sobota, 15 września 2012

Nigdy nie będziemy jak Bonnie i Clyde.


johnny depp makes love not war

GRISHA
Григорий Григорьевич Зайцев
Grigoriy Zaytsev

1973 rok, 30 grudnia, radziecki mrok  |  Санкт-Петербург  |  główny prawnik korporacji MGM Resorts International, do której należy Bellagio  |  dobry zły człowiek  |  to twoja wina, Nadehzdo Ivanovna, że mnie jutro znajdą z przestrzelonym łbem  |  Fluvoxaminum  |  my z bratem nic wspólnego nie mamy, nawet innej płci jesteśmy  |  Dunhille  |  jak polubić cokolwiek  |  VSD  |  kiedyś się wykończy  |  seks  |  ostatnia faza stresu wg. Selyego  |  z każdym był po imieniu, z niejednym pił kawę  |  osiągnął już wszystko  |  apartament w Bellagio na własność  |  bagno, kurwa, a ja w tym bagnie  |  Harvard  |  bezsenność  |  a każdy inny na jego miejscu, to by się, pani, zesrał ze szczęścia

Błyszczą w wiosennym słońcu lakierki od Armaniego,
garnitur za osiem tysięcy czym byłby bez paska drogiego.
Zegarek też nie tandeta, koszula de luxe z wólczanki
i złote sprzączki w mankietach, w blasku pięknego poranka.

Grisha jest dumą wysoko postawionej petersburskiej rodziny, znacie to - nie obwieszona złotem ruska mafia, toporna i przaśna jak toporny i przaśny Kamaz na rosyjskich bezdrożach, ale pełna kultura, dobre maniery, zawoalowane brudne interesy i cała reszta cudowności oferowanych przez współczesną arystokrację. Dobry synek robi robotę, pomnaża miliony, co wieczór zatrzymuje sobie dopływ krwi do mózgu mocno związaną muszką i raczy się najlepszymi koniakami i łyskaczami w barze kasyna. Łazi w kółko z kieliszkiem i pierdoli w anus zalecenia swojego psychiatry. Że tam niby kiedyś przesadzi z koniaczkiem i zejdzie z tego świata w marmurowym kiblu, bo na ulotce wyraźnie napisano - nie zalewaj mordy, kretynie, zdecyduj się, czy chcesz leczyć depresję, czy podążać ku alkoholizmowi.  Gdyby tylko nie ta blokada w mózgu, ta obtrącona główka wbitego dostatecznie głęboko gwoździa, gdyby nie obawa o powtórkę z rozrywki, już dawno zrobiłby z tego złotego kibla krwawą łaźnię. Ale nie. Cztery lata temu też wiedział, jak nie spieprzyć roboty i uderzyć głową do przodu ku anielskim chórom, ale musiał mu jeszcze zostać ten jedyny przyjaciel, najlepszy na świecie, samo dobro i szósty zmysł, który o trzeciej nad ranem zdecydował się na wizytę w odjebanym apartamencie i zepsuł plan doskonały. A miało być tak pięknie, została paskudna blizna na całej długości prawego przedramienia. Że niby po superpoważnej operacji, sraty-taty, gówno prawda. 

Grisha od zawsze był taki trochę dziwny. Okoliczne emerytki nie uważały go za zjadacza kotów, a on sam nie biegał z toporem po lesie, ale już jako naprawdę młody chłopak nie zapowiadał się na kogoś, kto przez życie przejdzie tanecznym krokiem. Z piruetem na zakończenie. Przenośnia, bo dosłownie właśnie na to wszystko wskazywało. Słynny lekarz, słynny prawnik, słynny fizyk czy słynny baletmistrz, rodzinie było wszystko jedno, chodziło głównie o przymiotnik słynny przed profesją. Wszyscy tam są słynni, o wszystkich pisze wikipedia, o wszystkich napierdalają w głównym wydaniu dziennika. Kto by się tam przejmował jakąś tam miłością i wsparciem, po co, bardziej widać karierę, Armaniego, diamenty, uściski dłoni możnych i lans. I rósł przyszły słynny baletmistrz pod presją bycia najlepszym, władania światowymi scenami i zbierania zaszczytów, pogrążając się coraz bardziej w swojej własnej paranoi - cichej, przyczajonej, gigantycznej. Znęcał się nad swoim ciałem w imię wyższej idei, wmawiał sobie głodne kawałki o wielkiej pasji, srał ogniem piekielnym, żeby tylko przypadkiem ktokolwiek inny nie został wybrany do żadnej głównej roli w przygotowywanym przez najlepszą szkołę baletową przedstawieniu. Młoda gwiazda zgasła szybko, kiedy frustracja w końcu dała o sobie znać, zgasła i przepadła, pozostawiając go bez żadnego punktu zaczepienia.

Gdyby najlepszą uczelnią świata była kambodżańska filia uniwersytetu zajmującego aktualnie w rankingu miejsce w ósmej setce, Grisha tę właśnie szkołę skończyłby z wyróżnieniem i najdłuższym uściskiem dłoni rektora w historii szkolnictwa wyższego. Znów był w swoim żywiole, kiedy święcił triumfy na Harvardzie, a jego ego mogło prężyć się dumnie przed zgromadzoną publicznością. Zawsze trzeba grać pierwsze skrzypce. Bo tak. Bo to bardzo dobrze i długotrwale zamyka ryj wewnętrznej pustce, totalnej emocjonalnej próżni. Jest wspaniale, kiedy napcha się tam wspomnień zaszczytów i wielkiej ekscytacji byciem numerem jeden, cudownym powrotem do łask rodziny. Później ekskluzywna posada w MGM, kariera prze do przodu, cała rzesza ichniejszych prawników zostaje w tyle, bo na czele wyścigu szczurów staje Grigoriy Zaytsev i wszystko jasne. Klarowne, poukładane, nie pogadasz. I tak żre te antydepresanty, miażdży kolejnych przeciwników na sali sądowej, zapija to wszystko odpowiednią ilością koniaczków i winek za tysiące dolarów od butelki, wgniata podeszwą wypastowanych lakierków w ziemię wszystkich podstawiających się. Kiedyś pewnie zrobi coś ze swoim życiem, na razie nie ma na to siły, bycie człowiekiem sukcesu pochłania zbyt wiele energii, zwłaszcza jeśli nawet przez sekundę swojego żałosnego życia nie czuło się zadowolonym z siebie, tak całkiem organicznie, nie wmawiając sobie niczego.

Wisi bankier na krawacie, wisi, oj, wisi,
gawiedź zamiast mówić pacierz szydzi, oj, szydzi.
Wisi bankier, gałąź trzeszczy, trzeszczy, oj, trzeszczy,
na pohybel tłuszcza wrzeszczy, wrzeszczy, oj wrzeszczy.



[Zapraszam do wątków, powiązań i wszystkiego, co sobie tylko wymarzycie :)]

18 komentarzy:

  1. [ Przeczytałam Twą kartę na jednym tchu, dochodząc do bardzo prostego wniosku - Moira MUSI mieć okazję, aby pójść z nim na jakąś galę. Dopiero wtedy, z czystym sumieniem mogłaby oświadczyć, iż zabawa była przednia ^^ ]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Przeczytałam kartę i jestem pod ogólnym wrażeniem. Może jakiś pomysł na wątek lub powiązanie ? ]

    OdpowiedzUsuń
  3. [ biorę Zajcewa. a tylko spróbuj olać. killym zrobię. ]

    Zawsze było tak przyjemnie. Tak ładnie, elegancko, kuriozalnie, kurewsko dobrze. A niektórzy nadal mieli czelność nazywać ją tanią dziwką, co to swoje ciało sprzedaje za marne grosze. Ale ona im jeszcze pokaże. Jeszcze wyjdzie z tego tak, że szczęki z podłogi zbierać będą, pajace.
    Dziś chciała się zabawić. Zwyczajnie, jak na młodą, kasiastą kobietę przystało. Odziana w krzyczącą na kilometr, czerwoną suknię, czarne, wysokie w cholerę obcasy, z torebką od Versace na ramieniu i krwistą szminką na ustach. Wybrała najdroższy, najbardziej elegancki klub. Taki, co w rankingu eleganckich i drogich klubów stoi na pierwszym miejscu. Taki, do którego tylko grube ryby i ich puste panny chodzą. A między nimi ona, Marguerite Charron, pani do towarzystwa. I po raz pierwszy szczerze liczyła na zabawę, o ile przechadzanie się po czerwonych dywanach w rytm tandetnej (najlepszej na świecie) orkiestry, z kieliszkiem szampana lub dobrego (najdroższego) wina w dłoni, można nazwać zabawą. I wszystko było takie piękne, takie drogie, takie luksusowe, takie eleganckie i tak wykurwiście sztuczne. A ona czuła się tam jak ryba w wodzie. Manewrowała między ubranymi w garniaki od Armaniego i suknie od Diora, obwieszonymi sygnetami, pierścionkami, bransoletkami i łańcuchami niczym wystawowe marionetki. I przechadzałaby się dalej, gdyby jej wzrok nie padł na największą świnię w całym tym mieście. Na samą myśl poczuła się brudna, poczuła te wszystkie zadrapania na ciele i siniaki na nadgarstkach. Związał i wykorzystał, choć nie miał do tego prawa. Obróciła się na pięcie i wyszła. A przynajmniej taki miała zamiar. Potrzebowała odwrócić swoje myśli od tej wizji. Skręciła w hol, który prowadził do toalet. Marmurowych i pachnących tymi wszystkimi epitetami, co główna sala. A tam spotkała Jego. Przystojny, wysoki, silny, z kieliszkiem dobrego alkoholu w dłoni. Nie zastanawiała się nad tym, czy wypada. Oczywiście, że nie. Nic z jej życia nie "wypadało", ale jakoś z tym żyła. Dłonie oparła na jego torsie, przygwoździła go do ściany, choć nie należała do silnych. Najwidoczniej musiał być zaskoczony. Wargi natychmiast złączyły się z jego.

    OdpowiedzUsuń
  4. [A nie chce on może żony, albo narzeczonej, albo kogoś w tym stylu?xq bo mi się marzą powiązania zanim karę napiszę.:D]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Jasne, ale chyba niestety muszę prosić o zaczęcie, bo naobiecywałam wszystkim mnóstwo wątków, a moja wena poległa wcześniej niż się spodziewałam :( A co do shouta... Nie doczytałam tego chyba. O co prosiłaś?]

    OdpowiedzUsuń
  6. - Dobry wieczór Szanownemu Panu, dziś taki późny powrót? - znała Grishę od dłuższego czasu. Od rozowy do rozmowy, wydawanie klucze, jakaś kawa i tak jakoś wyszło. Bardzo sympatyczny mężczyza swoją drogą - Już myślałam, że zmienił Szanowny Pan hotel, bo dawno nie widziałam - dodała z rozbawieniem. Ostatnio co prawda miała parę dni urlopu a co za tym idzie trzymała się z dala od hotelu, ale przecież tak nie może być. Przynajmniej na dłuższą metę. Sięgnęła w odpowiednie miejsce i już po chwili na blace tuż przed mężczzną leżał klucz do jego pokoju. Nawet nie musiał mówić, że go chce.

    OdpowiedzUsuń
  7. [Okej, zmienione. Musisz wybaczyć, nie ja się tym zajmowałam ;) Relacje? Panowie muszą współpracować ze sobą dużo na polu zawodowym. A jeśli by tak wszystko pokomplikować i zamiast prostej relacji, zrobić skomplikowaną? Np. Grisha kiedyś by się tam przespał z dziewczyną Gossena, narażając się mu tym zarazem? I o dziwo; wciąż by miał na nią chrapkę. Mattieu jednak nie chce tylko ze względu na prywatne sprawy, bo świetnie sprawuje się na stanowisku prawnika Bellagio i by wtajemniczony również w te brudne interesy. Co sądzisz?]

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapraszam na forum ogólnotematyczne z Pretty Little Liars w tle. Znajomość serialu nie jest konieczna. Zamierzasz dołączyć? Zaproś swoich znajomych https://gotsomesecrets.fora.pl/

    OdpowiedzUsuń
  9. - Zly dzien, hm? - usmiechnela sie delikatnie pod nosem obserwujac go uwaznie przez dluzsza chwile. Niektorzy mowia, ze dobry recepcjonista jest po troche psychologiem i ksiedzem, prawie jak barman. Lauren czasem wysluchiwala litanie na temat ex zon i niewiernych mezow. Ot urocze historyjki podrozujacych ludzi - Moja mama twierdzila, ze po ciazkim dniu najlepiej walnac sobie filizanke melisy... Tata dodawal, ze raczej melisy z setka czystej wodki.. - odparla z rozbawieniem wpisujac w odpowiednim miejscu w komputerze, ze szanowny pan Grisha wzial klucz od pokoju.

    OdpowiedzUsuń
  10. [Doberek :3 wątek, wątek?]

    OdpowiedzUsuń
  11. Mattieu raczej starał się skrywać swoje gorzkie żale w strefie biznesowej. Aczkolwiek czasem ciężko było mu odnosić się do pana Griogoriva z szacunkiem po takim "numerze" jaki mu wykręcił. Nie od dzisiaj przecież było wiadomo, że Mattieu należał do ludzi impulsywnych i raczej ciężko wybaczał, dlatego też nigdy nie zachowywał się w stosunku do niego specjalnie uprzejmie, choć się na to silił. Owszem, przespał się z jego dziewczyną w zasadzie, jak Matt się z nią pokłócił i przeżyli tygodniowe rozstanie ale to i tak go wystarczająco zirytowało by obdarzyć pana naprzeciwko szczerą nienawiścią.
    - A myśli pan, że mam czas na stawianie się w sądzie z powodu jednego głupiego klienta, któremu coś nie pasuje? To twoja sprawa, ty się nią zajmujesz. Płacę ci za to i wierzę, że tego nie zepsujesz. - odparł, spokojnie popijając kawę stojącą na blacie biurka. Jego ton nie należał do przyjemnych, był wręcz drażliwy i opryskliwy. Niby Gossen jak Gossen, ale niechęć była bardziej wyczuwalna w głosie niż zazwyczaj.
    [Jakby coś, dziewczyna Matta pojawi sie na blogu niedługo ;)]

    OdpowiedzUsuń
  12. [ Witam. Słyszałam, że zdradziłam z Panem Mattiego. Więc może jakiś wąteczek? :D ]

    OdpowiedzUsuń
  13. [ A jak to widzisz? Bo ja na razie wiem tylko tyle, że się przespali, gdy ona była zła na Mattiego :) Resztę możemy ustalić ]

    OdpowiedzUsuń
  14. Jeśli chodziło o Matta, to znał się on doskonale na ludzkich uczuciach, wiedział jak nimi umiejętnie manipulować. Gdyby nie to, to kasyno dawno legło by już w gruzach a on wylądowałby na bruku oszukany i bez grosza przy duszy. Musiał walczyć o swoje, a by móc walczyć musiał mieć silny i uparty charakter. Jego praca czasem zobowiązywała. Był despotą.
    - A ja uważam, że może od trzech miesięcy najwyższy na to czas - żachnął się, jakby był królem całej tej wioski (a nie był?) i z irytującym uśmiechem na wargach uniósł do ust kubek z kawą. Wiadomo do czego nawiązał, ale to nie miało znaczenia. Nie chciał się z nim kłócić. Był dobrym prawnikiem.
    - Fakt, że stawia pan - dał nacisk na te słowo - takie argumenty, świadczy tylko o tym, że nie wierzy pan w swoje umiejętności prawnicze. Mam poprosić o wygranie tej sprawy kogoś innego? - zapytał, huśtając się w lewo i prawo na fotelu. Tak jakby oglądał serial, a nie rozmawiał w tak powaznej sprawie.

    OdpowiedzUsuń
  15. [ uwielbiam Depp'a i proszę o wątek, powiązanie ;) zacznę jeśli coś wymyślisz ^^ ]

    OdpowiedzUsuń