Samara Carter
Lat 22
Krupierka
Studentka na Akademii Muzycznej, specjalizacja - fortepian
Rozdział pierwszy,
czyli Sweet Home Alabama
To nie było planowane dziecko. Tak samo jak tak trójka przed nią, z których urodził się tylko jeden chłopiec i tak jak ona został oddany do adopcji. Sam została adoptowana przez parę z Alabamy, która nie mogła mieć własnych dzieci. Prowadzili zakład, w którym wyrabiali szkła. Od kieliszków, po ozdobne wazy. Raj ze szkła.
I istotnie Alabama była dla tej blondynki jej prywatnym rajem. Kochała swoich rodziców, uwielbiała to jak o nią dbali i pomagali jej spełnić marzenia. I wtedy okazało się, że gdy nie chce się już mieć dziecka, bo ma się jedno to los płata figla i pojawia się drugie dziecko. Sam miała wtedy 15 lat i zeszła totalnie na drugi plan. Najważniejszy stał się Jack. Dwa lata później, w którejś z kłótni Sam dowiedziała się, że wcale nie jest ich dzieckiem. Jakiś czas później odnalazła Matta - prawdziwego brata. Wtedy uciekła z domu.
Rozdział drugi,
czyli New York, New York
Długo szukała tego, który mógłby okazać się jej bratem. Miała jego dane, ale jak nie trudno się domyśleć w Nowym Jorku mieszkał nie jeden Matt Walker. I w końcu go znalazła. Dziesięć lat starszy i prowadzący własną kancelarię prawnicza. Równie nieufny co ona, ale testy dały jednoznaczne wyniki. Są rodzeństwem. Dzięki jego pomocy i jego żony Sam stanęła na nogach. Pomogli jej skończyć szkołę, Sam od zawsze była zabójczo dobra z matmy. Liczyła szybko, sprawnie i w pamięci. Przez przypadek poznała jednego krupiera, tam zobaczyła na czym polega jego praca i stwierdziła, że to niezła myśl, sposób na dorobienie, a raczej zarobienie na studia, o których marzyła. Skończyła wtedy kurs krupierski. Okazuje się, że długie palce tak przydatne przy graniu na ukochanym fortepianie przydały się również tutaj, w końcu krupier musi obejmować 20 żetonów na raz. Po skończeniu szkoły stwierdziła, że pora przenieść się tam, gdzie pracy dla niej będzie w brut.
Rozdział trzeci,
czyli Sin City
Krążyła od jednego do drugiego kasyna i zdobywała coraz więcej doświadczenia. Szybko zauważono, że taka krupierka to mały skarb. Wyglądająca tak słodko i niewinnie, patrząca na ludzi wielkimi niebieskimi oczkami, zgrabna, umiejąca podkreślić swoje atuty, zyskując przy tym spore napiwki od wygrywających klientów, a do tego jeszcze blondynka, więc nikt nie podejrzewałby jej o takie zdolności liczenia. Taki sposobem trafiła właśnie do tego kasyna. I nie narzeka, zarabia przyzwoicie, ma gdzie mieszkać, może studiować nie zaciągając kredytu w tym celu. Czasami się tylko zastawia, czy nie mogłaby siedzieć po drugiej stronie stołu. Świetnie blefuje, w kasynie nie daje po sobie poznać większych uczuć, a karty... cóż liczy szybko.
Rozdział czwarty,
czyli pretending
W kasynie widzisz opanowaną młodą kobietę, która nie chce pokazać ci żadnych emocji. Od czasu do czasu na jej ustach błąka się delikatny uśmiech, który mówi jak dawno cię rozgryzła i jak dobrze wie ile dziś stracisz w tym miejscu. Jednocześnie masz ją za bezwzględną, nie zawaha się odebrać ci ostatniego grosza. Bezlitośnie skłamie ci w oczy. Nie odezwie się przy tym słowem, zachowa spokój, gdy zaczniesz się rzucać i szybko wezwie ochronę. A mimo to ten lekki chłód przyciąga jak magnez o czym świadczy zawsze komplet przy grach, gdzie aktualnie stoi.
Rozdział piąty,
czyli go your own way
Jej oblicze zmienia się po za pracą. Nadal jest nieufna wobec ludzi, czasami boi się, że przestała wierzyć w to, że mogą być oni jeszcze dobrzy, ale dla przyjaciół i rodziny gotowa na poświęcenia. Zakochana w małych dzieciach, które dla niej jako jedyne są jeszcze szczere. Czasami sama w sobie wskrzesza ta dziecinną radość i kąpie się w jakiejś fontannie, tańczy na ulicy i stara się udawać, że jest szczęśliwa. Boi się, że zostanie skrzywdzona, dlatego udaje bardzo silną, chociaż w istocie aż tak silna nie jest. Czasami popłacze sobie w pokoju, napisze kolejny utwór przy tym. Nigdy jednak nie płacze przy innych, boi się okazywać swoje słabości. Wiecznie zalatana, zwykle nie ma na nic czasu, cierpi na nadmiar obowiązków. Kasyno, studia i próby zaistnienia z własną muzyką, bo oprócz grania na fortepianie to dziewczę śpiewa. Zaskakujące, że na scenie potrafi pokazywać swoje emocje. Co się nie zmienia to ten spokój w jej zachowaniu, potrafi zachować opanowanie nawet w najbardziej ekstremalnych sytuacjach, myśli wtedy logicznie i nie poddaje się. A trzeba przyznać, że należy do osób wyjątkowo upartych. Samodzielna i nie cierpiąca przyjmować pomocy od innych.
[ Karta trochę dziwna, pewnie z czasem ją poprawię. Nie długa, bo chce ją stopniowo odkrywać. Na zdjęciach Kristina Bazan. Cytat znaleziony w cytaty.info. Chętna na wszelkie wątki i powiązania. ]
[Witamy ;) Pomysł na wątek, powiązanie? Chętnie zacznę]
OdpowiedzUsuń[odczekałam tyle ile kazali! XD ale bardzo chętnie! XD jak masz jakiś pomysł to ja bardzo chętnie zaczne :)]
OdpowiedzUsuń[tez cię właśnie skądś kojarze XD Po pracy jak najbardziej.. xD mogą się opalać w centrum handlowym.. XD Jak mają tam gdzieś fontanne to mogą sobie rozłożyć leżaczki obok xD!]
OdpowiedzUsuń[juz juzzz! XD musiałam się ogarnąc trochę xD]
OdpowiedzUsuń- Zupełnie nie rozumiem dlaczego ten ochroniarz wciąż nas zatrzymuje.. - Kenzie założyła okulary przeciwsłoneczne i rozsiadła się wygodniej na żółtym leżaku, stojącym tuż obok fontanny w jednej z Galerii w Las Vegas. Cóż poradzić? Było tam świetne światło, drinki całkiem przyjemne i nawet pan menager dał sobie spokój z proszeniem ich o przeniesienie się do innego miejsca. - Musi się w końcu chłopak nauczyć.. Ten jego zmiennik, Thomas..? Thomas chyba. On już nie ma z tym problemów.. - mruknęła pod nosem - Miałaś dla mnie jakieś hot ploty podobno - zerknęła na Samarę ukradkiem uśmiechając sie lekko pod nosem
[Witam serdecznie współautorkę. ; ) Masz ochotę może na jakiś wątek.?]
OdpowiedzUsuń[hmm... Amelia mimo iż jest menagerką hotelu, to często gra w kasynie i jest w tym dobra, więc może stąd się znają i na tej podstawie oprzeć wątek.?]
OdpowiedzUsuń[nie, no. lubią się lubią. ; p przecież Amelia to taka dobra osoba. ; ) no i gra fair, co się rzadko zdarza. zaczęłabyś.? : )]
OdpowiedzUsuń- Nie mówiłaś mi nic o plotkach? - zastanowiła się chwilę mrużąc oczy - Boże.. jestem ostatnio taka zakręcona, że naprawdę mogłam się pomylić. No nie ważne. W każdym razie, długo nie gadałyśmy więc może chociaż powiesz mi co u ciebie słychać, hm? Jakiś nowy obiekt westchnień na horyzoncie? - spojrzała na nią z lekkim uśmiechem pijąc łyk wody z chłodnej butelki.
OdpowiedzUsuńZastanawiała się przy którym stole usiąść, oceniając graczy przy nich siedzących, jednak gdy zauważyła Samarę od razu ruszyła w jej stronę. Usiadła na krześle i posłała krupierce szybki uśmiech. Po chwili skupiła się na grze. Posłała jednemu z graczy powłóczyste spojrzenie. Wykorzystywała to, że jest atrakcyjna dla mężczyzn, by wygrywać. Jak zwykle nie pomyliła się. Pozostali gracze odeszli od stolika przegrani, a Amelia mogła zamienić z Samarą chociaż kilka słów.
OdpowiedzUsuń-Cześć, duży dziś ruch przy Twoim stoliku? -uśmiechnęła się.
Uśmiechnęła się czarująco do mężczyzny. Kojarzyła go. Ograł większość graczy stąd. Jednak ona wierzyła w swoje umiejętności, jak i urok. Mężczyzna spojrzał na nią zainteresowany. Był dostatecznie pewien siebie, by mógł popełnić błąd.
OdpowiedzUsuń-Dam z siebie wszystko. -szepnęła do Samary, po czym skupiła swój wzrok na kartach.
- No co ty.. Z królikami? - skrzywiła się nieco - Nie lubię królików a co za tym idze nie będę cię wtedy odwiedzać. Nie możesz umrzeć otoczona jakimiś szczeniaczkami czy czymś w tym rodzaju? Aaa! Chwaliłam ci się, że kupiłam małego szczeniaka? Jest ślepy. - powiedziała całkiem spokojnie i poważnie - Znaczy na jedno oko.. I taki kochany, że jezusieeee! - uśmiechnęła się lekko do siebie.
OdpowiedzUsuń- No tak, a potem cię tymi małymi, ślicznymi ząbkami wpieprzą na drugie śniadanie jak już będziesz stara i niepotrzebna nikomu.. - odpowiedzała ze śmiechem. Królik Samary był fajny, ale wciąz miała w głowie obraz królika z jakiegoś przeklętego horroru, który oglądała wieki temu. Słaby film klasy B, ale niechęć do królików pozostała.
OdpowiedzUsuńByło trudno, musiała to przyznać. Ledwo mogła cokolwiek wyczytać z twarzy mężczyzny. Jednak, gdy poczuła, jak on przesuwa swoją nogą po jej łydce zrozumiała już co ma robić. Dołączyła do jego gry. To był czuły punkt każdego mężczyzny. Nieważne jak był dobry, to gdy kobieta okazuje mu względy, nie potrafi się skupić. Miała rację. Pod koniec udało jej się go tak rozproszyć, że wygrała. Uśmiechnęła się do niego triumfująco i podała mu rękę. Uścisnął ją i dał jej swoją wizytówkę.
OdpowiedzUsuń-Mówiłam, że dam z siebie wszystko. -zwróciła się do Samary. -Nie warto tracić we mnie wiary. Nie wątpię, że miałam po prostu szczęście i przy następnej okazji mnie ogra. -westchnęła. -Ale tak już bywa.
- Jak będą głodne to i ciebie zjedzą.. Najwyżej doprawią cię jakimś zielskiem i tyle - wyszczerzyła się z rozbawieniem przymykając lekko oczy - Zajdź sobie faceta, hm? Po prostu znajdź dobrego, przstojnego mężczyznę i świat stanie się bardziej bueno. Wtedy króliki cię nie zjedzą. gwarantuje.
OdpowiedzUsuń-Oj, przykro mi. Odpalę Ci część wygranej. -mrugnęła do niej. Widziała, że kolejnych kilku graczy idzie do ich stolika. -A coś czuję, że będzie jej dużo. -udawała na początku niezbyt wprawioną, by mężczyźni jak najwięcej pieniędzy zainwestowali. W końcu szybko ich pokonała.
OdpowiedzUsuń-Może na dzisiaj dam już sobie spokój. Pójdę odebrać wygraną i zaraz Ci przyniosę.
Wróciła z kilkunastoma tysiącami, z czego oddała Samarze 10 tysięcy. -Może być? -uśmiechnęła się radośnie. Miała dobre serce i zawsze lubiła pomagać.
-Samara, przestań narzekać. Jak dają to bierz, jak biją to uciekaj. Pamiętaj. -uśmiechnęła się i wcisnęła jej pieniądze w dłoń. -Lubię pomagać, a dobrze wiem jak ciężko jest tu przeżyć.
OdpowiedzUsuńPrzypomniała sobie czasy zanim poznała Mattieu. Jak jeszcze żyła z tego, co zarobiła w kasynie, a zdarzało jej się też przegrywać. Często też ludzie podkradali jej trochę pieniędzy.
- Ale mimo wszystko facet to facet.. jets się do kogo przytulić i z kim porozmawiać... Faceci są fajni.. Znaczy, nie wszyscy wiadomo.. Ale większość. - Kenzie mimo swoich lat wciąż miała wyidealizowaną wizje miłości. Ba! Jej było dobrze z takimi wyobrażeniami - ja tam nie chcę spędzić całego życia na zasadzie 'znajdę, przelecę,zostawię'. To jakoś chyba nie dla mnie.. - zastanowiła się dłuższą chwilę marszcząc brwi. - Nie. Zdecydowanie nie dla mnie. - odparła ze śmiechem.
OdpowiedzUsuń[Jedno jest pewne - Tosiek nie pokazuje nikomu, no prawie, że jest zagubiony. Powiązanie? Mogą się znać z pracy, mogli mieć romans, cokolwiek. Nic innego do głowy mi nie przychodzi ;)]
OdpowiedzUsuń[Mogą się znać. Samara studiuje, gra, śpiewa, pracuje, więc w sumie nie ma czasu na porządne posiłki. Co powiesz na to, że kiedyś plątała się po kuchni Clarence'a, przechwytując niektóre dania, za co, oczywiście, dostawała od niego opierdziel, ale z czasem sam zaczął ją wyżywiać, bo w akcie jednorazowym dostał ludzkiego odruchu. I tym sposobem Samara mogłaby wpadać do Moffetta, żeby zjeść coś ciepłego. I jak?]
OdpowiedzUsuń- Jeden umarł.. Ale to się chyba nie liczy, nie? - zmarszzła brwi po czym uśmiechneła sie na samo wspomnienie o zmarłym kilka lat wstecz mężu - Nie, nikt mnie nie zdradził i ja nikogo nie zdradziłam.. Jak dotąd mam same miłe wspomnienia jeżeli chodzi o facetów. Oj zdecydowanie - odparła ze śmiechem
OdpowiedzUsuńOstatnimi czasy Ed miał prawdziwe urwanie głowy. Jakoś cała śmietanka towarzyska rzuciła się do wyprawiania bankietów, toteż Moffett zmuszony został do okrutnego krążenia pomiędzy restauracją należącą do kasyna a swoją własną. Na domiar złego nie tak dawno przed wysypem wszelkich eventów pozatrudniał nowych, nieopierzonych i nieprzygotowanych do takiego reżimu żółtodziobów. Bo tak jego starzy, zaufani pracownicy nazywali etat u Clarence'a. Reżimem. Brakowało tylko musztry na początek każdego dnia.
OdpowiedzUsuńNerwy przez to wszystko nadszarpnięte miał strasznie. Nie dosć, że musiał walczyć z niezdecydowaną posiłkowo elitą, to jeszcze miał w obowiązku biegać między blatami, opierdzielać, przysmażać, przyprawiać i ogólnie poprawiać większość dań, które wyszły spod rąk młodych twórców. Dlatego teraz dziękował za to, iż wszystko skończyło się równie szybko, jak się zaczęło.
Mimo to nie byłby sobą, gdyby odpuścił choćby na chwilę. Dlatego w tym momencie stał nad jednym z nowych, z coraz większym z niecierpliwieniem obserwując, jak tamten stara się równo pokroić marchewkę. Podejrzewał, iż ręce kucharzynie trzęsłyby się mniej, gdyby nie był pod ostrzałem spojrzenia Moffetta. Odejść jednak nie zamierzał.
- Zaraz, zaraz, zaraz, zaraz - powiedział szybko, słysząc znajomy głos. - I nie wpierdalaj mi marchewki, chłopak już chyba pół godziny kroi jedną. - Przewrócił teatralnie oczami, widząc dalsze poczynania.
- Dobra, odsuń się, jeszcze sobie palce poucinasz. - Przesunął pracownika, samemu krojąc warzywo. Machnął ręką. - Teraz zejdź mi z oczu. A co do ciebie, to z całym szacunkiem, ale wyglądasz jeszcze gorzej niż zwykle. Jadłaś coś przez ostatnie dni, jak cię tu nie było? Bo mi się nie wydaje. Zaraz coś dostaniesz, tylko mi powiedz, na co masz ochotę.
- Przestań.. Przeceż nic się nei stało.. - machnęła ręką, już dawno pogodziła się z tym co się stało - Pare lat temu zmarł mój mąż. Miał nowotwór i niestety przegrał tę walkę. - zawiesiła głos po czym uśmiechnęła sie pod nosem - Przydałby ci się taki facet jakim był on. Oczwiście broń boże nie był homoseksualistą.. - zaśmiała się - Ale związek z gejem? W sumie czemu nie? To mogłoby być ciekawe.
OdpowiedzUsuńPrychnął, słysząc jej jadłospis. Jeszcze bardziej poczuł się w obowiązku wykarmienia tego biednego dziewczęcia. Gdyby od niego zależało, zapewne w ekspresowym tempie przytyłaby dwadzieścia kilogramów.
OdpowiedzUsuń- Oj, jadłaś - przedrzeźnił ją. - Skarbie, wiesz, która jest godzina? Połowy porządnego śniadania w ustach dziś nie miałaś. I nie mów mi, że ci to wystarcza, bo chyba wiem lepiej. Poza tym nazwij jabłko jeszcze raz porządnym jedzeniem, a chyba się pogniewam. I kto cię będzie karmił? - Pytająco uniósł brwi.
Poprowadził ją między szafkami, po drodze zgarniając kilka produktów. Przygotował zalewę, rozgrzał patelnię i wrzucił na nią wcześniej zamarynowane mięso. Przynajmniej reszta załogi miała przez ten czas spokój. Już wcześniej zauważył, że z pojawieniem się Sam, atmosfera w kuchni stawała się luźniejsza. Prawdopodobnie dlatego, iż cała uwaga Eda z wykonywanej przez innych pracy, skupiała się na dziewczynie.
Podsunął talerz, wyłożył nań danie, po czym przystroił je laską cynamonu, coby oprócz walorów smakowych, posiadało także jakieś estetyczne. Do obowiązków kucharza należało cieszenie wszystkich zmysłów klienta.
- Voila. - Postawił posiłek przed Samarą. - Wołowina duszona w musie jabłkowym i cynamonie. Pasuje?
Oczywiście, że musiało pasować. Clarence'owi czego jak czego, ale skromności brakowało. Wiedział, że gotuje dobrze, ba!, ponad wszelkie normy i nic, ani nikt nie mógł mu tej wiedzy zabrać.
Pokręcił głową z jawną dezaprobatą. Zawsze był zdania, że bez porządnego napełnienia żołądka nic się nie da zrobić. I nie chodziło tu tylko o wpychanie w siebie dobrego jedzenia. Moffett przy przyrządzaniu niektórych jadłospisów musiał mieć na uwadze także różnorakie diety, zapewniające wszystkie potrzebne organizmowi witaminy.
OdpowiedzUsuń- Pomyślałem. W sumie taki wyzysk nie byłby niczym dziwnym. Każdy chciałby mieć mnie dla siebie. Choćby i z rosołem - stwierdził, udając, że nie usłyszał kpiny.
- U mnie nic nowego. W Ikei nie mają odpowiednich materaców. Sprawdziłem już chyba wszystkie, a sprzedawcy gapią się na mnie, jak na idiotę, co oczekuje gwiazdki z nieba. A ja chcę jedynie taki odpowiedni, nie twardy i nie miękki, żeby mnie plecy nie bolały, i żeby nie wgniatał się dziwnie, jak się będę z kimś ruchał.
W Eda mniemaniu nie istniało pojęcie tabu. Rozpoczynając konwersację, choćby i tę najluźniejszą o pogodzie, trzeba się było liczyć z tym, iż w każdym momencie można zostać uraczonym niesmacznym dla co poniektórych kwiatkiem.
- Żeby ci pokazać różnicę pomiędzy jabłkiem użytym w prawdziwym jedzeniu, a zwykłym jabłkiem jako pełny posiłek.
Rozejrzał się po kuchni, sprawdzając, czy podczas ich krótkiej rozmowy przypadkiem nic niezauważenie nie wybuchło. Stwierdzając porządek, powrócił do Sam.
- A tobie jak leci?
[Johnny to mój ulubieniec, więc dlatego korzystam z jego wizerunku. Hm, w sumie znać się mogą skoro jest krupierką, bo w LV jest od niedawna i raczej inne powiązania w grę wchodzą średnio. A nadal biedny gubi się w tym ogromnym kasynie. XD]
OdpowiedzUsuńPodniósł głowę znad szklanki, gdy usłyszał kobiecy głos i słowa skierowane wyraźnie do niego. Dłuższą chwilę siedział przy barze i odpływał myślami, gdzieś w odległe miejsca i z odległymi osobami. Spojrzał na kobietę i choć był tutaj od niedawna jej twarz zdążył zapamiętać. Kiedyś zastanawiał się nad grą przy jej stoliku.
OdpowiedzUsuń- Mniej niż się spodziewałem, ale więcej niż miałem pieniędzy na dziś dzień. Widocznie, nie mój czas - odpowiedział nie zmieniając wyrazu twarzy, ani nie mając radosnego tonu głosu. Był dziwnie spokojny i obojętny, a może to nadmiar alkoholu. W końcu miał sporo kasy i trochę wolnego czasu w najbliższych dniach, więc bywał często w kasynie, potrzebował rozrywki. Tutaj nikt mu nie dyktował co ma robić, a szczęście nie często z nim było - zupełnie odwrotnie niż w pracy.
Kasyno to nie było miejsce wymarzone przez niego, ale innych rozrywek godnych uwagi w Las Vegas było niewiele, a dodatkowy atutem było to, że mieszka w hotelu przynależącym do tego kompleksu.
OdpowiedzUsuń- Wiadomo, choć zawsze niejasne jest to, że kasyno i tak prędzej czy później jest zwycięzcą w tym wszystkim. - kąciki ust drgnęły mu lekko ku górze tworząc minimalny zarys uśmiechu. Pokiwał głową jakby chciał coś przez oznajmić - Już po pracy, a noc młoda?
-Sam, dobrze wiesz, że mogę znowu zagrać z kilkoma osobami i sobie to odbić. Nie mogę narzekać na fakt, że ciężko mi o pieniądze. Z ulicy trafiłam do raju, więc naprawdę nalegam. Nikt się nie dowie. To będzie bonus do wypłaty. -uśmiechnęła się.
OdpowiedzUsuńW tym samym momencie w kuchni coś huknęło. Metaliczny odgłos rozniósł się echem po wszyskich zakamarkach, docierając także do Eda. Przynajmniej nic szklanego. Wychylił się nieco, aby bardziej było go widać i gwizdnął ostrzegawczo, żeby nikt nie zapomniał, iż nadal ma ich na oku.
OdpowiedzUsuńSpojrzeniem powrócił do Sam.
- Przykro mi, maleńka. Musisz się obejść smakiem. Chociaż znając ciebie, to pewnie przestałabyś dawać znaki życia po pierwszym razie, co? - Uśmiechnął się rozbawiony. - Mężczyźni najgorszym złem dzisiejszych czasów?
Słysząc o dziecku gwałtownie pokręcił głową.
- O nie, nie, nie. Jeszcze byś mnie w wychowanie jakieś wciągnęła. Znaczy, dziękuję, to dla mnie zaszczyt wielki, ale nie po to jestem gejem, żeby się babrać w pieluchach. Mam dzięki temu taką niezawodną antykoncepcję. Jak będziesz chciała, to mogę zostać chrzestnym czy czymś. Bylibyśmy jak Elton John i Lady GaGa. Tylko ty jesteś Eltonem, pamiętaj.
Nigdy nie wyobrażał sobie siebie z własnym pierworodnym. Dzieci odbierał jako posiadanie wrzeszczący, zabierający życie i niewdzięczny stoper, który odmierzał czas młodości. A Ed przecież musiał być wiecznie młody i piękny. Poza tym przewidywał, że za dziesięć wspomnianych przez nią lat będzie już schorowanym czterdziestoletnim staruszkiem.
- To kiedyś pójdziemy razem po materac. A co do wieczoru talentów, to przyjdę z chęcią, o ile będziesz najlepsza. Przecież nie chcesz mi wstydu narobić przed wszystkimi, nie?
- Prawda, kasyna z renomą to i krupierzy nie byle jacy - uśmiechnął się całkiem sympatycznie - Wydaje mi się, że zdecydowanie za długo tutaj siedzę, ale czy jest coś lepszego do roboty? mówiąc to pytał jakby samego siebie, w końcy dzikie imprezy, czy odwiedzanie przybytków rozpusty go nie interesowało, wolał roztrwonić pieniądza, by czasem wygrać małą lub większą sumkę, a potem zamknąć się w pokoju ze schłodzonym szampanem. Nazywał to twórczym odpoczynkiem i wczuciem się w nastrój do sesji.
OdpowiedzUsuńNo cóż, nie każdy mógł mieć Moffetta. Zapewne wiele by chciało, ale póki co nie miał zamiaru zmieniać w sobie nic. Czasami mówił jedynie żartem, że chciałby być mniej uroczy, coby inni nie musieli zazdrościć.
OdpowiedzUsuńPrzechylił głowę, po raz kolejny nią kręcąc, tym razem jednak lekko.
- Pierdolenie - stwierdził. - I nie mów o nas jak o innej rasie. Jeszcze by się jakiś konserwatywny pedał obraził. Całe sczęście, że masz mnie.
Nawet przez myśl mu nie przeszło, żeby wylądować w łóżku z Samarą. Nie chodziło o to, że uważał ją za jakąś wywłokę. Już dawno uznał ją za kobietę wartą uznania. Gdyby zmienił diametralnie swoje spojrzenie na świat, zapewne ubiegałby się o jej uwagę. I gdyby był młodszy. Dziesięć lat to jednak wiele.
Nie wiedział w sumie, skąd u Sam taka niechęć do męskiej części społeczeństwa. Czy wynikała z przeszłości, czy z jej własnych przekonań. Pytać zamiaru nie miał, chociaż uważał, że czasem przesadzała.
- Serio chcesz mnie za wujka? Będę ci dzieciaka straszył cyganem, zobaczysz - powiedział na pozór całkowicie poważnie.
- Jeszcze mnie w akcji nie widziałaś. W różnorakich performance'ach jestem bezbłędny. A Eltonem być możesz, jak zaczniesz podobnie wyglądać. Kiedy zaczynasz tyć?
[bez dwóch zdań szalony ;). a co do powiązania to faktycznie mogą znać się z kasyna, samara kiedyś mogła wpaść do klubu na drinka, przy okazji błahej rozmowy wyszło to ich wspólne zamiłowanie muzyczne, czy jakoś tam. thompson mógłby też dostać jakieś całkiem porządne bilety do opery i tak zupełnie przypadkiem wspomnieć o tym blondynce. ?]
OdpowiedzUsuńZacmokał niepocieszony. Owszem, życie pary homoseksualnej i hetero różniło się zdecydowanie bardzo, jednak stwierdzenie, iż seks jest błahym dodatkiem do życia, było dość krzywdzące dla ogółu. A i gejów w szczęśliwych długotrwałych związkach, niekiedy chcących nawet połączyć się jeszcze bardziej adopcją, istniało wiele.
OdpowiedzUsuń- Oj, Sammy, Sammy. Jak ty jeszcze wiele musisz wiedzieć. Ale masz czas, młoda w końcu jesteś.
Ruszył w stronę lodówki, kiedy usłyszał ostatnie zdanie. Życzenie rozkazem. Z górnej półki wyciągnął tiramisu, już udekorowane, podane na niewielkim talerzyku i gotowe do wydania. W końcu nie wszystkie zamówienia robili od początku. Traciliby od groma czasu, a i dochody straszliwie by spadły.
- Trzymaj. Nie ja robiłem, to od razu powiesz mi, jak smakuje i kogo mam zwalniać.
Nie zakładał od razu, że ciasto okaże się całkowitą klapą. w końcu przed zatrudnieniem kogoś, choćby i na staż, Moffett robił ostrą selekcję. Wygrywali najlepsi. W zamian za idealne posiłki otrzymywali posadę w stresie.
- Już ja ją wykarmię i uwrażliwię. Na pewno nie będzie chodziła chuda jak wieszak. Zresztą skąd ta irionia? Przecież taki dobry ze mnie facet, sama wiesz. No chyba byś tu nie przychodziła, jakbym był oschłym chujem.
Ten dzień nie różnił się jakoś specjalnie od pozostałych. I choć pewnie wielu ludziom szczęka opadłaby z wrażenia na sam widok wnętrza klubu, on nie widział w nim nic nadzwyczajnego. Tak, wijące się w erotycznym tańcu panny, grupa dość mocno zrobionych biznesmenów i kilku podejrzanych typków w samym rogu było dla niego po prostu rutyną. Owszem, przez lokal może i przewijały się masy osób, jednak tak naprawdę zmieniały się tylko twarze. Dzień w dzień bar okupywał jakiś przegraniec życiowy. Co miesiąc zgłaszała się jakaś małomiasteczkowa dziewczyna szukająca w Vegas kariery gwiazdy. I tak jak zwykle, niezmiennie kończyła z nim w łóżku, ostatecznie grzebiąc swoje naiwne marzenia. Może i mogłaby to być fabuła na jakiś wysokobudżetowy film, jednak dla niego, Waltera Thompsona, stanowiła szarzyznę dnia codziennego.
OdpowiedzUsuńZ każdym kolejnym drinkiem, następną kolejką, czas płynął nieubłaganie. Większość klienteli powoli szykowała się do wyjścia, kilku twardszych zawodników nadal żłopało wódę przy barze. Dopiero teraz Thompson mógł z czystym sumieniem odetchnąć. Spojrzał na zegarek. Zbliżał się już świt, noc szaleństw przemijała, a wraz z nią jego zmiana. Nie spiesząc się już ani trochę, nalał sobie większego drinka i wyszedłszy zza baru, usiadł przy najbliższym stoliku. Popijał Walkera, popalał jakieś tanie fajki, cały czas patrząc się przed siebie.
Z zamyślenia wytrącił go głos dobrze znanej mu blondynki. Otrząsnął się, spojrzał w górę, a na widok dziewczyny na jego twarzy zagościł przelotny uśmiech.
- Ciężka noc, co? Siadaj, zapraszam – gestem dłoni wskazał miejsce naprzeciwko siebie. – Napijesz się czegoś?
[jak się to potoczy, zobaczymy]
Szkopuł tkwił w tym, że Clarence w pewnym sensie myślał o Sammy jak o małej dziewczynce. Gdzieś w głębi duszy musiał przed sobą przyznać, iż mu na niej zależy. Dlatego na swój własny, pokręcony sposób starał się zapewnić jej jakąś opiekę. Choćby i było to jedynie wykarmianie.
OdpowiedzUsuńOwszem, jego pouczenie miało niewiele z opiekuńczości, a więcej złośliwości, lecz pomimo tych sprzeczek nie wolno było powiedzieć, że Ed przeszedłby obojętnie obok krzywdy Samary.
- Na trzeciej półce od góry powinnaś mieć truskawkowe. Tylko teraz już weźmiesz tyłek w troki, bo ja za ciebie latać więcej nie będę.
Brodą wskazał w stronę lodówki, po czym łokciami oparł się o blat.
- Twoje uwielbienie mi wystarczy całkowicie. Dziecko mogę polubić, o ile do siódmego roku życia zamkniesz je gdzieś z dala ode mnie. Wkurwia mnie to całe płakanie, darcie się, rzyganie, sranie. Nie dla mnie. Poza tym dzieci mają wielkie głowy, a to już przerażające.
Ed od dawna już uważał, że każdego bachora do lat siedmiu, kiedy to według jego osobistej skali dzieciak stawał się w pewnym sensie samodzielny, trzeba zamykać w hermetycznych pudełkach. A najlepiej wywozić gdzieś na wschód, byle dalej.
- Faktycznie, najlepiej jakbym nie musiał ruszać się z miejsca. Ostatnio jestem nadzwyczajnie leniwy i mało twórczy - uśmiechnął się jak dziecko, które dostało właśnie lizaka - A może, jeśli masz chwilę pomogła byś mi zorientować się w okolicy, a zwłaszcza ...- przerwał na chwilę i wyciągnął z kieszeni kartkę z adresem, gdzie miał pojawić się służbowo, a za nic na świecie nie odkrył, gdzie to jest. Zapewne sam by to odkrył, gdyby miał więcej chęci i lepszą orientację w terenie.
OdpowiedzUsuń- Mój mąż? - zastanowiła się chwilę po czym lekko uśmiechnęła pod nosem - Mój mąż był największym bałaganiarzem na świecie. - powiedziała ze śmiechem odgarniając włosy z czoła - I miał ADHD, więc wszędzie go było pełno.. Nawet w szpitalu chodził od sali do sali i zaczepiał wszystkich. Zarówno pacjentów jak i lekarzy.. Ale był przy tym strasznie ciepłym i kochanym mężczyzną. Każdemu życzę takiego faceta, chociaż na chwilę.. A co do gejów.. - zmarszczyła nieco brwi - No wiesz, moja koleżanka ma dziecko z gejem... Tacy zdesperowani się jednak zdarzają!
OdpowiedzUsuń-U mnie tak jak zawsze. Ciągle tylko praca, praca i hazard. Brak czasu na cokolwiek innego. -uśmiechnęła się. -Ale wiesz, że lubię to życie. Przynajmniej póki nie znajdzie się ktoś, kto mnie odciągnie od tego trybu życia. -roześmiała się serdecznie.
OdpowiedzUsuń[Nie powiem, fajny tytuł karty, jak na fakt, co proponujesz xP A więc owszem, Wren miał jedną, którą się interesował i z którą był, ale kiedy odszedł z policji, no to urwał też kontakt z tamtą kobietą - nie wiem, czy ci pasuje. W tłumaczeniu: nagle z normalnego i czułego faceta stał się oschłym, a potem zniknął z jej życia. Ale nie przemyślałam jeszcze czy czuł do niej coś więcej. Możemy zobaczyć. Powiedźmy że byli razem za czasów Nowego Jorku? Zaczniesz? Wren]
OdpowiedzUsuńZapraszam na forum ogólnotematyczne z Pretty Little Liars w tle. Znajomość serialu nie jest konieczna. Zamierzasz dołączyć? Zaproś swoich znajomych https://gotsomesecrets.fora.pl/
OdpowiedzUsuń