piątek, 14 września 2012

Ko­bieta jest or­ga­niz­mem ul­tra­dos­ko­nałym. Pot­ra­fi się re­gene­rować po ek­stre­mal­nie ciężkich doświad­cze­niach. Przet­rwa wszystko.





Mackenzie Jackson
13 sierpnia 1979
Springfield, Illinos.

| Szczeniak Dogue de Bordeaux | Dziewczyna z sąsiedztwa | Optymizm ponad wszystko! |
| Wysokie szpilki, dopasowane stroje  | Stanford University |  Biżuteria po babci |
| Sentymentalne podróże | Recepcja | Niezorganizowana organizatorka |
| Ogromne problemy z porannym wstawaniem | 


Trzynasty sierpnia 1979 roku nie był jakiś szczególnie szczególny. Fatalna pogoda, mgła i wciąż padający deszcz. I to właśnie ten dzień wybrała sobie Kenzie na przyjście na świat. Jak widać od małego lubiła robić wszystko na przekór innym. Jak jej kuzynki piły niegazowaną wodę ona sięgała po dziwne smaki soków. Jak one jadły lody, ona wcinała żelki. Kiedy one dzielnie wkuwały kolejne tomy książek potrzebnych do zaliczenia egzaminów, Kenzie brylowała na akademickich salonach i grała w ruletkę z podejrzanymi typami studiującymi Historię. Ot takie widzimisię. 
Mimo wszystko, to właśnie ona wciąż pozostaje ukochaną córeczką rodziców, przez co jej 'nad wyraz poukładany brat' ma ochotę strzelić sobie w głowę przynajmniej cztery razy w roku, gdyż mniej więcej tyle razy się widują. No cóż, nie wszystkich trzeba kochać miłością bezgraniczną, a do takiego 'bezgranicznego'  kochania posiadała już swoją małą kompanię. Otóż Kenzie była dumną żoną pewnego przystojnego mężczyzny, który postanowił dawno temu wkroczyć do jej życia, bezceremonialnie odbijając ją swojemu kumplowi. Bardzo romantyczna historia, prawda? Kolega do tej pory czuje się urażony i na wszelakich zjazdach absolwentów odwraca od niej głowę, a jeśli już musi z nią porozmawiać to zawsze, ZAWSZE wypomina im jak to bardzo zniszczyli mu życie swoim wyborem. Cóż, nie można mieć wszystkiego, prawda? Kenzie zdecydowanie tego 'wszystkiego' już nie ma. Pewnego pięknego dnia Pan Mąż przegrał walkę z rakiem i uczynił ją bardzo młodą wdową. Zdążyli jednak pozamykać wszystkie wspólne sprawy, pożegnać się i spędzić ze sobą kilka pięknych lat. Obiecała nie płakać zbyt długo, wynieść się do wymarzonego Las Vegas i dostać postadę recepcjonistki w jednym z najbardziej okazałych hoteli w mieście. Wszystkie obietnice spełniła. Dziś jest szczęśliwa. 



Jak na typową blondynkę Kenzie zazwyczaj nie ogarnia świata. Czasem się jednak zastanawia czy to dlatego że jest blondynką, czy to może obecność tych wszystkich dziwnych ludzi w hotelu tak na nią wpływa. Kierunków świata też z reguły nie odróżnia, bo przecież nie ważne że supermarket jest w to bardziej prawo niż jej własne prawo i że przecież fryzjer jest bardziej na lewo niż jej się wydaje. Mimo wszystko dzielnie jeździ samochodem i głośno słucha muzyki otwierając przy tym wszystkie okna. Śpiewa nałogowo, choć kompletnie nie potrafi. Słoń nadepnął jej na ucho o te sprawy. Nie przeszkadza jej to jednak dawać solowych koncertów pod prysznicem albo przy krojeniu warzyw na sałatkę. Szczeniak nie protestuje, więc dlaczego miałaby przestać? Wielbi swoje małe zwyczaje, których nabawiła się w czasie małżeństwa, dodatkowo bardzo dobrze zna się na winach i co wieczór wypija lampkę ulubionego, własnoręcznie robionego 'napoju'. Francuskie restauracje też lubi, więc to tam wyciąga znajomych na weekendowe wypady. I romantyczna jest jak cholera! Wciąż trzyma wszystkie prezenty i nawet te upominki, które są wybitnie niepraktyczne i beznadziejne, ale ona nie ma sumienia ich wyrzucić. Od czterech lat jest dumną posiadaczką prawa jazdy, jednak do tej pory zastanawia się czy aby napewno jej egzaminator założył tego dnia odpowiednie okulary i aparat słuchowy. Przyznaje, nawet sama przed sobą, że kierowca z niej marny ale skoro ktoś jej kazał jeździć, to teraz zmawia modlitwy do wszystkich bogów jacy jej przyjdą na myśl i wyrusza 'w trasę' z zawrotną prędkością czterdziestu kilometrów na godzinę. Nie ważne, że wymijają ją rowerzyści, staruszkowie i dzieci na trójkołowych rowerkach, Kenzie wychodzi z założenia, że woli wyjechać do pracy godzinę szybciej niż zabić kogoś po drodze swoim totalnym brakiem zdolności do czegokolwiel za kółkiem. Ma dystans do siebie, lubi się śmiać z drobnych wypadków i  NIE POTRAFI ZACHOWAĆ POWAGI W STOSOWNYCH MOMENTACH! I nie lubi zasad. Życie jest za krótkie żeby trzymac sie wciąż tych samych, ustalonych reguł. Poza tym... Zasady są po to, żeby je łamać. I tym prostym sposobem zaczęła kolekcjonowac mandaty za przechodzenie na czerwonym świetle, picie w miejscu publicznym i kłótnie z panami policjantami na środku ulicy w Las Vegas. Ach ta dzisiejsza młodzież!  Oprócz tego musi tupać nogą, bawić się długopisem i przynajmniej dziesięć razy w przeciagu minuty poprawić niesfornie opadające na buzie kosmyki włosów. Dlaczego? Z bardzo prostej przyczyny, otóż dwanaście lat temu zdiagnozowano u niej Zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi, zwane potocznie ADHD. Niektórym wydaje się, że to takie miłe i wesołe kiedy dziecko czy nastolatka mają tyle energii, że nie mogą siedzieć na jednym miejscu dłużej niż trzy minuty. Kenzie tak nie uważa, dlatego grzecznie łyka pigułki przepisane przez miłego pana doktora i modli się, żeby owy pan doktor żył po wieki, wieków, amen.


Kenzie lubi ludzi. Lubi im pomagać, lubi z nimi rozmawiać i przede wszystkim lubi się nimi otaczać. Duże przyjęcia czy rodzinne zjazdy to jej ulubione momenty w życiu. Kenzie nie wyobraża sobie innej pracy niż ta, którą właśnie wykonuje. Łączy w niej wszystko co lubi. Lubi słuchać, lubi jak dzieciaki hotelowych gości biegają we wszystkie strony po korytarzach. Lubi denerwować współpracowników swoim optymizmem i uwielbia podjadąć czekoladowe ciastka z kuchni. I nawet lubi te nocne dyżury podczas których nic się nie dzieje, więc cała obsługa ma czas na ploty, gorącą herbatę i ślizganie się na hotelowych posadzkach. To takie dorosłe! Recepcja jest przyjemnym miejscem. Pracuje tam już któryś rok z rzędu i uważą, że ma tam jak u Pana Boga za piecem. Dodatkowo za nic na świecie nie zamieni swojej przytulnej kawalerki na poddaszu na nic innego! Taki mały, lokalny patriotyzm dziesięć minut od Hotelu.



---
Melanie Laurent. 
Karta stara, przerobiona i pewnie przerabiana jeszcze będzie :)
Zapraszam do wątków i powiązań :)

23 komentarze:

  1. [ Myślę że za zasłonięcie wątek się należy :P ]

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Ależ ja się czepiam bo lubię się czepiać ;P i zresztą to zawsze dobry pretekst by kogoś wykorzystać z zaczynaniem:P.
    Hm my się znamy tak? Podpis Nanna mi coś mówi ;P
    Bardzo fajna ta twoja postać swoją droga ;) taka radosna. To co czasami razem robią coś szalonego po za pracą? Sam czasami potrafi zdjąć maskę ;) . ]

    OdpowiedzUsuń
  3. [ No to mi się podoba. To co przyjaźń? ;D
    Zaczniesz tak? :D ]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Witam serdecznie współautorkę. ; ) Masz może ochotę na jakiś wątek.?]

    OdpowiedzUsuń
  5. [mogą się znać z hotelu, skoro Kenzie jest recepcjonistką, a Amelia menagerką.]

    OdpowiedzUsuń
  6. [ojeju, ojej. no dobra. x d]
    Amelia obudziła się wcześnie rano, wykąpała się i ubrała jasnozieloną, rozkloszowaną bluzkę, którą włożyła w eleganckie białe spodnie. Do tej włożyła zielone szpilki i upięła włosy w kok. Włożyła do ucha nieodłączna bezprzewodową słuchawkę i wyszła z apartamentu. Zjechała do lobby i podeszła do recepcji.
    -Witaj, Kenzie. -uśmiechnęła się serdecznie do blondynki siedzącej za kontuarem. -Ślicznie dziś wyglądasz.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ochroniarze czasami i byli dziwni, ale Sam jakoś się tym nie przejmowała. Thomas puszczał ich od razu, ten wolał sprawdzić dokładnie, był młodszy, mniej znał się na ludziach, albo był gorszym obserwatorem. Kto wie co mu chodziło po głowie?
    - Ja i plotki? - zapytała zaskoczona, bo Sam chyba była ostatnią osobą, która coś jej mogła w tym względzie przekazać.

    OdpowiedzUsuń
  8. -Znowu? -westchnęła. -A dzwoniłam już, by ktoś się tym zajął. Cholera. Od rana mam pełne ręce roboty. Zajmę się tym. -posłała jej słaby uśmiech. -Jak chcesz mogę też coś ugadać z drugim recepcjonistą, byś mogła wcześniej skończyć. Wyglądasz na niewyspaną. Chciałabyś się zwolnić troszkę wcześniej?
    Rzadko pozwalała na to, by pracownicy się zwalniali, jednak Kenzie nie wyglądała dobrze. Ciemne kręgi pod oczami były widoczne nawet spod makijażu. Sądziła, że uda jej się to załatwić.

    OdpowiedzUsuń
  9. -No niestety, ale to zrozumiałe. Przyjechali tu by odpocząć i się zrelaksować, chcieli się czuć jak w raju, a tu raj trochę im się psuje. -rozejrzała się wokół. -Mam nadzieję, że sobie poradzisz. Masz ochotę wyskoczyć później na kawę, czy coś? -wyjęła klucz z torebki i położyła na blacie. Za pół godziny miała spotkanie w sprawie dekoracji w lobby. Chciała je trochę odmienić na nowy sezon, ale nie miała za bardzo pomysłu.

    OdpowiedzUsuń
  10. Zdecydowanie nic jej nie mówiła o plotkach, albo już ją zapomniała. To pierwsze było jednak zdecydowanie bardziej prawdopodobne.
    Spojrzała kpiąco na dziewczynę, gdy powiedziała o nowej miłość. Sam chyba przestała w nią wierzyć.
    - Nie ma i mówiłam ci że nie będzie. Umrę z królikami. - wzruszyła ramionami. Gdzieś w między czasie może spłodzi sobie dziecko z jakimś przystojniakiem. Dziecko chciała, ale faceta już nie koniecznie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ta dziewczyna zdecydowanie nie miała po kolei w głowie, ale Sam to lubiła.
    - Musisz się z tym pogodzić. Kocham króliki, są takie słodkie. I te ich małe słodkie noski. - powiedziała z westchnięciem. I Oczywiście szerokim uśmiechem. Kochała swojego królika jak wariatka.

    OdpowiedzUsuń
  12. Przewróciła oczyma i uśmiechnęła się do niej, kręcąc głową.
    - Kochanie, króliki są roślinożerne. I nie tkną mięsa. Ciasteczka za to uwielbia mój kochany słodziak. A właśnie muszę iść kupić dla niego karmę, ostatnio go zaniedbuje naprawdę.
    W tym języku znaczyło to, że królika dostaje marchewkę a nie sałatę.

    OdpowiedzUsuń
  13. Kolejny raz nie mogła się oprzeć przewróceniu oczyma.
    - A po co mi facet? I dlaczego całe życie ma być lepsze gdy znajdę faceta. Gdy mam ochotę na seks to go znajduje, potem brutalnie zostawiam i życie jest tak samo nieskomplikowane jak wcześniej.
    Mogło to brzmiać brutalnie, ale Sam chciała żeby wszyscy tak myśleli. Nie miała mieć uczuć, nikt nie miał jej już więcej zdradzić, zranić.

    OdpowiedzUsuń
  14. [Wszystko jeszcze przed nami, tak powiedzmy. Ukochanie byłoby bardzo miłe, ale na początek może wystarczy jakiś wątek. ;)]

    OdpowiedzUsuń
  15. [Wspominałam już, że stworzyłaś bardzo sympatyczną (jeśli chodzi o opinię po przeczytaniu tekstu u góry) postać? Bardzo fajna, tak jak karta. I pomysł mam, wpadł mi właśnie do głowy. I chyba nawet ja postaram się zacząć, bo opiera się na tym, jak to Evelyn podchodzi do Mackenzie, więc bez sensu byłoby zmuszać Ciebie. Chyba się nie obrazisz, hm?]

    OdpowiedzUsuń
  16. Poranki bywały najgorsze. Powinna już dawno przystosować się do takiego trybu życia, jednak matka za bardzo wpoiła w nią ponad dwadzieścia lat temu prostą zasadę: "idziesz spać o rozsądnej porze i wstajesz wypoczęta z samego rana". Gdyby teraz widziała swoją kochaną córcię, która z zaspanym spojrzeniem zeszła z wysokiego stolika przy barze, odstawiła postawionego przez barmana drinka i zamrugała parokrotnie, zdając sobie sprawę, że powinna już iść do siebie, bo świta, a ona przez występ nie zmrużyła oka. Zaśpiewała niewiele, siedem coverów, z czego dzisiaj akurat (na życzenie klienta, który odbywał urodziny) większość była Lany Del Rey. Sama specjalnie nie była jej fanką, ale mus to mus - nauczył się ich dzień wcześniej i jak dowiedziała się od barmana, było nieźle. Ale on zawsze był miły i dbał o ludzi. Dlatego przypilnował ją i wypiła tylko jednego drinka. Za mało, żeby się rozbudzić.
    Uśmiechnęła się dosyć smutno do kelnerki, którą minęła. Olała ją totalnie, mimo że cały ostatni tydzień przesiedziały na jednej zmianie, o ile tak można określić parę zarwanych nocy. Czekała ją teraz batalia z całą drogą do jej pokoju. Zanim jednak frygnie się na łóżko, musi odebrać klucz.
    Złota zasada, jaką miała ustaloną z recepcją: pilnują jej klucza, kiedy ma występ. Tak było bezpiecznie, wygodnie dla tych u góry i łatwiej. Chociaż czasami narzekała, że nadrabia drogi. Stanęła przy recepcyjnej ladzie, patrząc na nowo przyjętą recepcjonistkę.
    - Klucz do pokoju na nazwisko Barlow, proszę - powiedziała, wiedząc, że nowa niezbyt kojarzy kogoś takiego jak ona.
    Pięć minut. Miała wrażenie, że tyle zajęło dziewczynie szukanie klucza. Okres oczekiwania zabijała, uderzając palcami o blat. Aż wreszcie dowiedziała się czegoś ciekawego.
    - Przykro mi, ale klucza nie ma.
    Evelyn wybałuszyła oczy, uśmiechając się na początku, jakby to był żart. Już miała pytać, czy nowa mówi poważnie, kiedy na horyzoncie pojawiła się Jackson, znana jej już recepcjonistka.
    - Kenzie? - zawołała ją, stając na palcach i unosząc delikatnie rękę. - Mogłabyś mi pomóc?
    Była jej jedyną nadzieją. Nie miała nastroju na żarty. A klucza podobno jak nie było, tak nie ma.

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie miała specjalnie żalu o to, że nowa recepcjonistka jest niezbyt ogarnięta. Pamiętała swój pierwszy dzień w pracy tutaj, kiedy trema o mało co ją nie zeżarła przed występem. Nie dość, że zgubiła się w pierwszy dzień (Las Vegas to prawdziwy labirynt złożony z mnóstwa reflektorów, neonów i kasyn, idzie się zgubić), to widząc mikrofon ustawiony przed nią o mało co nie padła na podłogę. Z dzisiejszej perspektywy tamto uczucie wydaje jej się kompletnie błahe i przede wszystkim, żałosne. Evelyn Barlow zdała sobie sprawę, że goście zazwyczaj są tak pochłonięci alkoholem, panienkami lub grą, że nigdy nie zwrócą uwagi na nią. Po prostu dla nich stoi tam sobie jakaś kobietka, która smęci do mikrofonu. Choćby Lanę Del Rey, Adele czy jakąś inną gwiazdę, której piosenki nie wymagają tańcowania na środku sceny. A może właśnie gdyby wywijała tyłkiem zwróciłaby na siebie uwagę? Szkoda, że nie potrafiła.
    - Mogłabyś mi pomóc, a... - spojrzała na plakietkę nowej, zagubionej dosyć recepcjonistki. Martha. - A Martha zajęłaby się kimś innym? Mamy tutaj mały problem...

    OdpowiedzUsuń
  18. Samara tylko wzruszyła ramionami. Jej na razie takie podejście zdecydowanie pasowało. Na razie była młoda, miała cale życie przed sobą to po co było ją marnować na mężczyznę, który wiecznie będzie marudzić, rozrzucać swoje brudne skarpetki i zdradzał. Tak wyglądała współczesna miłość. Ale kto wie, czy Sam kiedyś się nie zakocha? To było nawet możliwe.
    - Czyli jeszcze nikt cie nie zdradził? Żaden facet nie zostawił na lodzie? Nie odszedł bez słowa albo zostawiają karteczkę samoprzylepną?

    OdpowiedzUsuń
  19. Sam zrobiło się trochę głupio, ze tak na nią najechała. Nie wiedziała, że ktoś jej umarł, ktoś zdecydowanie ważny dla niej. Dziwne, była przecież bardzo młoda. Najwidoczniej sporo już przeszła w swoim życiu.
    - Wybacz. Po prostu nigdy nie trafiłam na faceta, który chciałby mnie, a nie tylko moje ciało. I skoro oni mnie tak traktują to ja będę traktować ich dokładnie tak samo. No chyba że byli to geje, oni są cudowni. Nie mogę jednak tworzyć związku z homoseksualistą.

    OdpowiedzUsuń
  20. Zgadzało się, Sam przydałby się mężczyzna kochający, wierny, taki męski i pewny siebie, ale nie zarozumiały. Cóż takiego jak się okazuje to ze świecą szukać.
    - Jaki był twój mąż? - zagadnęła ciekawa jak dziewczyna go pamięta.
    Wiedziała, ze po śmierci ukochanych często się je idealizuje. Na przykład jej brat, dziecko rodziców, którzy ją wychowali teraz nie wydawało się takie straszne. Cóż ciekawe czy dziewczyna tez inaczej go zapomniała.
    - Tylko, że jest problem. Ten gej musiałby być naprawdę zdesperowany, żeby chcieć się ze mną ożenić czy coś takiego. - zaśmiała się i odgarnęła włosy na plecy.

    OdpowiedzUsuń
  21. Być może niezbyt grzecznie zmierzyła wzrokiem Marthę, która na słowa Mackenzie skinęła głową krótko i oddaliła się w stronę drugiego miejsca przy recepcji. Zrobiła to całkiem podświadomie, chociaż wiedziała, że prawdopodobnie takie rzeczy od razu widać.
    Kenzie już na początku jej pracy tutaj wydawała się być osobą miłą i towarzyską. Mimo tego, że Martha mogła denerwować swoją postawą, zdawała się starać. W pewnym momencie zrobiło się Evelyn jej żal i złość na moment ustała, kiedy zobaczyła, jak dziewczyna potyka się i ledwo utrzymuje równowagę. Chwilę później jednak przypomniała sobie, jak bardzo chce dostać się do własnego pokoju. Miała dziwne wrażenie, że nie tak łatwo jej to przyjdzie.
    - Miło z twojej strony, że jej pomagasz - skomentowała krótko w stronę koleżanki, bardziej doświadczonej w sprawach na recepcji i westchnęła cicho. - Chciałabym klucz do mojego pokoju, ale tamta dziewczyna... Martha, tak... Mówiła, że go nie ma. Co się u diabła dzieje?

    OdpowiedzUsuń
  22. Zapraszam na forum ogólnotematyczne z Pretty Little Liars w tle. Znajomość serialu nie jest konieczna. Zamierzasz dołączyć? Zaproś swoich znajomych https://gotsomesecrets.fora.pl/

    OdpowiedzUsuń
  23. Zgarnął kartę z marmurowego blatu. Uświadomił sobie właśnie, jak świetnym kłamcą jest nie tylko na sali sądowej, ale również w życiu prywatnym. Zdołał się zadomowić w mieszkaniu, które nigdy nie było i nigdy nie będzie jego domem, nawet nie miał do niego prawdziwych kluczy. Służba służbą, przyzwyczaił się w domu rodzinnym do przychodzenia na gotowe i widoku pokojówek, które wyręczały ich praktycznie we wszystkim, jednak tutaj nie wyglądało to tak samo. Było do cna hotelowo, wracał do apartamentu i zastawał wszystko odprasowane, ułożone od linijki i pachnące, a kobiety, która to zrobiła nie widział przez kilka lat ani razu. Podobnie jak kucharza, który dzień w dzień gotował mu wszystkie zamówione telefonicznie posiłki. Nie brzmi jak dom. I nie było tam żadnego domu.
    - Dziękuję. - Odpowiedział uprzejmie recepcjonistce.

    OdpowiedzUsuń