sobota, 6 października 2012

Jest jakiś ponury fatalizm w mechanizmie zemsty.



Stephen 'Steve' Underwood
26 lat
28.02.1986
Amerykanin
Ochroniarz w kasynie, lecz tak naprawdę pracuje na zlecenie mafii


Myślisz, że go znasz?

To zadanie zdecydowanie z tych trudniejszych. Nie bywa przewidywalny, chociaż? Jeżeli uda ci się podejść do niego od odpowiedniej strony, może nawet uda ci się go rozgryźć. Lubi robić wszystko na przekór innym, dlatego częstym słowem padającym z jego ust jest po prostu „nie”.
Czy należy do tych złych i negatywnie nastawionych do świata? Raczej nie, to jedynie maska, którą nakłada na twarz, ponieważ nie lubi zbytniego zainteresowania swoją osobą. Nie przepada za byciem w centrum uwagi. Co w przypadku jego lewych interesów całkiem przydatna cecha, jednak nie zawsze jest łatwo zostać niezauważonym zważając na jego wzrost – mierzy ponad metr dziewięćdziesiąt.
Nie pozwala sobie na stawianie warunków, których i tak nie spełni, jeżeli będzie uważał, że ograniczają jego wolność. Zdecydowanie jest zawistny i nie zapomina win innych.
Jednak w gruncie rzeczy nie jest złym człowiekiem, tyle że każdy z osobna musi to odkryć osobiście.

Co lubi?
Zamykać się w swoim garażu, ubrudzić się pod maską własnego samochodu i usiąść za jego kółkiem w nielegalnych wyścigach, z którymi ma naprawdę dużą styczność. Rozpoznawalna twarz na płycie opuszczonego boiska, gdzie pojawia się prawie za każdym razem innym autem – co z tego, że były kradzione, mało który klient kasyna się orientował, że jego auto zniknęło na parę godzin.
Nie zapominajmy o tym, że lubi zatracać się w dźwiękach muzyki, którą nie tyle lubi, co kocha. Nie wyobraża sobie życia bez swojego idola Slasha, Guns’N’Roses, Nirvany, OMEGI, Muse, Apocaliptica’i czy wielu innych.
Jest tylko człowiekiem, całkiem normalnym, z paroma brudnymi zajęciami, ale jednak jego  dzień nie zacznie się póki nie zje miski płatków cynamonowych, zadowoli się też takową gumą do żucia, jednak to i tak nie jest do końca to.
Bywają dni, że nie rozstaje się ze swoją czerwoną Aldonką, a któż to? To gitara elektryczna, którą dostał od ojca.

Jak go rozpoznać?
Wiemy już, że jego głowa wystaje ponad połowę naszego społeczeństwa. Ale nie wyróżnia się za to kolorystycznie, jakoś stroni od jaskrawości. Czerń, biel ewentualnie czerwień przemycana jest do jego ubioru. No cóż, lubi swoje czerwone glany.
Nie stosuje jakiś wymyślnych modowych trików, właściwie w ogóle nie jest modny. Matka powtarzała mu ciągle, że jest fleją, ale czy miała do tego prawo tylko dlatego, że jeżeli zrobi dziurę w spodniach to dorzuci jeszcze kilka nowych od siebie i uważa, że ma spodnie z kolekcji a la Underwood?
Koszulki, bluzy z podobiznami idoli i ulubionymi zespołami są na porządku dziennym. Ale i jakaś koszula się w jego szafie znajdzie.
Co do jego ciemnych włosów. Zazwyczaj chodzi w rozpuszczonych.

Coś z przeszłości?
Księciem z żadnej bajki z pewnością nie jest. Do rodziny arystokratów też nie należy. Chociaż może miał niemałe szczęście urodzić się w prawniczej rodzinie, jednak to ten zawód zrujnował mu całe prywatne życie. Oczywiście nie raz rodzice ratowali mu tyłek przed sądem. Raz nawet został oskarżony o śmiertelne pobycie, jednak czy był winny? Do dziś nikomu się nie przyznał, a dzięki ojcu dostał kilkuletni wyrok w zawieszeniu, który na szczęście już wygasł.
W wieku lat piętnastu przeprowadził się z rodziną z New Jersey do Las Vegas. W końcu to tu były największe przekręty i inne ponure zbrodnie, które wymagały wyjaśnienia w sądzie, a co za tym idzie i prawników. Ostatnia ich sprawa dotyczyła oszustw w jednym z kasyn, gdzie jeden z biznesmenów (tam graczy), zrobił przekręt na kilka milionów dolarów. Sprawa nie została zakończona przez rodziców Underwooda, ponieważ, to ich o wyłowiono z basenu w ich posiadłości. Steve po ich śmierci dostał pokaźne odszkodowanie, które ulokował bezpiecznie na koncie. Poprzysiągł sobie, że zemści się za śmierć rodziców, a że na jego drodze stanęła mafia, stwierdził, że dzięki niej prędzej dojdzie do sprawcy i zemści się.

"Jest jakiś ponury fatalizm w mechanizmie zemsty. Jest coś nieuchronnego i nieodwracalnego. Bo nagle spotyka cię nieszczęście i nie możesz dociec - dlaczego? Co się takiego stało? A to po prostu dosięgła cię zemsta za zbrodnie twojego żyjącego dziesięć pokoleń temu praojca, o którego istnieniu nawet nie myślałeś."

[Karta, co poniektórym może i znajoma, choć ani razu nie udało mi się poprowadzić tej postaci dalej, bo wszystko wymiera. Co mnie smuci. No nic, zapraszam do wątkowania]

19 komentarzy:

  1. [Witamy w 'skromnych' progach kasyna. Życzę udanej zabawy. I karta bardzo mi przypadła do gustu]
    Victor S.

    OdpowiedzUsuń
  2. [Witam, witam, witam i od razu mówię, że mi się ta postać spodobała ^^ Nawet bym wątek chciała, tylko za cholerę nic nie mogę wymyślić. Żadnego, choćby najmniejszego punktu zaczepienia. Mimo to jakby się jakiś pomysł odnalazł, to zapraszam do siebie.
    Póki co życzę miłej zabawy.]

    OdpowiedzUsuń
  3. Trudno się nie zgodzić - w Las Vegas zawsze coś się dzieje. Na szczęście restauracji oraz nieszczęście pracowników swój wkład w wydarzenia miał także Ed. Wraz ze swoim ciągłym bieganiem, opierdalaniem wszystkich grupowo, a także każdego z osobna, nakręcał swoją małą machinę, w której każda śrubka czy zębatka musiały działać prawidłowo. Z zewnątrz niezbyt skomplikowany mechanizm pełen garów i patelni, ze strony szefa kuchni prezentował się nieco inaczej, zjadając niemało nerwów, a pomimo iż Clarence w branży nie był nowy, przez cały czas siedzenia w restauracyjnym interesie nigdy nie sięgnął po lewe umowy, chociaż niekiedy okazywały się być nie lada ofertą, mogącą zlikwidować wszelkie problemy. Dlatego też kiedy Steve pojawił się w kuchni, Moffett zbyt wiele informacji udzielić mu nie mógł. Mimo to bezproblemowo dał się odciągnąć od roboty. Niechętnie co prawda, albowiem czas to pieniądz, lecz bez jakiegokolwiek oporu.
    - Oprócz mnie? Kelnerzy, ale na nich nawet nie patrz, pierdoły zamówienia donieść nie potrafią, to raczej niczego by ci nie wynieśli. - Zmierzył jednego z wspomnianych niechętnym wzrokiem, po czym spojrzeniem powrócił do znajomego. - No ale ja też cały czas tutaj nie siedzę, to jak któryś klient coś tam ma do powiedzenia, a mnie akurat nie ma, to lata zastępca, z nim pogadaj. Tylko bez widowiskowych akcji, a przynajmniej nie w kuchni czy na sali, okej? Jeszcze mi brakowało, żeby przez żetony rozpieprzono mi interes.

    OdpowiedzUsuń
  4. [Wybacz, że dopiero teraz, ale wczoraj jakoś nie miałam weny :D]
    Sobota jak każda inna. W klubie mnóstwo ludzi, większość przejezdnych bogatych facetów, którzy w swoim mieście/miasteczku uważani są za wzory do naśladowania, przykładnych mężów i ojców. Tutaj wychodzi z nich diabeł; piją alkohol hektolitrami, biorą narkotyki, wciągają się w hazard, wynajmują panie do towarzystwa albo zaliczają jakieś nieletnie w męskiej toalecie, no i rzecz jasna oglądają występy striptizerek, które dla odmiany pieprzą w myślach. Kobiety tańczące wokół rur nic sobie z tego nie robią i tylko zbierają od nich napiwki, wyginając się w seksownych pozach i zdejmując powoli już i tak skąpe ubrania. Bo to co się dzieje w Vegas, zostaje w Vegas. One sobie zarobią, a oni niedługo wrócą do domów, po tym jak się wyszaleją, i będą wiedli dalej swoje spokojne, poukładane życia jako dobrzy ludzie.
    Marissa, jako główna tancerka, wychodzi w nocnej godzinie szczytu na scenę. Widząc znajomego ochroniarza [i tu nie wiem, czy ona ma wiedzieć, że on jest szefem mafii, czy nie?] puszcza mu oczko, gdy ten unosi na jej cześć szklankę z whisky. Usta ma podkreślone czerwoną szminką, włosy lekko podkręcone, na szczupłym ciele czarna halka i czarne klasyczne szpilki. Nie było w niej absolutnie nic tandetnego, jak w tych podrzędnych klubach poza obrębem centrum, gdzie dziewczyny ubrane były w paskudne różowe kolory i platformy we wszystkich barwach tęczy oraz cechowały się umiłowaniem do długich, świecących tipsów. W ‘Banku’ mężczyźni płacili za oglądanie profesjonalizmu oraz zmysłowości w pełnym tego słowa znaczeniu.
    Występ trwał w najlepsze, kiedy nagle panna Walker poczuła na sobie czyjeś spocone dłonie, które prawie natychmiast zawędrowały na jej piersi i zaczęły je ściskać tak, że niemal sprawiało jej to ból. Nie był to pierwszy i z pewnością nie ostatni taki incydent w jej karierze, aczkolwiek tutaj i tak zdarzało się to bardzo rzadko, w przeciwieństwie do klubu, w którym na początku pracowała (na szczęście krótko). Stephen natychmiast poderwał się z miejsca, zawiadamiając współpracowników i odciągnął tego obleśnego, pijanego faceta. Gdy dwóch innych ochroniarzy zaciągnęło go do wyjścia z lokalu, Steve założył jej na ramiona satynowy szlafrok i poszedł z nią do garderoby. Jej koleżanki od razu wyszły na scenę w ramach zastępstwa. W takich sytuacjach „poszkodowana” miała wolne do końca zmiany, by mieć czas na uspokojenie i dojście do siebie. Ona tego nie potrzebowała, bo nie zrobiło to na niej jakiegoś wielkiego wrażenia, ale skoro mogła się poobijać, a nadal jej płacono, jakby w tej chwili wywijała na scenie, to czemu nie? No dobra, może nie tyle nie zrobiło to na niej wrażenia, bo czuła się trochę zestresowana, ale nie przeżywała tego tak, jak kiedyś.
    Z obojętnym wyrazem twarzy oparła nogę o stołek i wyciągnęła spod podwiązki wszystkie banknoty, które mężczyźni zdążyli jej wręczyć tego wieczora i spojrzała na towarzysza.
    -Przede wszystkim…- uniosła pieniądze w teatralnym geście – forsa. Dużo forsy. W niewielu zawodach da się tyle zarobić za jednym zamachem. Poza tym musisz wiedzieć, że mnóstwo kobiet oddałoby wszystko, by mężczyźni patrzyli na nie w ten sposób co na mnie, gdy tańczę. To jest…bardzo dowartościowujące. Nie twierdzę, że nie patrzą tak na mnie, gdy już się ubiorę, ale tutaj mam ten swego rodzaju komfort w pracy, że czuję się non stop doceniana i piękna. A to co przed chwilą się wydarzyło…to tylko jeden z minusów. Wszystko ma wady i zalety, chłopcze – oznajmiła, gdy podeszła do niego bliżej, patrząc mu w oczy i uśmiechając się delikatnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Doskonale to rozumiał i szczerze doceniał pracę Stephena (tylko jakoś okazji nie było do wspomnienia o tym), lecz w ludzkiej naturze leży, by najpierw martwić się o rzeczy ważniejsze tylko z pozoru, a nie myśleć o pewnych konsekwencjach, które w skutkach okazywały się o wiele gorsze. Dlatego Clarence w pierwszym odruchu nie wspomniał o stratach finansowych. W ogóle nawet przez myśl mu to nie przeszło.
    - Ufam mu w kuchni. Wiesz, tak osobiście to ja go nawet dobrze nie znam. Gotować potrafi, na sali sobie radzi, zwykle nie ma się czego czepiać. No a po pracy za nim nie łażę, do sypialni nie zaglądam, to ja ta wiem, co on może kręcić. - Wzruszył ramionami. Przykra prawda i na dodatek dość mało profesjonalna, lecz Ed poza godzinami roboty swymi pracownikami niezbyt się przejmował. Dla niego liczyli się jedynie w kuchni. Wyrabiali normę, mieli spokój.
    - Ani mi się, kurwa, waż - warknął, choć bardziej się zgrywał, niż naprawdę denerwował. - Nie będziesz mi palców pchał, to zaraz do klienta idzie. Jak coś chcesz, to dostaniesz, ale od tego wara. - Pokręcił głową. - Poza tym, rozumiesz, z darem w dłoniach, to się trzeba urodzić.

    OdpowiedzUsuń
  6. [Ach, w porządku. Po prostu napisałeś w poprzednim komentarzu coś takiego, że zrozumiałam, że on jest szefem mafii. Nieważne :D]
    Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że na nią patrzył i zauważał każdy szczegół. Zdążyła się już przez te dwadzieścia cztery lata nauczyć, co tak naprawdę przyciąga spojrzenia i co działa na płeć przeciwną. Być może nawet robiła to specjalnie. A może po prostu miała taki sposób bycia? Wykorzystywała swoje atuty przy każdej okazji, przy tym potrafiła bawić się jak dziecko i pozwalała sobie na liczne szaleństwa. Dlatego, choć nikt o tym nie wiedział, kilka razy zdarzyło jej się spać z klientami, ale działo się tak tylko wtedy, gdy naprawdę jej się podobali. No bo w końcu była w Las Vegas, prawda? Mimo, że tu mieszkała i pracowała, to czasem dawała się ponieść temu miastu i przywilejom, które niosło przebywanie w nim.
    Oparła się tyłem z niemal dziecinnym uśmiechem o blat toaletki i przygryzła dolną wargę.
    -Właściwie to co byś powiedział na towarzyszenie mi dzisiaj? Skoro i tak nie muszę pracować, a ty bywasz tu codziennie i twoi współpracownicy z powodzeniem poradzą sobie bez ciebie ten jeden raz...mógłbyś pójść gdzieś ze mną. Oczywiście jak się już doprowadzę do porządku - wywróciła oczami, podkreślając, że musi się przebrać w coś nieco bardziej kryjącego.

    OdpowiedzUsuń
  7. Prychnął i odwrócił się, ruszając w stronę blatów, by coś szybko mu przygotować.
    - Ale kogo to obchodzi, że ręce myłeś. Jakbyś mi tam palec wepchnął, to w sumie jeszcze gorzej, niż gdybyś jeden z tych swoich włosów zostawił. - Co prawda warunków estetycznych Ed na myśli nie miał, ale te higieniczne już jak najbardziej. - To prawie jak bawienie się z pięcioma zabłoconymi psami, a potem zabawianie się w łóżku.
    Być może trochę przesadzał i dobrze o tym wiedział, lecz klienci przychodząc do niego w pewnym sensie godzili się mu ufać. Serwując im jedzenie był w stanie zrobić wszystko, od przypalenia wołowiny zaczynając, na doprawieniu cyjankiem kończąc. Dlatego w zamian za powierzenie własnego losu, starał się odwdzięczać perfekcyjnymi daniami.
    - Voila - stwierdził, kiedy przed chwilą zdjętą z grilla pierś przyprawił oraz dodał awokado z ciepłym pomidorem. - Tutaj możesz pchać ręce, gdzie zechcesz. Chociaż jak wolisz, to możesz dostać widelec, no ale przecież w zwyczaje się wpieprzać nie będę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Aż tak źle nie. Właściwie gdyby porównać Stephena do co poniektórych klientów, to mężczyzna powinien wręcz błyszczeć czystością.
    Westchnął, robiąc zbolałą minę.
    - Nie? Cholera, a myślałem, że będę miał okazję, żeby cię za te kudły pociągać.
    Dla Steve'a może i własna orientacja stawiała sytuację w innym świetle, lecz Edowi wszystko malowało się w barwach całkowicie odmiennych, bo mógłby faceta przelecieć choćby tu i teraz. Nie, żeby odezwało się w nim serce, a skąd. Po prostu kim by był, gdyby nie skorzystał z okazji?
    Oparł się o pobliską szafkę, łapiąc za jedną z nieopodal leżących marchewek. Owszem, kiedy wchodziło się do kuchni, na początku ślinka ciekła, a kiszki grały marsza, lecz im dłużej się w tych zapachach przebywało, tym bardziej apetyt zanikał, więc pod koniec dnia Clarence czuł się niedobrze na samą myśl o czymś bardziej zapełniającym niż samotna marchewka.
    - A przyłaź sobie, bylebyś talerzami rzucać nie zaczął. Przy okazji byś się mógł pracownikom przyjrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  9. Owszem, pieniędzy nie brała, bo to było tylko dla jej przyjemności. Była wolnym człowiekiem, który mógł robić co chciał i z kim chciał. Więc korzystała z tego przywileju, gdy naszła ją taka ochota. Gdyby zażądała za coś takiego kasy, czułaby się co najmniej paskudnie. Obiecała sobie, że nigdy nie zniży się do tego poziomu, choćby nie wiem jak mało miała na koncie. To było po prostu złe. Przynajmniej w jej mniemaniu.
    A kokietowała nieco Steve'a, chociaż robiła to częściowo nieświadomie, a częściowo...być może tego chciała. Pomimo faktu, iż mężczyzna raczej nie był w jej typie. Nie znosiła bowiem tak długich włosów u płci przeciwnej. Ale niezaprzeczalnie było w nim coś, co ją do niego ciągnęło. Nie wiedziała co, ale to działało i wpływało na to, co robiła.
    Pokiwała głową, gdy ten już znikał za drzwiami. Mówiąc bardziej kryte ubranie w tym wypadku miała na myśli krótką, obcisłą małą czarną. W końcu był wieczór a oni szli na miasto. Chyba nikt od niej nie oczekiwał, że włoży jeansy i t-shirt? Zresztą tego typu ciuchy potrafiła zakładać nawet w ciągu dnia (a przynajmniej jeśli chodzi o krój sukienek). Czuła się w nich po prostu najbardziej komfortowo.
    Po pięciu minutach zjawiła się obok znajomego z szerokim uśmiechem na twarzy i bez słowa ruszyła w stronę wyjścia z lokalu.
    -Proponuję wpaść gdzieś na jakieś żarcie na wynos, umieram z głodu. A fast foodów nie jadłam milion lat. Frytki - powiedziała nagle. - Tak, wezmę frytki.
    To była jej cecha charakterystyczna. Potrafiła być zarówno dojrzałą, uwodzącą mężczyzn kobietą, jak i wesołą, spontaniczną dziewczyną, zachowującą się czasem jak dziecko. Nie kontrolowała tych zmian, jakie w niej zachodziły. Nie zastanawiała się nad tym co robi, po prostu postępowała tak, jak w danym momencie wydawało jej się w miarę normalne.

    OdpowiedzUsuń
  10. Spojrzała na niego spod długich czarnych rzęs, nie zwalniając kroku, po czym wskazała na swoje szpilki. Te same, które miała na scenie, bowiem należały one do jej ulubionych.
    -Te buty - zaczęła - są dla mnie wygodniejsze niż trampki. Spędzam w nich całkiem sporo czasu wykonując najróżniejsze akrobacje, które miałeś okazję oglądać i wierz mi, jeśli daję radę na scenie, to przejdę do budki z frytkami z palcem w dupie - skończyła, posyłając mu rozbawiony uśmiech. - A teraz konkrety. Wiesz może, gdzie jest najbliższy, tani fast food? Bo niestety zostałam rozpieszczona przez Bellagio obiadami w hotelowej restauracji albo przynoszonymi do mnie do pokoju. A jedyne bary jakie pamiętam z okresu, gdy tu nie pracowałam, są daleko poza centrum. Nie uśmiecha mi się jeżdżenie czy chodzenie aż tam, bo chyba nie warto dla jednej przekąski. Czy ochrona nie powinna się obżerać w jakiś tanich barach? Albo jak wolisz, członkowie mafii nie powinni spotykać tam swoich ofiar i zalewać ich obiadów za dużą ilością keczupu dla większej dramaturgii i przekazania, że następnym razem to będzie ich krew, czy coś w tym rodzaju?

    OdpowiedzUsuń
  11. -W zasadzie to obejrzałam może ze trzy filmy tego typu i jakoś wryły mi się w pamięć - zaśmiała się głośno i nagle zrobiła minę pod tytułem "olśniło mnie". Klasnęła w dłonie z zadowoleniem. - No błagam, po co się ma przyjaciół kucharzy? Ed zaraz mi tu usmaży pyszne, zdrowe frytki na świeżym oleju.
    Stanęła pod drzwiami do kuchni tutejszej eleganckiej restauracji.
    -A ty na co masz ochotę, Steve? - spytała, zamierzając wejść do środka i zmusić Clarence'a by w trybie przyspieszonym zrobił jej coś do żarcia, w przeciwnym razie skutecznie odstraszy wszystkich zainteresowanych nim pedałów.
    Zaczęła się zastanawiać co zrobią później. Gdzie pójdą, gdy coś zjedzą? Do klubu, baru, a może na jedną z tych specyficznych, odrobinę ćpuńskich domówek u ludzi, których nikt nie zna? Dla niej każda opcja była dobra. Ważne by się dobrze bawić.

    OdpowiedzUsuń
  12. -Dobrze, będę oglądała same komedie romantyczne. Nie wiem czego efekty będą gorsze, ale jak sobie życzysz.
    Faktycznie, mieszkanie w hotelu, którego się było pracownikiem, należało do wyjątkowo uprzywilejowanych. Mieli za darmo jedzenie, apartamenty i wszystkie atrakcje, jakie oferował, w tym baseny, spa i tym podobne. Ją wręcz namawiali by korzystała z tego ostatniego, bo do jej obowiązków należało dbanie o siebie i wyglądanie perfekcyjnie każdego wieczora.
    Cóż, pomyślała, że mógłby wpaść na tak durną odpowiedź, dopiero jak zadała pytanie i było za późno by ugryźć się w język. Na szczęście okazał się bardziej rozgarnięty, więc zachował się normalnie. Odrzuciła włosy do tyłu, uśmiechając się delikatnie.
    -Zamówienie przyjęte - i po tych słowach zniknęła za metalowymi drzwiami na około dziesięć minut. W końcu przygotowywanie każdego posiłku, a szczególnie jak miało się na głowie milion innych dań, musiało trochę zająć. Po tym czasie powróciła do niego z paczką frytek i tortillą w drugiej.
    -Usiądziemy sobie przed hotelem? - spytała, biorąc jedną frytkę i wsuwając ją sobie do ust. Nie czekała na odpowiedź, bo wiedziała, że się zgodzi (no bo czemu miałby się nie zgodzić?) i ruszyła w stronę wyjścia. Chwilę później siedzieli już na ławce.
    -Dlaczego pracujesz dla mafii? - zapytała jakby od niechcenia.

    OdpowiedzUsuń
  13. -Skoro tak mówisz, to z pewnością jest ciekawa - odparła z namysłem, ale widząc jego wyraz twarzy zorientowała się, że on nie chce o tym rozmawiać. Dlatego postanowiła nie wnikać. Może kiedyś sam jej opowie, a może nie. Każdy miał prawo do własnych tajemnic, problemów i rzeczy, którymi dzielił się tylko z nielicznymi. Chociaż na przykład ona nie miała takich zbyt wiele. Jej życie było bardzo udane i niewiele rzeczy tak naprawdę żałowała. Uwielbiała nawet swoją pracę, chociaż ludzie jej o to nie podejrzewali. Chociaż przez brak jakichś życiowych tragedii czuła się trochę nudna.
    -No to...opowiedz mi o sobie wszystko co chcesz, oprócz tego - powiedziała w końcu z dziecięcym uśmieszkiem. - Czym się interesujesz i tak dalej.
    Podczas gdy on miał mówić, Marissa zajęła się słuchaniem i jedzeniem frytek jednocześnie. Liczyła tylko na to, że nie spyta jej co konkretnego chce wiedzieć. Nie znosiła tego pytania, lubiła jak ludzie sami zastanawiali się nad tym czym by się chcieli podzielić i zaskakiwali ją swoimi wypowiedziami.
    [Sorry, że tak krótko. Postaram się poprawić.]

    OdpowiedzUsuń
  14. Gdyby mógł, odradziłby mężczyźnie jakiekolwiek miotły czy inne drążki. Nie z własnego doświadczenia, ale ile to razy słyszał o różnorakich wypadkach. Od obtarć i skaleczeń po okrutne w bólu rozdarcia.
    - No jak wolisz. W końcu twoja strata. - Mimowolnie się uśmiechnął.
    Jeżeli Steve postanowi wpadać częściej, to na pewno zostanie przywitany z otwartymi ramionami. Przynajmniej w zależności od nawału pracy, bo zdarzyć się może i tak, że zamiast ciepłego posiłku otrzyma zdrowy ochrzan. Takie sytuacje jednak zdarzały się Edowi naprawdę sporadycznie. Zwykle bowiem starał się znajdować czas dla wpadających w odwiedziny znajomych i serwować dania wedle gustu przychodzącego. Co prawda niekiedy rzeczywiście nie miał chwili i w takich wypadkach robił coś na szybko, bez niepotrzebnych wykwintności.
    - Zostajesz na deser? - spytał. - No i przy okazji, to musisz się jakoś smakowo i alergicznie określić, jak chcesz dalej wpadać, bo jeszcze się okaże, że jesteś na laktozę uczulony, a ja ci sernik zaserwuję. Wiesz, wolałbym, żebyś z restauracji o własnych siłach wychodził, a nie żeby cię wynosili.

    OdpowiedzUsuń
  15. W takim razie musiał chociaż trochę się wyrobić w tych sprawach, bo w dorosłym życiu często się zdarzało, że trzeba było siebie jakoś sprawnie zaprezentować. Najczęściej na rozmowach kwalifikacyjnych czy różnego rodzaju spotkaniach. Może póki co mu się to nie zdarzyło, ale prawdopodobnie za parę lat będzie zmuszony sobie w ten sposób radzić. Chociaż oczywiście ona po prostu próbowała w jakikolwiek sposób rozwinąć ich pogawędkę, broń Boże go nie przesłuchiwała.
    Nie była w stanie zrozumieć jak można lubić się brudzić, a już tym bardziej przy samochodzie, gdzie miało się do czynienia z ogromną ilością najróżniejszych smarów, które wyjątkowo ciężko się zmywało, ale pozostawiła to bez komentarza. W końcu była kobietą, więc przepadała za zupełnie innymi rzeczami.
    -Może cię to zdziwi, ale studiowałam matematykę. Naprawdę ją lubiłam, ale mimo to rzuciłam studia, dla wyższych celów jakimi jest między innymi bycie striptizerką - powiedziała pół żartem, pół serio. - Lubię filmy, najróżniejsze. I wbrew pozorom nie tylko komedie romantyczne, bo zazwyczaj są zbyt przewidywalne. Uwielbiam muzykę, taniec i seks - zastanowiła się. - I to by było na tyle - uśmiechnęła się szeroko, po czym poderwała z miejsca jak tylko skończyła jeść. Wyrzuciła papierek po frytkach do pobliskiego kosza. - Okej. Masz jakieś propozycje, gdzie teraz pójdziemy?

    OdpowiedzUsuń
  16. Machnął głową w geście, który przy dłuższej czuprynie zapewne odniósłby efekt podobny do rozkładającego się w powietrzu wachlarza włosów, lecz z fryzurą Clarence'a miał on wydźwięk jedynie teatralny.
    - Żadna tajemnica.
    Przywołał jednego z kucharzy i kazał przygotować coś na deser, nie narzucając żadnego pomysłu, ale kategorycznie zabraniając przynoszenia sernika.
    - Chciałbyś - parsknął. - Zobaczymy, co nam młody przyniesie - stwierdził, brodą wskazując na odesłanego pracownika. - W sumie jeszcze go dokładnie nie sprawdzałem, to od razu powiesz, czy dobre, czy od razu mam zwalniać. Otruć nikogo nie powinien, ale zawsze lepiej sprawdzić przed wysłaniem klientom, no a kto mi szczerzej oceni niż osoba z zewnątrz?
    Steve w tym momencie, chcąc nie chcąc, został wzięty na królika doświadczalnego. Co prawda zero było powodów do obaw, w końcu Ed nie zatrudniłby kogoś beznadziejnego, a taki szybki sprawdzian dostarczał choć trochę rozrywki.

    OdpowiedzUsuń
  17. Słysząc jego dość odważną propozycję uniosła na niego wzrok. Uśmiechnęła się kącikiem ust, a w jej oczach pojawiły się figlarne ogniki. Szczerze mówiąc nie spodziewała się, że tak szybko przejdą na ten etap, który można było porównać do stąpania na cienkim lodzie. Przez cały czas odczuwalne jest specyficzne napięcie, w każdej chwili coś może pęknąć, a oni wpadną do wody. W tym przypadku nie zdziwiłaby się, gdyby tą wodą było łóżko. Chociaż wolała nie wyciągać pochopnych wniosków i po prostu obserwować co się będzie dalej działo.
    -To może być ciekawe - oznajmiła swobodnym tonem, przekrzywiając głowę lekko na bok. - W takim razie nie ma na co czekać. Umieram z ciekawości, które z nas wygra - ominęła go i ruszyła w stronę kasyna zdecydowanym krokiem. Nagle zatrzymała się i odwróciła w jego stronę. - Jeśli to będę ja, możesz się już zacząć martwić - dodała z łobuzerskim uśmieszkiem.

    OdpowiedzUsuń
  18. Usłyszawszy hasło "Koniec obstawiania" nachyliła się lekko nad stołem, by wszystko dokładnie widzieć. Mimo, że prawdopodobnie nie miała zbyt wiele do stracenia, odrobinę się denerwowała. Właściwie nie wiedziała dlaczego. Nastała chwila oczekiwania i w końcu kulka się zatrzymała. Na polu, które ona obstawiała. Miała ochotę pozwolić sobie na okrzyk radości, jednak uznała, że dużo lepszy efekt osiągnie ukazując jedynie odrobinę zadowolenia. Wyprostowała się, spoglądając z rozbawionym uśmieszkiem na Steve'a.
    -Obawiam się, że wygrałam. A wiesz co to oznacza? - widząc jego pytający wzrok uznała, że szybko rozwieje jego wątpliwości. - Idziemy do klubu tańczyć.
    Nie czekając na jego reakcję, ruszyła w stronę wyjścia z lokalu. Niedługo później znaleźli się już w klubie muzycznym, gdzie ludzie tańczyli na parkiecie albo siedzieli przy barowym blacie lub niskich stolikach ustawionych pod ścianami. No dobry początek zaciągnęła go do baru, by wypili po drinku. Później podniosła się ze stołka i poszła na środek sali, by zacząć poruszać się do rytmu muzyki.

    OdpowiedzUsuń
  19. Bristol - świat narkotyków, używek, dzikiego seksu i bezmyślności młodych ludzi. Czy w tym wszystkim jest miejsce na prawdziwe uczucia czy rodzinę?
    Dołącz do nas. Być może wreszcie odnajdziesz samego siebie...
    http://skins-show.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń