bardzo prawdopodobnych wydarzeń.
    Johnny'ego nie znał długo, nie mieli nawet żadnych ku temu podstaw. Student oraz facet z własnym biznesem. Niczym dwa inne światy. Mówią, iż wiek to jedynie liczba, lecz w tym wypadku prawie dekada różnicy oznaczała jednak wiele. Przekładało się to na zwykłe kontakty, rozmowy, przez co ich więzi skupione były głównie na sferze seksualnej. Moffett nie narzekał. Odpowiednia sytuacja jak dla jego stylu bycia. Podejrzewał zresztą, iż w tym związku też zbyt długo nie pociągnie.
    Clarence Rose spotkał raz w niezbyt komfortowym momencie. Pamiętał tylko jej blond włosy, kiedy odwróciła się i prawie wybiegła z mieszkania. Później kojarzył tylko zdenerwowanie Johnny'ego i gadanie o życiowych błędach.
    Kiedy Rosalie postanowiła ich odwiedzić, Ed, siedząc na stołku w kuchni, kończył właśnie wiązać krawat. Nie zacisnął go pod szyję, pozwalając zwisać luźno. Miał jeszcze czas przed przymusowym sprawdzeniem restauracji, toteż nigdzie mu się nie spieszyło. Słysząc siostrę swojego „przyjaciela” podniósł na nią wzrok, uśmiechając się słabo.
    - Cześć. Rose, prawda? Clarence - przedstawił się.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wieczór zaczął się już na dobre, a to oznaczało, że sale Bellagio po brzegi wypełniały się wymuskanymi ludźmi. Spędzanie czasu w tym miejscu było dla niektórych czystą rozrywką, dla innych nałogiem, a dla jeszcze innym pracą. Przyodziany w świetnie skrojony garnitur młodzieniec o niesfornej czuprynie w kolorze ciemnej czekolady należał do tej trzeciej grupy, choć może na to nie wyglądał. Z łatwością można było przypisać go do tych bogaczy, którzy wydawali miliony, by się dobrze zabawić. A jednak nie. Nikolaj był tylko towarzyszem, kurtuazyjnie uśmiechniętym chłopcem, robiącym za salonowego pieska przy nodze swojego żywiciela. Tym zaś od kilku już wieczorów była pewna sporo starsza od Petersena kobieta, nieco zaniedbana przez męża biznesmana, która bardzo lubiła łechtać swoją próżność i otaczać się tym, co piękne i drogie. Niko w pewnym sensie był piękny i drogi.
    - Przepraszam, muszę na chwilę zniknąć – szepnął Duńczyk, nachylając się nieco w stronę ucha swej towarzyszki. Uzyskawszy zgodę wyrażoną skinieniem głowy, wstał od restauracyjnego stołu, przepraszając wszystkich przy nim siedzących i udał się do wyjścia.
    Na tyle zdążył poznać już to miejsce, by wiedzieć, gdzie na spokojnie może wypalić swojego wiśniowego papierosa. Niepostrzeżenie wślizgnął się za drzwi z tabliczką „TYLKO DLA PERSONELU” i po chwili błądzenia wąskimi korytarzykami wyszedł na coś w rodzaju małego podwóreczka. Pałętające się gdzieniegdzie pety świadczyły, że miejscówka ta jest czymś w rodzaju palarni.
    Nikolaj wydobył z wewnętrznej kieszeni marynarki paczkę z papierosami i zapalniczkę. Po chwili nikotynowo-wiśniowy dym unosił wokół głowy młodego mężczyzny.

    OdpowiedzUsuń
  10. Zawsze starał się dobierać towarzyszy tak, aby później uniknąć niepotrzebnych dramatów. Płeć męska potrafiła być zaborcza oraz skora do robienia scen na równi z kobietami. Czasami nawet bardziej. Dlatego od kilku nieciekawych incydentów Clarence, choćby i pobieżnie, upewniał się, że później nie będzie musiał przechodzić na drugą stronę ulicy przy każdym napotkaniu zakończonego związku. Takie nieciekawe rzeczy było widać po drugiej osobie praktycznie od razu. Johnny zaś zawsze trzymał odpowiedni dystans.
    Ed nie dziwił się, iż Rose czuje się w jego towarzystwie nieprzyjemnie. Sam pamiętał reakcje rodziny, kiedy dowiedzieli się, że woli robić to od dupy strony. Zaakceptowali z czasem, lecz na samym początku gotów byli posłać za nim krucjatę. Pojmać, położyć krzyżem, po czym wyplenić to dziadostwo z potomka. Moffett nadal czuł jakiś skrywany do niego żal. Przecież nigdy nie da biednym staruszkom pucołowatych wnucząt. Co prawda niezbyt wielka strata, szczególnie że oprócz Clarence'a była jeszcze piątka całkowicie płodnego i gotowego do rozrodu rodzeństwa, ale uraza pozostała.
    Pokiwał powoli głową, słysząc jej pytanie.
    - Niedługo, ale mam jeszcze trochę czasu. Znaczy, jakbyś chciała zostać z bratem, to nie ma problemu. Przecież się wpierdalać w rodzinne sprawy nie będę - stwierdził, zanim jeszcze zdążył ugryźć się w język. Czasami zapominał, iż obce osoby mogą coś takiego przyjąć za obraźliwe.

    OdpowiedzUsuń
  11. Prawda była taka, że Marissy nikt ani nic nie zmuszało do pracowania jako striptizerka. To nie tak, że nie miała nic innego do roboty, nie miała perspektyw czy pieniędzy na utrzymanie. Wręcz przeciwnie, przed przyjazdem do Las Vegas prowadziła normalne, czasem odrobinę ekstrawaganckie życie jako studentka na wydziale matematyki. Była inteligentna, pewna siebie, ale i cholernie atrakcyjna fizycznie, a jej zdecydowanym słabościami były imprezy, dobra zabawa i uwodzenie mężczyzna. Dlatego po wielu kalkulacjach i rozmyślaniach o tym, co ją czeka po ukończeniu takich studiów, doszła do wniosku, że nie zamierza pozwolić by tak nudne perspektywy się ziściły. No bo co można robić po matematyce? Pracować w biurze, liczyć jakieś głupoty? Jako nauczyciel? To nie było dla niej. Szczególnie nie teraz, gdy czuła, że musi się wyszaleć i co ważniejsze, czerpać z życia ile się da. Bycie striptizerką było czymś nieszablonowym, sprawiało, że czuła się doceniana i piękna,a dzięki Bellagio mogła mieszkać w Vegas. Dlatego właśnie niczego nie żałowała, cieszyła się chwilą i tym co miała.
    Z Rose poznała się na samym początku jej kariery w mieście. Od samego początku dogadywały się świetnie, więc koniec końców zostały przyjaciółkami. Praca w tym samym miejscu też była w porządku, bo często się widywały.
    Na dziś Walker skończyła pracę. Po występie i ubraniu się w normalne ciuchy, podeszła do baru, za którym stała przyjaciółka.
    -Cześć. Wszystko okej, jak zawsze - oznajmiła beztrosko odrzucając włosy do tyłu. - Zrób mi jakiegoś drinka, może być z sokiem z melona. I przy okazji opowiadaj o tym facecie, który cię ostatnio zaczepiał podczas pracy!

    OdpowiedzUsuń
  12. Clarence często powtarzał, że szczerze nie chciałby własnej rodziny nigdy spotkać. Zapewne gdyby postawiono go w sytuacji rodzeństwa, odszczekałby to raz dwa, lecz swoje przeżył i z własnych doświadczeń mógł jedynie wyciągać wnioski. Nie tęsknił za nikim, chociaż pewnie dlatego, iż zawsze miał ich pod telefonem. Co prawda kontakty ograniczał do minimum, zbyt wiele było pomiędzy nim a bliskimi spięć, zbyt wiele słów wypowiedzianych w gniewie. Nie zadzwonił nawet wtedy, kiedy otworzył restaurację, o jego sukcesach dowiadywali się z gazet, a i tak sytuacja z rodzicami miała się o wiele lepiej niż z piątką rodzeństwa. O ile do matki i ojca dzwonił w co ważniejsze święta, tak siostry i bracia widywali go jedynie na pogrzebach oraz ślubach, a to też nie zawsze.
    - Cieszę się na propozycję, ale mimo wszystko do restauracji muszę jechać. Wiecie, żeby sprawdzić, czy niczego nie nawalili. Jeszcze mi tego brakowało, żeby się męczyć z jakimiś zażaleniami albo brakami w zaopatrzeniu. Najwyżej później wrócę. Chyba że chcecie jechać ze mną, to od razu byście coś zjedli.
    Moffett przynajmniej w taki sposób mógłby odwdzięczyć się Johnowi za dość częstą gościnność. Zwykle nie poczuwał się w obowiązku do jakichkolwiek podziękowań, ale wyjątkowo rzecz miała się inaczej, a że nie był zdatny do napisania wiersza, piosenki bądź namalowaniu obrazu, pozostawało gotowanie. Jedna z tych rzeczy, w których Ed czuł się prawdziwym mistrzem nad mistrzami.

    OdpowiedzUsuń
  13. -O niee! - zawołała piskliwym głosem, który był charakterystyczny tylko dla plotkujących nastolatek. Marissa potrafiła być zarówno opanowaną, uwodzicielską (to głównie na scenie) kobietą jak i zachowywać się niczym mała dziewczynka. Taki był jej urok, że zmieniała się praktycznie cały czas w zależności od sytuacji i okoliczności. - Jak ja nie znoszę takich sytuacji. Kiedy jesteś zainteresowana konkretnym obiektem, ale jakiś przygłup wchodzi ci w drogę i próbuje cię podrywać. Przecież do chuja pana muszą widzieć, że jeśli mają mordy jak łopaty, to raczej nie są w stanie cię poderwać. Nie ich liga, ale nadal naiwnie wierzą, że się uda - wywróciła teatralnie oczami. Była zdania, że ludzie dobierają się w pary na podstawie podobieństw fizycznych. Może nie tyle na zasadzie takich samych niebieskich oczu, ale w konfiguracjach: ładna kobieta-ładny mężczyzna, brzydka kobieta-brzydki mężczyzna. To sprawdzało się w 99 procentach przypadków.
    -Ja niestety ostatnio żadnego ciekawego nie widziałam. Nie ma sezonu na pięknych ludzi teraz. W wakacje będą się zjeżdżali. No i w weekendy. Ale w ciągu ostatnich paru tygodni z nimi krucho.
    Gdy przyjaciółka przygotowała jej drinka, uśmiechnęła się w podzięce i zaczęła go powoli pić.
    -W ogóle jak tam na studiach? Wszystko okej?

    OdpowiedzUsuń