niedziela, 16 września 2012




Clarence „Ed” Edward Moffett
17.08.1980

Szkot, pod kiltem nie nosi bielizny; „Dobrze wyglądam nago”; pedał; dla zabawy napierdala z francuskim akcentem; gdyby mu się tak chciało, jak się nie chce; chuj na wieszaku; chyba za dużo przeklina; jego matka była dziewicą; Jezus Chytrus; drugi od końca, czyli syndrom dziecka środkowego; zalał mieszkanie piaskiem; papierosy tylko po seksie; którą ręką ci zajebie?; poliglota od siedmiu boleści; kot zerwał mu zasłony; kupił sobie większe łóżko, bo chyba nie będzie wiecznie samotny; ależ go to nie obchodzi; Chopin skończył się po Kill ‘em All, ale Etiudę Rewolucyjną to dobrą jebnął; zbieracz antyków; czołem o framugę; Ramsey może mu buty czyścić; w przyszłości chce być Beyoncé

Biega po kuchni zawsze w białym fartuchu, żeby wyglądać bardziej profesjonalnie. W końcu sam do tego doszedł, bez dosłownego wchodzenia komuś w dupę. Dlatego teraz pozwala sobie na darcie ryja na wszystkich podwładnych, aby przypadkiem nie zapomnieli, gdzie ich miejsce. Przecież skoro jemu się udało, a tamte kucharzyny zamiast rozkręcać własny biznes, nadal tkwią uczepione na jego sznureczkach, to coś gdzieś musi inaczej być poukładane. Teraz tylko problem, czy wszystko leży w nieposkromionym geniuszu Clarence’a, czy może w głupocie reszty otoczenia?
                Przez pierwsze cztery lata życia był ulubioną przytulanką rodziny. W końcu najmłodsze z piątki dzieci, takie to urocze i pucołowate, wszystkie ciotki na usługi, pozostawało mu tylko przebieranie w ofertach. Do czasu. Coś się kończy, coś się zaczyna. Rozpoczął się szósty etap w życiu rodziny Moffett, zgrabnie nazwany Gabrielle (po babci, naturalnie), zaś dla Eda zostało zakończone życie we własnej sypialni z samolotem zwisającym na sznurku. Cała uwaga odwróciła się od jakże niegdyś przesłodkiego Clarence’a i skupiła na siostrzyczce. Wtedy po raz pierwszy i ostatni uznał, że rodzina go nie kocha. W ogóle nikt go nie rozumie. Do dnia dzisiejszego tkwi w tym przekonaniu, tylko że zamiast zwalenia to na młodzieńczy bunt, wszyscy zgodnie stwierdzili, iż z Eda wielki, wiecznie obrażony, wyzyskujący dzieciak. Do tego przez większość rozmów telefonicznych tkwiący w stanie upojenia alkoholowego. Przez to spotkania rodzinne ograniczono do minimum, a i Clarence się z tego powodu nieszczęśliwy jakkolwiek nie wydaje.
                Wolny od wysyłania świątecznych kartek babciom, wujkom, kuzynom oraz innym wodom po kisielach, skupił się na karierze. Najpierw otworzył bar, potem nauczył się nie posypywać potraw surowymi przyprawami, by z dnia na dzień zostać szefem kuchni Jasmine oraz właścicielem jednej z najlepszych restauracji w Las Vegas.
                Najlepszej bezapelacyjnie, według jego mniemania.
                Rzadko kiedy można mu zaufać. Należy do osób, które przyczepią się do karku, wyssą co najlepsze i pozostawią bez niczego. Pluskwa. Wiecznie gwałtowny, nie byłby sobą, gdyby wokół nie narobił hałasu przy najdrobniejszej okazji. W zwracaniu uwagi pomaga mu niezawodny perfekcjonizm. Żadne danie nie opuści kuchni, dopóki sos nie będzie rozlany w perfekcyjnej kompozycji z pomarańczami. A jak nie dociera, to jeszcze opieprzy twórcę tego szatańskiego dzieła. Ucieka od wszystkiego, co brzydkie oraz stroni od osób, które nie przeszły jego dokładnej, kilkusekundowej selekcji. Bo znajomych i rozmówców dobiera skrupulatnie. Chciałby być gwiazdą estrady, póki co świeci najjaśniej wśród garów i patelni.
                Facet wysoki jak brzoza, co mu jednak nie za bardzo pasuje, bo życie utrudnia. Guzów na czole miał od groma, a i poruszanie się komunikacją miejską zbyt wygodne przez to nie jest, no a przecież prawo jazdy to za dużo roboty.
                I  tak już na koniec pamiętaj — zostaniesz przez niego bezwzględnie oceniony.

[Dobry. Na gifie James Franco grający Jamesa Deana w „Buntowniku z wyboru”. Zaklepany jest wizerunek Deana, żeby nie było problemów. Na wątki, powiązania i wszystko inne chętna jestem. Mam nadzieję, że się przyjmie.]

51 komentarzy:

  1. [Jak ja uwielbiam taki styl pisania. Przeczytałam kartę jednym tchem. I do tego James Franco.. Ach!]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Zawsze uważałam, że przekleństwa w kartach są przereklamowane i mają na celu przykucie uwagi, bo przecież "świat kocha buntowników". Są jednak wyjątki od tej reguły, jakim jest ta karta. Połknęłam ją na raz i od razu mi się podoba. Może i jako nowicjuszka, ale witam na blogu uroczego Szkota.]

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Chętnie zacznę jakiś wątek ale może walniemy jakieś powiązanie?:) no i witam ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Świetny pomysł ;) Sam będzie wpadać na jedzenie ;P ]
    Sam nie potrafiła gotować. Umiała zrobić sobie kanapkę, z ledwością przygotowywała naleśniki i w sumie to żyła na zupach z paczki i płatkach z mlekiem (zwykle zimnych żeby nie robić zachodu z gotowaniem go i nie dopuszczać do możliwości wykipienia).
    Dlatego czasami korzystała z usług Eda. Chłopak był niezłym kucharzem i kiedyś po prostu złapał ją na podjadaniu jego rzeczy w przerwie. Oj dostała wtedy niezły ochrzan, ale chłopak patrząc na chudziutkie ciało Samary jakoś w końcu się uspokoił i sam kazał jej przychodzić do niego, gdyby była głodna. Miała jednak zdecydowany zakaz podjadania bez jego wiedzy. W sumie Sam było wszystko jedno czy chłopak o tym wie czy nie, ważne było, że dostawała jedzenie, pyszne i co więcej zawierające coś co mogło dobrze wpływać na jej zdrowie.
    Tego dnia do pracy przyszła na popołudniową zmianę. Pojawiła się trochę wcześniej, nie opłacało jej się wracać do domu, miała więc dostatecznie dużo czasu żeby wpaść do kuchni.
    - Cześć. - rzuciła wchodząc do kuchni. Zawsze przerażała ją ta ilość dziwnych urządzeń. Samara u siebie w domu, może i miała piekarnik, ale służył jej on jako półka, może raz go użyła podgrzewając jakaś pizzę.
    Podeszła do szefa kuchni i uśmiechnęła się do niego.
    - Dostanę coś do jedzenia? - zapytała jakoś nie bardzo wierząc że jej odmówi. Spojrzała na marchewkę, którą jakiś młody pomocnik musiał pokroić i nie mogła się powstrzymać by nie ukraść kawałka.

    OdpowiedzUsuń
  5. [ jaki on jest cudny *.* no nie mogę.. ]

    OdpowiedzUsuń
  6. Przewróciła oczyma. Praca u Eda musiała być naprawdę straszna. Lubiła tego wariata, narwańca, ale nie chciałaby z nim pracować. Zdecydowanie lepiej oglądało się jak z boku opieprzał wszystkich.
    Wzięła jeszcze jeden kawałek i zjadła. Po prostu umierała z głodu, a on odmawiał jej marchewki. Trochę szkoda jej było chłopak, który zaczerwienił się,, gdy jego szef upominał go przy obcej osobie. I to do tego kazał mu w sumie się wynieść. To chyba cud, że chłopak nie odciął sobie palce, gdy facet tak nad nimi stał.
    Oczywiście kolejny raz przewróciła oczyma, bo chłopak trochę przesadzał. No dobrze nie odżywiała się może zbyt poprawnie, ale jadała owoce i warzywa. To chyba powinno wystarczyć jej organizmowi.
    - Oj jadłam. Płatki i jabłko. I marchewkę. - wymieniła mu to, co dziś miała w ustach. - Bo guma do żucia się nie liczy prawda? - zapytała po zastanowieniu.
    Na co miała ochotę? Ona jadała wszystko co chłopak chciał jej dać, nie była specjalnie wybredna jeżeli chodziło o jedzenie.
    - W sumie to chyba przydałoby się zjeść jakieś mięso. W tym tygodniu chyba jeszcze nic nie upolowałam. - rzuciła. Biorąc pod uwagę, że zbliżał się weekend, a ona ostatni raz była u niego w tamtym tygodniu to trochę minęło.
    Co ona mogła poradzić na to, ze mięso się tak długo robiło? I jeszcze można było je spalić? Zwęglić dokładniej, a potem nawet koty nie chciały go ruszyć.

    OdpowiedzUsuń
  7. To co dla niego było dodatkiem do jedzenia dla niej było już często posiłkiem. I naprawdę przesadzał. Jak już była bardzo głodna to przychodziła do niego i dostawała chociaż jeden porządny posiłek. I jakoś specjalnie nie było jej nawet głupio, że wyciągała od niego jedzenie. Bo w sumie nie było od niego a od hotelu. W jego restauracji to już co innego.
    - A nie pomyślałeś, że ja specjalnie chce doprowadzić się do momentu, w którym będę na skraju wyczerpania a ty, jako dokarmiający mnie człowiek codziennie będziesz przynosić mi ciepły rosołek? - rzuciła z wyraźną kpiną.
    Jakby chorowanie było jej głównym celem w życiu. Musiała ciężko walczyć o swoje marzenia, bo studia tanie nie były. A urok osobisty na szczęście w pracy krupierki pomagał, bo dostawała wyższe napiwki. Co najciekawsze czasami również od klientów, którzy przegrywali.
    Najchętniej usiadłaby na szafce i spokojnie zaglądałaby mu prze ramię, ale wiedziała że za to dostałaby karcące spojrzenie, a w porywach by ją pewnie nawet z tej szafki ściągnął. Jednak nie przeszkadzało jej to patrzeć przez jego ramię.
    - Wygląda pięknie. - westchnęła i od razu zaczęła jeść. - Sam mówiłeś że jabłko to nie posiłek a tu mi to polałeś jabłkami. - rzuciła, ale jedzenie było naprawdę pyszne. Jak zwykle. - Dziękuję. - musnęła jego policzek i wróciła do jedzenia. - Co u ciebie?

    OdpowiedzUsuń
  8. [Nie, nie przesadziłaś, spokojnie. Mam nadzieję, że załapię się jeszcze na te wstępne uprzejmości, bo przypomniałam sobie o Twoim gifie w karcie. Uroczy, naprawdę.
    Cieszę się, że Ci się podoba. Zawsze staram się dawać te podsumowujące akapity, żeby zrobić kontrast dla mojego gdybania wcześniej. No i jako ściągę dla leniwych.
    Kiedy zobaczyłam zgłoszenie przypadkiem, tak sobie pomyślałam, że powiązanie z szefem kuchni może być ciekawego. Szczególnie takie, w którym Evelyn wpada nieraz po czy przed występem (czasem nawet z samych nudów) do kuchni, siada na ladzie i rozmawia z Clarencem. O ile nie masz nic przeciwko, żeby byli dobrymi znajomymi od obrabiania innym tyłków. Takie kumple, o.]

    OdpowiedzUsuń
  9. Samara w tej chwili musiała przyznać, że uwielbia chłopaka. Po prostu nie mogła nic więcej powiedzieć, te jego komentarze zawsze ją rozwalały. Kto normalny powiedziałby coś takiego? Tą jego szczerość uwielbiała, po prostu uwielbiała.
    - Jesteś pewny, że wolisz chłopców? - zapytała z rozbawieniem słysząc tą jego wypowiedź.
    Sam naprawdę nie rozumiała, dlaczego wszyscy fajni faceci są albo zajęci albo wolą chłopców. Cała resztą była beznadziejna i Sam traktowała ich tak jak oni ją. Wykorzystywała i po jednej nocy znikała, gdy byli nią już oczarowani. A niech mają za swoje i pamiętają czego nigdy nie będą mieć.
    - Za 10 lat, jak już będę chciała mieć dziecko to po prostu zgłoszę się do ciebie. Wtedy nawet bym przeżyła to, że to co mi się urodzi może być mężczyzną. - rzuciła i w sumie nie zdziwiłaby się, gdyby naprawdę kiedyś go o to poprosiła.
    - A co do materaca znam dobre miejsce, gdzie kupiłam własny, więc mogę ci je wskazać. Ale to nie Ikea. - zaśmiała się, ale on chyba na materacu nie musiał oszczędzać prawda? No chyba że tak uwielbiał tą szwedzką firmę.
    Zastanowiła się o tym co powiedzieć.
    - Oprócz wielu dziwnych ofert sponsoringu w kasynie to nie wiele.
    Naprawdę zboków tam nie brakowało.
    - No i załapałam się na wieczór talentów na uczelni. Jak chcesz to wpadnij.

    OdpowiedzUsuń
  10. Westchnęła, gdy potwierdził to, że woli chłopców. Cóż za szkoda, naprawdę. Ale może to i lepiej. Przespaliby się ze sobą i tak jak przypuszczał, Sam zniknęłaby gdy on by zasnął i zostałoby tylko jedno, miłe wspomnienie. A tak - gej to ponoć najlepszy przyjaciel człowieka.
    - Zdecydowanie. Szumowiny z nich i to niezłe. No chyba, że tacy jak ci. Wy jesteście w porządku. - westchnęła jakby zrezygnowana.
    Przewróciła oczyma. Nic nie rozumiał.
    - Chyba żartujesz, że dam jakiemuś facetowi wpierniczać się w wychowywanie mojego potencjalnego dziecka? - zapytała patrząc na niego z jedną brwią uniesioną do góry. - I w sumie to nawet nie musiał być tego ze mną robić, wystarczyłoby jakbyś spuścił się do kubeczka w klinice. A potem byłbyś tylko doskonałym wujkiem. - wyszczerzała do niego swoje białe ząbki. - To mój drogi jest plan idealny.
    Nie była jednak osobą, która miała zamiar się o to prosić. A teraz ciągnęła temat w sumie to tylko po to by trochę go pookurzać.
    - A myślisz że jak będę? Tytuł Eltona zobowiązuje, chociaż biorąc pod uwagę płeć to jednak ty powinieneś nim być. Ale na pewno robisz zdecydowanie lepszy show niż ja.

    OdpowiedzUsuń
  11. [Psiapsióła zamelduje się na stanowisku już za niedługo, jak tylko napiszemy jakiś wątek. Pytanie z rzędu tych technicznych: chcesz zacząć, czy ja mam to zrobić? Przy drugiej opcji ostrzegam, że to może potrwać, bo w obecnej sytuacji mój mózg nie pracuje, widząc przed sobą perspektywę wkuwania fizyki.
    A co do Cobie - czekałam, aż ktoś skomentuje mój wybór wizerunku. Zdjęcie wpasowało mi się idealnie w Evelyn :)]

    OdpowiedzUsuń
  12. [w sumie faktycznie, ma chłopak w sobie coś z nazisty, ale co tam, i tak byśmy ruchały... no ale nieważne ;). masz może jakiś super kreatywny pomysł na wątek? bo ja owszem, pomyśleć mogę, ale szczerze mówiąc w tej chwili sama w siebie wątpię]

    OdpowiedzUsuń
  13. I dobrze, że nie chciał w sobie nic zmieniać. Sam była zdania, że nie ma sensu zmieniać się dla nikogo oprócz dla siebie samego. A skoro on czuł się wyśmienicie w swojej skórze to nie było problemu.
    - Nie żadne pierdolenie tylko moje plany na przyszłość.
    Przewróciła oczyma.
    - Kiedy ja myślę że to bardzo dobrze, że jesteście inni. Zresztą zasady waszych związków też są prostsze. Możecie uprawiać seks na siłowni na przykład, obojętnie z kim i się nie liczy. No może i są wśród was jacyś monogamiście, ale ile to psuje? - zapytała.
    Cóż ona miała po prostu pecha do facetów. I dlatego zdecydowanie lepiej jej było, gdy sama zachowuje się trochę jak facet.
    - Jasne, że chce ciebie. A kogo niby mam chcieć? Dziecko będzie wystarczająco skrzywione przez to, że ja będę jego matką, więc niech się uwrażliwia na innych z tobą. - rzuciła z ironią. O tak Ed przecież tak bardzo dbał o wszystkich w około. - Ale wiesz że karmić to pewnie ty ją będziesz? Ja jeszcze bym ją otruła.
    Bo Sam oczywiście uważała, że to na pewno będzie dziewczynka.
    - A tyć zacznę jak dasz mi kawałek jakiegoś ciasta.

    OdpowiedzUsuń
  14. Racja, Sam może i musiała wiele się jeszcze nauczyć, dowiedzieć, ale na razie nie wykazywała chęci tej nauki. Zresztą faceci nie byli jej do szczęścia w życiu potrzebni. Było jej dobrze tak jak teraz. A nogi mógł jej przecież grzać ciepły koc. Co prawda miło było by się kiedyś poczuć z kimś jak w domu, bo w tej chwili jej mieszkanie zdecydowanie bardziej było tylko mieszkaniem.
    - Nie mów tonem jakbym była małą dziewczynką. - mruknęła, bo chłopak właśnie zachowywał się jak starszy opiekun. Tego nie robił nawet jej brat.
    Wzięła od niego talerzyk. Ciężko jej było to ocenić ten włoski deser, bo w sumie jakoś specjalnie za nim nie przepadała. Ale to chyba dlatego, że nie lubiła gorzkiego smaku kawy.
    - Jakby był zupełnie bez kawy byłby dobry. Ale takiej wersji chyba nie macie prawda? - zagadnęła.
    Nie chciała, żeby pomyślał, iż ma za okropnego człowieka.
    - Oj dla mnie robisz wyjątek. A biorąc pod uwagę to jak traktujesz tu ludzi to czasami masz ich gdzieś. Ale spokojnie, pamiętaj że ja cię uwielbiam. - mruknęła i musnęła jego policzek. - A w sumie racja, skoro tak lubisz mnie to moje dziecko też byś polubił.

    OdpowiedzUsuń
  15. [Matematyka to takie samo zło, co fizyka. Miałam pecha, bo ostatni tydzień nie byłam w szkole i przesiedziałam z małą choróbką w domu, więc nie ogarniam teraz tego, co biorą u mnie. Nawet nazwać tego nie potrafię, a co dopiero...
    Dziękuję, że zaczęłaś. Jestem Ci bardzo wdzięczna i już odpisuję, za minutkę.]

    OdpowiedzUsuń
  16. Czasem miała ochotę rzucić mikrofonem na podłogę i powiedzieć, że ma kompletnie dość w kółko śpiewanych, znanych aż za dobrze hitów, które puszcza się w radio głównie by stanowiły przeciwwagę dla skocznych piosenek i żeby nikt nie narzekał, że rozgłośnie olewają ballady. To była jej specjalność, która tak się przejadła jej samej, że przysięgła sobie podczas występu pójście do kogoś z szefostwa i ustalenie nowego repertuaru. Mniej ogranego, mniej nudnego. Chociaż i tak wiedziała, że nie może wywijać na scenie fikołków w rytm jakieś Beyonce. Ani, że szef zwróci na nią uwagę. Pewnie znów powie "To się podoba". A podobało się tak, że ludzie bili brawa jakby płacili im za to marne pięć groszy - niezbyt ochoczo i w ilościach stanowiących połowę gości na sali. Na szczęście wybiła taka godzina, kiedy druga połowa z tej połowy zaczęła już zbierać się do kimania i jej występ się skończył.
    Olała głębsze ukłony i podziękowania. Pomknęła do baru, złapała za drinka, posłała uśmiech barmanowi (dosyć koślawy) i wylądowała w kuchni, korzystając ze swoich tajnych przejść. W sukni, w której śpiewała, wskoczyła na blat i widząc nadchodzącego Eda, wyszczerzyła zęby.
    - Clarence, wszystko gra? - udawany ton troski towarzyszył jej, kiedy zeskakiwała z blatu. - Czy ja się przesłyszałam, czy odpuściłeś sobie dosadne przekleństwo? - mruknęła, upijając spory łyk drinka z palemką.

    OdpowiedzUsuń
  17. [jakieś tam pogaduchy w barze proponuję wykluczyć, bo to zwykle prowadzi do dupy maryny... w sumie coś mam, nie gwarantuję że dobre. zupełnym przypadkiem mogliby razem wracać jakimś nocnym autobusem i na przykład trafiłby go szlag w szczerym polu, kilkanaście km od Vegas, byliby więc skazani na swoje towarzystwo. druga idea nie taka sielankowa, pożar, oni razem gdzieś uwięzieni, czekający na strażaków bądź też śmierć! taka wersja drastyczna. lub też trzecia, poniósł ich melanż. budzą się w środku tego nieszczęsnego pola, nadzy tak dla pikanterii lub też nie ;>, na kacu, z kompletnym cut screenem dnia wcześniejszego. to wszystko, co dziewięć minut po północy podpowiada mi moja kreatywność]

    OdpowiedzUsuń
  18. [karta świetna. wstyd przyznać, ale to chyba pierwsza, którą w całości przeczytałam. ; ) masz może ochotę na wątek z moją Amelią? ; >]

    OdpowiedzUsuń
  19. [no pewnie. chociaż Amelia może wtedy trochę źle reagować. jeśli czytałaś jej historię, to tam jest napisane, że ona została zaatakowana jak wyszła z kasyna i wtedy znalazł ją Mattieu. ale spoko. ; ) zaczniesz.? ; >]

    OdpowiedzUsuń
  20. Amelia jak co wieczór wybrała się do kasyna, by się trochę odprężyć. Ubrała w tym celu kremową sukienkę do połowy uda, wiązaną na szyi i z głębokim dekoltem, a do tego białe szpilki. Włosy upięła w skomplikowany kok. Kokietowała współgraczy przy każdej okazji, co zapewniało jej duże wygrane. Po trzech godzinach spędzonych wśród dymu z cygar i kart, postanowiła wyjść na spacer. Gdy była już kilkanaście metrów od kasyna, usłyszała za sobą kroki, a po chwili dwóch wysokich mężczyzn zagrodziło jej drogę. Jeden z nich ją objął i zaczęli się do niej dobierać. Amelia próbowała się wyrywać, jednak mężczyźni byli zbyt silni. Krzyczała o pomoc, ale nikt nie nadchodził. W jej oczach zabłysły łzy, ale nie pozwoliła im wypłynąć. Ogarnął ją paraliżujący strach. Nie wiedziała co się wokół niej dzieje. Wspomnienia sprzed dwóch lat, wspomnienia, o których chciała zapomnieć, nabrały teraz niesamowitej ostrości.

    OdpowiedzUsuń
  21. Zapraszam na forum ogólnotematyczne z Pretty Little Liars w tle. Znajomość serialu nie jest konieczna. Zamierzasz dołączyć? Zaproś swoich znajomych https://gotsomesecrets.fora.pl/

    OdpowiedzUsuń
  22. [O matko, dziękuję :D Twój gif też jest świetny, podobnie jak i reszta karty. A wątek faktycznie by się przydał. Trochę się naspamowałam na innych blogach, więc można by im pokazać, że się tu coś dzieje i w ten sposób ich zachęcić do zapisywania się.
    Masz jakiś konkretny pomysł na powiązanie i wątek?]

    OdpowiedzUsuń
  23. Wrzesień, miasteczko Mystic Falls. Tak, to właśnie tę mieścinę zamieszkują mityczne stwory. Wśród niczego niepodejrzewających ludzi egzystują wampiry, wilkołaki, czarownice, a nawet hybrydy! Można też spotkać Pierwotnych, czyli najstarsze, najpotężniejsze wampiry. Nieważne, czy stworzysz mityczną postać, czy zwykłego człowieka, na pewno będziesz się świetnie bawił! Nie czekaj, dołącz już dziś!
    http://mysticfallslife.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  24. [ :( ]
    Gdyby był piątek, nie miałaby szans na odpoczynek. W tym momencie już po raz setny łapałaby za rurę i powoli zsuwała w dół, ukazując tym samym swoją idealną, seksownie wygiętą sylwetkę odzianą jedynie w prześwitującą bieliznę. Na szczęście jednak był poniedziałek, a właśnie ten dzień oznaczał, że nawet w Las Vegas działo się mniej niż zazwyczaj. Ludzie byli zapracowani i nie mieli siły na kluby, pijaństwo czy inne atrakcje. Oczywiście zdarzały się wyjątki; niektórzy przyjeżdżali do Bellagio mimo to, na przykład w interesach czy na urlop. Właśnie dla nich na dziś przewidziana była inna striptizerka, podczas gdy Marissa mogła trochę poleniuchować albo ewentualnie popracować nad nową efektowną choreografią przeznaczoną na weekend. Jednak zajmowała się tym przez cały dzień z dwoma koleżankami po fachu i teraz nie miała już na to siły.
    Kiedy wieczorem skończyła się doprowadzać do porządku po kilkugodzinnych próbach, uznała, że odwiedzi swojego przyjaciela. Ktoś mógłby pomyśleć, że prędzej czy później się w sobie zakochają, ale nic z tych rzeczy, bowiem mężczyzna był stuprocentowym gejem. Być może właśnie dlatego tak dobrze się czuli w swoim towarzystwie. Było swobodnie, naturalnie i bez zbędnych spięć.
    Kobieta zjechała windą na parter i skierowała się w stronę kuchni, bo tam spodziewała się go zastać, jak będzie kończył pracę. Cichutko wślizgnęła się do pomieszczenia i przechodząc przez liczne metalowe regały, dotarła do części, gdzie urzędował Clarence. Widząc jak przyjaciel zdejmuje strój roboczy, uśmiechnęła się szeroko, opierając o chłodny, metalowy blat.
    -Cześć Ed! - powiedziała beztroskim tonem, zwracając na siebie jego uwagę - Mam nadzieję, że nie masz dzisiaj jakiejś upojnej gejowskiej randki, która skończy się w męskiej toalecie, bo właśnie zwolniło mi się miejsce w grafiku i zostałeś wybrany na mojego dzisiejszego towarzysza wieczoru.

    OdpowiedzUsuń
  25. [ Racja, racja. Już świruję przez te dziwne podkreślenia worda. No pewnie, moim zdaniem powinni się znać bardzo dobrze!
    Haha, genialny pomysł :D ]

    -Cause you and I... We were born to die... -zakończyła delikatnie, spuszczając dłoń z mikrofonu. Błyszczący cień mienił się na powiekach dziewczyny, a usta kusiły kolorem strażackiej czerwieni. Brunetka kołysała się lekko do już cichnącej melodii, aż wreszcie otworzyła oczy by spojrzeć na swoją publiczność. Po sali rozległy się brawa, a Raikes dygnęła z uroczym uśmiechem na twarzy. Tak jak zawsze, obróciła się w stronę członków zespołu i klaszcząc w dłonie skinęła do nich głową.
    -Dziękuję -znów zwróciła się do publiczności i poczekała chwilę aż brawa ucichną. Kiedy to nastąpiło, kapela zaczęła grać przyjemną, skoczną muzyczkę ażeby umilić jakoś czas gościom, kiedy Dashwood będzie się szykować do kolejnego utworu.

    Raikes zadowolona ze swojego występu zeszła ze sceny i... bam! Kelner, który zawalony był posiłkami wpadł na wokalistkę i "poczęstował" ją, a raczej jej białą kreację potrawą z Homara, sosem pomidorowym i jeszcze sałatką.
    Taca z kieliszkami runęła z hukiem na ziemię, a kelner poślizgnąwszy się na rozlanym szampanie... runął na ziemię również.

    OdpowiedzUsuń
  26. -Kurwa! -wyrwało jej się, gdy tylko poczuła na sobie pomidorowy sos. Kelner runął na ziemię, a sama Raikes cofnęła się o krok i zachwiała, również tracąc lekko równowagę.
    Co się dzieje, co się dzieje!? Kucharz wybiega, sala patrzy, zespół nie wie co robić. Grajkowie spojrzeli się na brunetkę, a ta na potwierdzenie 'rozkazu' szefa kuchni pokiwała szybko głową. Poszeptali coś tam do siebie i zaczęli grać.
    -Woaa... nic ci nie jest? -spytała, pomagając kelnerowi podnieść się z podłogi.
    -Nie... mi nic nie jest. Cholera... Twoja sukienka... -skrzywił się, a Raikes tylko westchnęła. Nagle oboje spojrzeli na Eda. Uhhh, jak ten gość działał jej czasami na nerwy... szanowała w nim to, że tak przejmował się swoją pracą i był w niej po prostu perfekcjonistą, ale jego zachowanie doprowadzało ją czasami do szału głównie przez to, że mimo muzyki i jej śpiewu, dało się usłyszeć wrzaski dochodzące z kuchni.
    Kelner pomknął w stronę kuchni, a Dashwood spojrzała na mężczyznę z lekkim skrzywieniem wysłuchując jego wypowiedzi.
    Uniosła w górę palec i już miała mu odpyskować, ale wariat biegiem wrócił do miejsca swojej pracy.
    -Ugghhhghg.... -wydobyła z siebie jedynie, ruszając zaraz za nim. Kosmetyczki i stylistki Raikes stały gdzieś w wejściu oglądając całe zajście. Chrystusie! Oby to nie dotarło do szefa...

    OdpowiedzUsuń
  27. -Masz szczęście, że mieszkasz w Vegas, bo gdzie indziej nie miałbyś tylu chłopaków do wyboru. Gdyby nie to, że pracuję w 'Banku' mogłabym podejrzewać, że jest tu więcej gejów niż hetero. Ale po tym, co widuję każdego wieczora, dochodzę do wniosku, że jest pół na pół.
    Już miała dodać, że to niedobrze, bo przez to, że tych pieprzonych pedałów jest tak dużo, ona mniej zarabia, ale się powstrzymała. To by było przegięciem nawet jak na nią i przyjaciel mógłby się obrazić.
    Usłyszawszy jego pytanie, wywróciła teatralnie oczami, zarzucając torebkę na ramię.
    -Przypadkiem nie muszę. Wzięli to nową, żeby dzisiaj pracowała. Jest naprawdę dobra, przypomina mi mnie półtora roku temu. Nieskromnie mówiąc - dodała z szerokim uśmiechem. - No to co, idziemy do ciebie coś zjeść a później na miasto? Mam ochotę na coś słodkiego...Mam nadzieję, że twoja lodówka jak zwykle jest pełna takich przysmaków, w przeciwnym razie chyba będziemy musieli przestać się przyjaźnić - zażartowała.

    OdpowiedzUsuń
  28. Idąc za szefem kuchni Raikes wystawiła ręce w jego stronę, jakby chciała go udusić, zmiażdżyć i później wrzucić komuś na patelnie. Gdy obrócił się w jej stronę, automatycznie opuściła ręce i spojrzała na niego obojętnie.
    -Uspokój się -mruknęła, łapiąc szmatkę. Spojrzała na nią lekko zgorszona i pokręciła głową - polecam jaranie zioła, ewentualnie możesz powalić jeszcze w bębenki...
    Barbadoska wysłuchiwała jego narzekań niczym nastolatka, która dostawała ochrzan od rodziców. Przewróciła oczami i wyminęła go, idąc w stronę zlewu. Spojrzała na zabrudzoną suknię i westchnęła ciężko, stając obok kelnerzyny, który posłał jej przepraszający wzrok.
    Wtedy do kuchni wpadła stylistka Raikes.
    -Tu jesteś... -odetchnęła z ulgą- dzień dobry Ed -skinęła głową do szefa kuchni po czym pomknęła w stronę mulatki.

    OdpowiedzUsuń
  29. -Dzięki Bogu... -Raikes szepnęła do swojej stylistki i odwróciła się by pokierować się do tylnego wyjścia z kuchni.
    -Nie martw się Ed, restauracja najlepszego kucharza w mieście tak szybko nie straci klientów -powiedziała do niego tonem głosu, niczym do szczeniaczka i poklepała go pocieszająco po ramieniu.
    -Będzie dobrze! -dodała jeszcze, szybko usuwając się z kuchni.
    Po dotarciu do garderoby, mulatka od razu zrzuciła z siebie białą sukienkę.
    -Cholera, to był Armani -jęknęła, podnosząc ją z ziemi i rzucając gdzieś na bok.
    -Raikes, co teraz?!
    Brunetka podeszła do zdobionej toaletki i spojrzała na kartkę, która znajdowała się na blacie.
    -Is this love, what's my name i rude boy
    -Dobra.

    Kilka minut później Dashwood miała na sobie komplet, składający się z czarnego błyszczącego stanika bez ramiączek i spódniczkę z frędzlami w kolorach reggae.
    W trakcie biegu na scenę poprawiła jeszcze włosy, tym razem rozglądając się na boki czy przypadkiem nie ma w pobliżu jakiegoś kelnera. Weszła po schodkach na scenę, światła zostały przygaszone a ludzie dookoła się uciszyli. Pierwsze co, to zaczęli się uśmiechać i chichotać pod nosem po chwili bijąc brawo na powitanie.
    -Tak... -Raikes uśmiechnęła się znacząco, poprawiając mikrofon - jak państwo widzicie, nowy strój...BEZ HOMARA -zaśmiała się, tak samo jak i publiczność.
    -Teraz będzie trochę zadziorniej, weselej... piosenki te dedykujemy specjalnie dla naszego wspaniałego szefa kuchni, który szybko opanował sytuację -oklaski i muzyka.

    OdpowiedzUsuń
  30. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  31. -Och, nie przesadzaj cukiereczku. Ćwierć to duża przesada. Mogą być bi, ewentualnie kilku z nich może być ukrytymi gejami, ale z pewnością nie aż tyle. Zbyt wielu z nich ma twardo w majtkach jak mnie oglądają, by byli gejami, więc mi tu nie wciskaj fałszywych statystyk - dodała wesoło, odrzucając puszyste blond włosy do tyłu.
    -Co ty masz do mojego syfu? To jest perfekcyjny artystyczny nieład. Poza tym chyba nie spodziewałeś się, że striptizerka będzie w głębi duszy ułożoną pedantką? Życie jest za krótkie, by utrzymywać mieszkanie w czystości, ot co!
    Gdy poinformował kobietę o planie nakarmienia jej, na jej twarzy pojawiła się niemal dziecięca radość.
    -Jak cudownie mieć przyjaciela-geja-kucharza. Nie dość, że zawsze wysłucha, zna się na facetach i większości z nich nie jest w stanie ci ukraść, to jeszcze świetnie wykarmi. Żyć nie umierać - wtedy dotarli do jego apartamentu i gdy Ed otworzył drzwi i weszli do środka, Marissa rozsiadła się wygodnie na fotelu, podczas gdy on krzątał się po kuchni. Ona w tym czasie zaczęła przeglądać jakieś magazyny leżące na stoliku.
    -Boże - jęknęła, oglądając sesję z wytatuowanym mężczyzną - jak ja nie znoszę tatuaży. Wyobraź sobie, jak to musi paskudnie wyglądać na starość. Nie dość, że się nacierpisz przy robieniu tego gówna, to później jeszcze bardziej by je usunąć. Albo będziesz wyglądać jak stary,pomarszczony wariat nie mogący się pogodzić z tym, że już nie jest młody. Tragedia.

    OdpowiedzUsuń
  32. [ okej, także czekam na jutrzejszy wąteczek :) i witam ^^ ]

    OdpowiedzUsuń
  33. [ myślę myślę i wymyślić nie mogę.. mogłabyś mi jakieś perełki podać, z których dałoby się powiązanie utworzyć:) wiem, jestem wymagająca ;P ]

    Rose

    OdpowiedzUsuń
  34. [ powiem Ci że też o tym myślałam :D ale jakoś tak potem.. choć w sumie można taki myk zrobić. Rose mimo że hetero lubi eksperymenty, więc czemu jej brat, w dodatku bliźniak, miałby się jakoś róznić :P ]

    Rose

    OdpowiedzUsuń
  35. Rosalie była osobą, która wręcz uwielbiała eksperymentować, a z kolei rutyna była czymś czego nienawidziła. Jednak niestety w jej życiu pojawiały się czynności, które chcąc nie chcąc musiała każdego dnia powtarzać, na przykład praca czy szkoła. Bez tego się nie obyło. Natomiast po za tymi sprawami, zawsze starała się aby jej życie było niebanalne, ciekawe i pełne nowości.
    Pewnego dnia nakryła swojego brata bliźniaka Johnny'ego w dość krępującej sytuacji. Dla niego, dla niej i dla osoby trzeciej w takim samym stopniu. Nie zrobiła tego specjalnie, broń Boże. Po prostu kiedyś, w celu rozmowy, przyszła do niego wieczorem bez uprzedzenia, a że miała klucze do jego mieszkania, to bezproblemowo weszła. Znalazła go w sypialni, gdzie obściskiwał się z nieznajomym dla niej facetem. Z początku był to dla niej szok. Momentalnie odwróciła się na pięcie i wyszła bez słowa. Dopiero po paru dniach, podczas których nie robiła nic, tylko rozmyślała nad tym co widziała, zadzwoniła do brata i umówiła się z nim na kawę. Wyjaśnili sobie wszystko, a Rose uszanowała jego decyzję. Nie oceniała go. Skoro ona może sobie poeksperymentować, to czemu jemu miałaby tego zabronić. W końcu są rodzeństwem, a to do czegoś zobowiązuje, prawda?
    Paręnaście dni później, blondynka ponownie odwiedziła Johnny'ego. Tym razem przygotowana psychicznie, emocjonalnie. Wiedziała, że może spodziewać się wszystkiego. W środku, oprócz brata spotkała Ed'a, można powiedzieć: przyjaciela Johnna.
    - Cześć chłopaki - przywitała się bez entuzjazmu, ale też bez jakiejkolwiek niechęci czy odrazy. Neutralnie. Mimo tego, że zaakceptowała wybór brata, to musiało jeszcze trochę upłynąć, aby całkowicie oswoiła się z nowa sytuacją.

    [okej, nie ma sprawy. też stosuję taką zasadę: ja wymyślam wątek/powiązanie, druga osoba zaczyna i na odwrót ]

    Rose.

    OdpowiedzUsuń
  36. [Pragnę wątku! Co Ty na to? :3]

    OdpowiedzUsuń
  37. [W ogóle Skandynawia <3 ;) Pomysł, pomysł... Och, marzy mi się coś zawiłego i nietuzinkowego. Hm. Może poznali się kiedyś na imprezie, tak wyszło, że wylądowali w łóżku i od tamtego czasu zdarza im się spotykać w zasadzie w jednym celu (wiadomo, dziki, szalony seks ;]). Jednak jakkolwiek to dziwne, prawie nic o sobie nie wiedzą, bo chęci na poznawanie się brak. I bach, któregoś dnia natkną się na siebie w restauracji, bo jakiś sponsor, któremu Niko towarzyszyć będzie, zapragnie osobiście pochwalić szefa kuchni czy coś w tym guście. Hm? Jak coś byś chciała zmienić, to śmiało. :)]

    OdpowiedzUsuń
  38. Rosalie kiedyś próbowała związać się z kimś na dłużej, jednak nigdy nie wychodziło. Zawsze jej związki kończyły się porażką, a mimo wszystko rozstania z osobą, do której się przywiązało są ciężkie i trudne. Czasem mniej czasem bardziej, ale są. Pewnego dnia dała sobie spokój z angażowaniem się i postanowiła sobie od tego wszystkiego odpocząć, iść na całość, nie patrzeć na innych i korzystać z uroków życia.
    Dziewczyna kiedy rozmyślała nocami o całej tej, dla niej z początku, chorej sytuacji, doszła do wniosku i cieszyła się, że jej brat nie jest osobą wrażliwą, że nie angażuje swoich uczuć w znajomości, które od samego początku są skazane na niepowodzenie, które tak samo szybko przychodzą jak i odchodzą.
    - Tak tak, Rose. - musiała przyznać, że nieco dziwnie się czuła, ale starała się tego nie okazywać i zachowywać naturalnie. W sumie nawet nie wiedziała czy odpowiedzieć 'Miło Cię poznać', bo trudno jej było określić jakie żywi do niego uczucia. Ostatecznie posłała mu lekki uśmiech i usiadła niedaleko.
    - Wychodzisz do pracy? - zapytała Ed'a, widząc go w tak eleganckim stroju

    Rose.

    OdpowiedzUsuń
  39. Tego wieczoru Niko zawitał w Bellagio u boku jakiegoś ważniaka, który nie miał większych oporów z przyznaniem się do swojej orientacji. Na szczęście umowa tyczyła się tylko spędzenia kilku godzin przy stole wraz z innymi ważniakami. Kolejna zarwana noc z powodu jakiegoś niewyżytego starucha raczej nie była Petersenowi potrzebna. Jutro czekały go zajęcia na uczelni. W sumie dość kosmicznym wydawało się pogodzenie nocnego trybu życia ze studiami dziennymi, jednakże Nikolaj nie bywał codziennym gościem kasyna, tako też udawało mu się prześlizgiwać przez wszystko niczym wąż.
    Aktualnie siedział i starał się za bardzo nie przeszkadzać w ważnej biznesowej rozmowie przy homarze czy jakimś innym owocu morza. Zadaniem chłopaka było ładnie wyglądać i umieć wybrnąć z ewentualnych niewygodnych pytań.
    Poniekąd delikatnie się zamyślił, przestał uwagę zwracać na ludzi, rozmowy, czy rękę jego dzisiejszego klienta, która raz po raz przesuwała się po jego udzie.
    Niko powrócił na ziemię dopiero, gdy przy stole pojawiła się nowa osoba w (kiedyś) białym fartuchu. Zdziwienie wykwitło na młodzieńczej twarzy, by jednak szybko z niej spełznąć. Nikolaj zmarszczył brwi i lekko zagryzł wargę (co już dawno weszło mu w nawyk i czynił to kompletnie nieświadomie). Cóż… krótko mówiąc, nie spodziewał się. Niewiele wiedział o Clarencu [nie wiem, czy dobrze to odmieniłam, brzmi dziwnie xD], nic więc dziwnego, że jego osoba w tej restauracji z lekka wstrząsnęła Duńczykiem. I chyba w drugą stronę było tak samo… Moffett raczej nie był przyzwyczajony do Niko wystrojonego w najlepszy garnitur, z nienaganną fryzurą i delikatnym uśmiechem przylepionym do twarzy. Mógł pamiętać nieco milczącego i niekiedy zgryźliwego chłopaka z sterczącą na wszystkie strony czupryną, leniwie wciągającego na tyłek znalezione pod łóżkiem bokserki, a nie elegancika, który nie wiadomo jakim cudem znalazł się pośród największych szych tego miasta.
    - Oczywiście, jedzenie było wyśmienite – odpowiedział Nikolaj niemal natychmiast po zadaniu pytania. Wygiął usta w uprzejmym uśmiechu, którego nie powstydziłaby się miss świata. – Jednak brakowało mi momentami jakiejś takiej… ostrzejszej nutki w tym wszystkim – dodał jeszcze. W chmurnie niebieskich oczach błysnęły bezczelne iskierki. Zaczepka. Jak najbardziej celowa.

    OdpowiedzUsuń
  40. Ojj tak. Niektórzy faceci potrafili być gorsi niż kobiety. Bardziej zaborczy, zmierźli i kłótliwi. Ogólnie wkurwiający. A mówią, że to z dziewczynami nie da się wytrzymać. Chore stereotypy. Rosalie po paru nieprzyjemnych incydentach z mężczyznami i nieudanych związkach, głównie z ich winy, rozważała czy by nie zmienić orientacji. Może to zabrzmieć skrajnie feministycznie, ale wcale tak nie jest. Rose zawsze stara się być obiektywna i w jej przypadku na prawdę w większości, bo trzeba przyznać że ona też nie była święta, związki kończyły się z winy facetów.
    Dziewczyna praktycznie wcale nie miała rodziny. Ojca nie znała, matka zmarła, z dziadkami od dawna nie miała kontaktu. Jedynym oparciem był dla niej Johnny, który na szczęście mieszkał niedaleko niej. Z jednej strony nikt nie będzie jej się wpieprzał w życie, nikt nie będzie oczekiwał wnuków i wciąż się o nie upominał, ale z drugiej co to za życie bez bliskich. Trzeba było spojrzeć prawdzie w oczy i powiedzieć, że Rose tęskniła za rodziną, zwłaszcza za matką, z którą zawsze miała dobry kontakt.
    - Spoko, nie musisz się spieszyć. Mam dzisiaj wolne, John tak samo, więc możemy ze sobą spędzić cały dzień, a nawet wieczór. Mamy dużo czasu. - odpowiedziała ze spokojem, po czym spojrzała w stronę brata i posłała mu uśmiech. Nie przeszkadzało jej specjalnie jego słownictwo. W pracy tyle się nasłuchała, że nie zwracała już na to uwagi.

    Rose

    OdpowiedzUsuń
  41. -Swoją drogą co to był za zakład, że byłeś w stanie nawet poświęcić swoją skórę? - zapytała, spoglądając na niego z uwagą. Nigdy nie zakładała się o takie rzeczy. W tej kwestii była bardzo uważna, bo chociaż emanowała nieskrywaną pewnością siebie, to mimo wszystko nie lubiła się dla jakiś bzdur poświęcać.
    -O Boże, jak cudownie - powiedziała, patrząc na parujący talerz, który przyjaciel przed nią postawił. - Powinieneś zostać kucharzem - dodała w żartach, a następnie zabrała się za jedzenie przysmaku.
    -To jak ja będę jadła, ty możesz opowiedzieć jakieś wspaniałe historie o idealnych mężczyznach, z którymi się spotkałeś ostatnio. Albo nie. Lepiej z tymi fatalnymi, będzie zabawniej. Tylko nie przesadź, żebym się nie zakrztusiła - udała, że grozi mu widelcem.

    OdpowiedzUsuń
  42. [No to spróbuję coś zacząć, ale proszę mi wybaczyć jeżeli nie będzie to z wielkim polotem]

    Niedziela wieczór, w tym mieście jednak dzień tygodnia nie miał większego znaczenia - i tak zawsze się coś działo. Oczywiście bywały dni spokojniejsze, w których nic ciekawego się nie działo, gdzie Steve jako szef mafijnej ochrony nie miał nic do roboty poza błąkaniem się po Bellagio. Ale bywały też takie dni jak ten, w którym musiał obstawić cały hotel i wszystkie jego "atrakcje", tak by nie wzbudzić niczyich podejrzeń. Doszły go słuchy, że jeden z cwaniaczków miał zamiar zwinąć kilka milionów w żetonach, by później je spieniężyć.
    Wściekły, a może po prostu zdenerwowany jak osa wszedł na zaplecze restauracji Jasmine, by w końcu dotrzeć do głównej kuchni. Rozluźnił swój krawat i odszukał wzrokiem znajomego mężczyzny.
    - Ed... - odciągnął go od biednego pomywacza, który i tak ledwie wyrabiał normę. Usunął się z nim na bok i oparł ramieniem o ścianę, by obserwować wszystkich pracowników kuchni, jak i znajomego, który wszystkim tu dyrygował.
    - Mam sprawę... Któryś z twoich znajomych macza palce w dość sporym przekręcie? Nie orientujesz się, kto ma styczność z klientami na sali - oczywiście wiedział, że tylko kelnerzy, ale musiał to być ktoś bardziej cwany - Potrzebuję kogoś, kto mógłby bawić się w upychaniem po kieszeniach żetonów. To tak dość uogólniając - zmarszczył brwi, przesuwając wzrokiem, po kelnerkach, które kręciły się co chwila po kuchni.

    OdpowiedzUsuń
  43. -Po szyję w ściekach, mówisz? Ja nie wiem z kim ty się zadajesz, ale zdecydowanie ten facet nie jest normalny. To jest tak obrzydliwe, że aż żałuję, że spytałam przed jedzeniem - skrzywiła się, nadziewając na widelec kawałek brzoskwini. - W sumie liczyłam, że to będzie coś związanego z polityką. Ale gdzie tam.
    Usłyszawszy pierwszą część wypowiedzi, aż sama zaczęła mu zazdrościć. Bo generalnie pod każdym względem mężczyzna wydawał się wręcz idealny, aż sama miała na takiego ochotę. Jednak jej się odechciały, gdy tylko powiedział o jego wadzie. O mało się nie zakrztusiła, tak jej się zaczęło chcieć śmiać.
    -Eeeed! - zawołała, gdy tylko zdołała przełknąć pokarm - Jesteś okropny! Małe jest piękne, nie słyszałeś? Poza tym nie tylko miłość fizyczna jest ważna - i kto by pomyślał, że mówi o tym striptizerka i fanka przygód na jedną noc - Chociaż...dobra, jak był tak malutki, że nawet go nie czułeś, to faktycznie mogło być słabo - wybuchnęła śmiechem. - A nie było jakieś fatalnego gościa, który by palnął jakąś głupotę albo zachowywał się jak wariat? Tacy są najśmieszniejsi!

    OdpowiedzUsuń
  44. On był tu właśnie po to, by nic takiego nie miało miejsca. By z punktu widzenia Clarence'a te nic nie warte żetony nie popsuły mu biznesu.
    - No cóż, może brzmi to jak błahostka, ale jeśli się nie wyjaśni to odbije się to także na restauracji. Przecież wiesz, że nie lubię efekciarstwa, poza tym doskonale wiem, że takie akcje należy przeprowadzać po cichu - mruknął, krzyżując ręce na swych piersiach.
    - A ufasz swojemu zastępcy? - zapytał, spoglądając mężczyźnie prosto w oczy. Nie raz go obserwował, więc był wręcz pewny, że to nie jego szukał. Nie sądził, by ten się łapał takich brudnych interesów, które skreśliłyby go w Bellagio, ale także w całym Las Vegas, jak nie Stanach. Odetchnął głęboko i spojrzał w pobliski garnek, uśmiechając się pod nosem. Był człowiekiem, który potrafił przeskakiwać z tematu na temat. Już miał ochotę wsadzić palec w różowy krem, który wyglądał i pachniał naprawdę nieźle.
    - Matko... Czemu ja mam dwie lewe ręce do gotowania? - mruknął i spostrzegł, że gest z palcem był silniejszy od niego i już prawie tknął nim potrawy.

    OdpowiedzUsuń
  45. Zmarszczył brwi, ale posłusznie zabrał rękę znad talerza.
    - Nie pogardzę jak mnie czymś poczęstujesz, bo prawdę mówiąc od tych wszystkich zapachów można naprawdę zgłodnieć - mruknął i podrapał się po karku, nadal rozglądając się po pracownikach. On nadal był w pracy i cały czas analizował wszystko, co działo się wokół niego. Kto wie, może jednak uda mu się to wszystko rozgryźć i znajdzie tego cwaniaczka, który "romansuje" z oszustami z Las Vegas, których trzeba raz dwa unieszkodliwić. Choć pewnie i federalni zacierali na nich rączki, jednak mafia, jak to mafia wolała to zrobić na własną rękę i to przed FBI, którzy i tak już za często węszyli na terenie Bellagio, co wcale nic nie ułatwiało, a wręcz przeciwnie.
    - A co do moich rączek, one mają inne talenty - uśmiechnął się kącikiem warg, spoglądając na Eda - Poza tym nie musisz się zaraz tak irytować, ręce myłem, a i tak klient by nie zauważył, że wsadziłem palec do chłodnika - wzruszył jedynie ramionami. No Steve zrozumiałby gdyby to było jakieś wystawne ciastko czy tort, ale zupa? W stanie płynnym?

    OdpowiedzUsuń
  46. Było z nim aż tak źle? Gdy usłyszał porównanie jego palców do ubłoconych psów aż dla pewności popatrzył na swoją dłoń. Może kiedyś, może nawet nie raz były zbroczone krwią, ale z pewnością od dłuższego czasu nie miały z niczyją styczności. Wzruszył jednak ramionami.
    - Ja ci nie każę iść z sobą do łóżka - powiedział i usiadł na jakimś stołku w kącie, co by nikomu nie przeszkadzał.
    Dobrze, że Steve był stuprocentowym heteroseksualnym mężczyzną, bo może i by skorzystał z takiej możliwości. Ale hola, hola. O czym on w tym momencie rozmyślał. Zdecydowanie nie było to dla niego normalne.
    Uniósł nieznacznie brwi i popatrzył na danie, które postawił przed nim Clarence.
    - Jednak poświęcę się i zjem widelcem, co by ci wstydu nie narobić - mruknął, uśmiechając się lekko pod nosem - Poza tym... Ja tobie ufam, ale może powinieneś mi tu przesadzić z przyprawami, co by mnie zniechęcić do przyłażenia tutaj i zwalania ci się na głowę, co?

    OdpowiedzUsuń
  47. No można było porównać sobie patomorfologa właśnie do tego. Oni często mieli do czynienia ze zwłokami, które przy rozkładzie wydzielały raczej nieprzyjemną woń, jednak po kilku latach pracy z pewnością mogli już spokojnie jeść przy swoim "pacjencie". Steve nawet słyszał kiedyś, że niektórzy po pracy mieli ochotę na surowe czy krwiste mięso. Co wydawało mu się naprawdę dziwne i nienormalne.
    Sięgnął widelcem do kawałka kurczaka i wsunął go sobie do ust, rozkoszując się cudownym smakiem. No zdecydowanie będzie częstszym gościem, bo sam gotować nie potrafił a pogodzić pracę z przyjemnością? No czemu by nie?
    Uniósł jednak brwi i popatrzył na Edwarda nieco podejrzliwie.
    - Ty się od moich włosów trzymaj z daleka, a jeszcze lepiej od mojego tyłka... Bo co najwyżej to ja bym mógł nad tobą dominować... - pokręcił głową - Ale wiesz, cycki masz za małe mimo wszystko i tu i ówdzie jesteś za szeroki. No nie mój typ po prostu - odparł i roześmiał się pod nosem - A jeśli będę miał ochotę się rozdziewiczyć pożyczę od pokojówek miotłę i się na nią nadzieję. Tak będzie zdecydowanie... Lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  48. -A daj spokój - powiedziała na jego uwagę o przyprowadzaniu wszystkich "pięknych" do niej.
    Gdy opowiadał jej kolejną historię z każdym zdaniem jej oczy coraz bardziej się powiększały. Była tak zszokowana, że aż przestała jeść.
    -Ja pierdolę. Jak on to zrobił? Mówiłeś mu coś o swoich rodzicach, wspominałeś skąd jesteś i tak dalej? Czego ludzie nie są w stanie zrobić jak czegoś chcą...Naprawdę ich podziwiam, ale z drugiej strony chyba bym zabiła, gdyby mnie ktoś tak prześladował.
    [Wybacz, że tak krótko, następnym razem się poprawię :(]

    OdpowiedzUsuń
  49. On tylko żartował, tak naprawdę w życiu nie miał zamiaru próbować takich "rozrywek", na pewno nie dobrowolnie.
    - Tak, tak... Moja strata, no ja wiem jak jesteś wyrywany... - mruknął cicho pod nosem, ledwie powstrzymując się od śmiechu. Nie wątpił, że miał powodzenie. Chociaż, co on tam mógł o tym wiedzieć.
    A co do odwiedzania go częściej to raczej nic dziwnego, że skorzysta z okazji kosztowania tak dobrego jedzenia. Samotny facet w życiu nie zrezygnuje z takich posiłków. No chyba, że sam świetnie gotuje, jednak Steve się do tej grupy nie zaliczał.
    - A chętnie zostanę... Ale co na deser? Ty? Czytywałem coś kiedyś o jedzeniu sushi z nagiego ciała kobiety, ale w sumie o facetach nie słyszałem - zaczął się śmiać - A alergii żadnych nie mam, ale akurat za sernikiem nie przepadam - skrzywił się i pokręcił głową.

    OdpowiedzUsuń