Walter Thompson
urodzony 23.12.1981 w samym centrum Las Vegas
ważniejszy członek lokalnej mafii
nadzorca dilerki narkotyków w kasynie
barman w The Bank
Z pewnością nikt z tak licznych klientów klubu, od niechcenia proszących barmana o mocniejszego drinka, nie zdaje sobie sprawę, z kim ma do czynienia. Nie obchodzi ich to, przychodzą tu tylko bezwstydnie pogapić się na roznegliżowane panienki, choć na chwilę zapomnieć o żonie czy dzieciakach, może zapalić skręta i przez jedną, cudowną noc uwolnić się od całego swojego gówna. Z każdą kolejną wlaną w siebie szklanką whiskey, ich języki rozplątują się w zadziwiający sposób, otóż wielcy panowie raczą swoimi smutnymi historiami najbliższą w tej chwili im sercu osobę. Jego, w rzeczy samej. Barmana w The Bank, osobę szarą i zwyczajną wyłącznie z pozoru.
Któż w końcu mógłby przypuszczać, że ten cichy, stojący za barem mężczyzna, jest jednocześnie zaufanym człowiekiem szefa największej, miejskiej mafii, jego prawą ręką i pośrednikiem w kontaktach z zarządem Bellagio. Pytany o to wielokrotnie, po prostu wzrusza ramionami i odpowiada rzecz najzwyklejszą pod słońcem. Lubi swoją pracę, tak po prostu. Nalewa drinki, uśmiecha się do dziewczyn, z chęcią wysłucha kolejnej, tragicznej historii. Jest prostym człowiekiem, nie potrzeba mu włoskiego garnituru czy kubańskiego cygara, nie tak załatwia interesy. Nie przyznałby się do tego, ale lubi mieć wszystko pod kontrolą, dopięte na ostatni guzik. Tylko jako zwykły, szary człowieczek, może dokładnie dozorować podlegających sobie dilerów, często nawet nie zdających sobie sprawy z jego istnienia, o tożsamości nie wspominając. Walter jest z natury cichy, jego oczy są oczami szefa. Dokładnie pilnuje biznesu, w razie potrzeby nie boi się podjąć drastyczniejszych kroków, w końcu interes mafii jest najważniejszy. Już kilka lat temu szefostwa doszły do porozumienia w sprawie monopolu narkotykowego, Thompson sprawdza więc jednocześnie, czy druga strona wywiązuje się z umowy.
Sam mężczyzna nie lubi mówić o sobie, woli pozostać w cieniu, niezauważony przez tłum. Chętnie słucha innych, często sam prowokuje do rozmowy, wyłapując przy tym mniej i bardziej ważne szczegóły, mogące zaciekawić swoich przełożonych. Ciężko wyprowadzić go z równowagi, jest człowiekiem nad wyraz spokojnym. Jego nieludzkie opanowanie nie raz przydaje się w sytuacjach kryzysowych, w ciągu zaledwie kilku sekund jest w stanie wymyślić jakiś zapasowy plan czy rozwiązanie. Z pozoru bardzo miły z niego człowiek, nie pozbawiony ogłady, można by zaryzykować stwierdzenie szarmancki. Oczywiście nie oznacza to, że nie jest w stanie z zimną krwią kogoś zabić, po prostu nie afiszuje się tym wokoło, przez przypadkowych ludzi woli być postrzegany za nieszkodliwego. W rzeczywistości bezlitosny z niego drań, choć nie całkowicie pozbawiony moralności. Przenigdy nie skrzywdziłby dziecka, regularnie przelewa niemałe kwoty na konta publicznych fundacji. Sam się z tego śmieje, woli nie odpowiadać przed sobą na pytanie, dlaczego tak robi. Jakaś tam część jaźni podpowiada mu, że to jeszcze jakaś niezlepiona blizna z dzieciństwa cały czas ma wpływ na jego życie, szybko woli jednak otrząsnąć się z tych myśli. Nie lubi rozpamiętywać przeszłości, wypytywany o nią, łatwo się irytuje, pryska wówczas czar wewnętrznego spokoju. Wystarczy tylko go sprowokować do bójki, na pięści, na noże. Ceni sobie swój honor, nie pozwoli podważać autorytetu, jasno daje do zrozumienia, kto tu rządzi. Nie myśli wtedy o potencjalnych konsekwencjach, ma zamiar tylko dorwać skurczybyka, który go wyzwał, dokopać mu i publicznie upokorzyć. Kocha te chwile czystego szaleństwa, właśnie wtedy czuje, że prawdziwie żyje, że nie ma takich barier, których nie zdołałby przełamać. Gdy adrenalina opadnie, ponownych doznań szuka na dnie butelki, w kobiecych ramionach. Ciężko tak na prawdę go poznać, trudno przełamać jego wewnętrzną skorupę, chcącą oddzielić jego prawdziwą istotę od innych. Nie ufa nikomu, tak właśnie nauczyła go ulica. Z wirtuozerią mami, karmi przeróżnymi wizjami, kłamie. Jedyną osobą, którą tak naprawdę dopuścił do swojego wnętrza była Juliette, kolejny duch przeszłości. Ona jedna nie zraziła się widoku, nie, z pozoru nawet go zaakceptowała, w końcu jednak zostawiła, ostatecznie grzebiąc nadzieje mężczyzny. Od tamtej pory nie ma już złudzeń na normalną przyszłość, jeszcze sumienniej przykłada się do swojego zajęcia. Pracoholik z niego, wśród natłoku uciekający od personalnych problemów, z pewnością nie najłatwiejszy do polubienia. Choć w dobre dni całkiem niezły z niego towarzysz, może co prawda nie brechtający z się z głupiego żartu na pół sali, ale z pewnością interesujący i skłonny do jakiegoś tam szaleństwa.
Nosi w sobie wiele sekretów, może zbyt dużo jak na jednego człowieka. Nie wspomina o swojej przeszłości, ktoś tam jednak kiedyś dokopał się do jego akt. Thompson dorastał w domu dziecka, kilka razy miotał się po rodzinach zastępczych. Sam jednak unika tego tematu jak ognia, jego oczy stają się wówczas może trochę puste, może przerażająco smutne. Nikt nie wspomina również o uroczej, drobnej blondynce, z którą cztery lata temu Walter wszedł w święty związek małżeński, a która dwa lata później zwiała do Chicago.
I choć może z boku tego nie widać, nie taki zły z niego człowiek, chciałoby się powiedzieć taki, jak każdy. Zamieszkuje starą kamienicę na obrzeżach miasta, w piwnicy pilnie dogląda zielonych krzaków, potrzebnych mu tylko na własny użytek. Jego mieszkanie rozbrzmiewa klasycznymi nurami Chopina czy Straussa, a wszechobecne regały uginają się pod ciężarem niezliczonej ilości książek. Gdzieś na podłodze leżą kiepy, w zmywaku pełno jest brudnych naczyń, jednak nikt nie narzeka. Ani Thompson, ani jego opasły, psi kompan - podstarzały jamnik Waltz. I choć kumple śmieją się, że to z pewnością nie odpowiedni zwierzak dla gangstera, Walter w życiu by się go nie pozbył. W końcu jest to jedyna pamiątka, jaką Ona zostawiła po sobie.
[boziu, mam nadzieję, że nie wyszedł z niego jakiś tam smętek, ja już Wam mówię, że Walter jest typem człowieka, który chętnie skoczyłby z kimś na piwo, nawet jeśli sam o tym nie wie. Kłaniam się nisko, mam nadzieję że postacią nie naruszyłam za bardzo jakiś struktur kasynowo-mafijnych, jakby co, zmienię]
[Jeny, jak ta postać mi się podoba. No i miałam już się żegnać z internetem na ten weekend, a tu proszę...]
OdpowiedzUsuń[Przyjemna dla oka karta, jak również i postać. Wielbię za wygląd tego Pana. :)]
OdpowiedzUsuń[ Margoś chce się z nim tam.. no wiesz.. od tych mafijnych spraw, weź ją tam gdzieś wkręć :D ]
OdpowiedzUsuń[ Cześć. Fajna ta twoja postać. Widzę że lubi klasykę w muzyce. A Sam gra na fortepianie. Może jakieś powiązanie z tym? Albo watek o ile powiązania nam się nie uda, chociaż w sumie znają się z baru, hotelu, kasyna... Czy tylko mi ten komentarz wydaje się taki zakręcony? ]
OdpowiedzUsuń[Witam. Karta naprawdę przyjemna i pan na zdjęciach mi się podoba, a to oznacza mniej więcej tyle, że proponuje wątek, może jakieś powiązanie? Przydałby się pomysł i wtedy chętnie zacznę]
OdpowiedzUsuń~ Valentina de Luca
[Mmmm... Uwielbiam to pierwsze zdjęcie. Patrzę na nie i patrzę. Jutro postaram się ogarnąć Twoją kartę i coś sensownego zaproponować ;)]
OdpowiedzUsuń[James na zdjęciach i się podekscytowałam. Kocham gościa, chociaż jak się źle ustawi do zdjęcia, to czasem jak esesman wygląda.
OdpowiedzUsuńA postać mi się podoba niesamowicie. Lubię takie bardzo.]
[Tak, Robin... A raczej Cobie, ale to nie żadna nowość, że będzie już wiecznie utożsamiana z tą rolą. Którą, swoją drogą, podbiła moje serce. I tym zdjęciem też, gdy je zobaczyłam, od razu przyszedł mi do głowy pomysł na Evelyn (zrealizowany i tak połowicznie, jak zwykle...).
OdpowiedzUsuńWłaśnie tak sobie myślałam, że panna Barlow musi mieć dużo znajomych barmanów, żeby mogli jej podsuwać jakieś dobre drinki na zabicie smutku, kiedy kończy swoje jęczenie do mikrofonu. Pomysł wydaje mi się być świetny, nie ma co zmieniać.]
[Mój Vin czasem lubi sobie zapalić coś mocniejszego, a poza tym lubi po alkoholu się rozgadać, w skoro Walter to barman i wysłuchuje marudzenia przeróżnych osób, to chyba najbardziej to pasuje...]
OdpowiedzUsuń[ Czyli jak rozumiem mam zacząć? Czy może ty masz ochotę zacząć? ;p ]
OdpowiedzUsuń[oj, byśmy. nawet nie masz pojęcia, jak bardzo byśmy.
OdpowiedzUsuńnie mam pomysłu. nawet nie mam tego niesamowicie mało kreatywnego, chociaż się starałam ich jakoś powiązać. ale nie mogłam znaleźć żadnej nici pomiędzy esesmańskim członkiem mafii a moim spedalonym Szkotem, więc byłabym wdzięczna za pomysł. zacznę potem, a jakże (no chyba, że będziesz miała straszną ochotę, to wtedy nawet dam tobie zacząć).]
[A to nawet dobre, uznajmy więc że moja Val będzie trochę podpita i trochę zbyt chętna do stania na krawędzi.]
OdpowiedzUsuńBywały wieczory, kiedy Valentina kulturalnie siedziała sobie w hotelowym barze i piła spokojnie alkohol, były też takie gdy zaczynała grę w kasynie by zakończyć ją wczesnym rankiem. Tego wieczora sytuacja jednak nieco się zmieniła. Dostała telefon od matki, albo raczej kobiety, która wypluła ją niechętnie na ten świat. W każdym razie rozmowa ta była dość nie przyjemna i może właśnie dlatego Val wpadła na pomysł zalania się w trupa w swoim apartamencie. Taka prywatna libacja, a co ! Obsługa hotelowa donosiła regularnie butelki, które zamawiała. Ponieważ jednak z czasem coraz bardziej bełkotała, modlili się tylko przed drzwiami, aby wybrali odpowiedni trunek. Ale dla Val to było za mało, upić się i grzecznie pójść spać? Nie, to nie w jej stylu. Więc co? Zaczęła szukać wrażeń. Zapięła suwak sukienki, który rozsunęła leżąc na łóżku, teraz kiedy wyszła z pokoju musiała mimo wszystko wyglądać jako tako przyzwoicie. Ni cholery jej to nie wychodziło, bo koronka od pończoch była niemal na wierzchu, a zbyt wysokie obcasy … A z resztą, wyglądała jak ekskluzywna dziwka. Co zrobiła? Poszła na dach oczywiście, bo gdzie szukać adrenaliny, jak nie na dachu ogromnego kasyna. Najpierw niepewnie podeszła do krawędzi, potem opierając się rękami o murek zdecydowała się spojrzeć w dół. No ale była przecież pijana, więc to tylko było kwestią czasu zanim zacznie tańczyć na tym murku. No i bawiła się całkiem nieźle, tu się zachwiała, tam zakręciła trochę za bardzo. Bezpiecznie to nie wyglądało, ale uśmiech nie znikał z jej ust.
[Tak, masz racje. Są takie role, które na stałe przylegają już do aktora i nie ma zmiłuj.
OdpowiedzUsuńTrygonometria? To jedyna rzecz, jaką zniosę z matematyki. Na samą myśl o tym przedmiocie mi się odechciewa, jak zapewne większej liczbie osób. Chociaż są i geniusze, którzy ten przedmiot uwielbiają.
Zacznę. Może nie konkretnie teraz, niestety, ale zacznę. Jakbyś się mogła jutro przypomnieć, to byłoby idealnie. Postaram się coś wykombinować, dzisiaj to już byłoby tylko "biegła i w drzewo je...", no... Także rozumiesz.]
[A zacząć możesz? Jednak jeśli nie to ja dopiero zacznę bliżej piątku, bo chwilowo choroba mnie rozłożyła całkowicie i gorączka pozbawiła mnie weny i sił.]
OdpowiedzUsuńGdy człowiek doświadczał czegoś takiego jak wizyta w barze nocnym czy kasynie codziennym to przestawało to budzić w nim takie emocje jak w innych. Dla Sam to była tylko praca, którą wykonywała, bo lubiła to prawda, ale też dlatego, że oprócz pensji, która dostawała były też nie małe napiwki. Gdy ludzie wygrywali przy jej stoliku Sam dostawała sporo kasy, chociaż czasami ci przegrywający też coś jej sypnęli. Po prostu w dobrym guście było dać napiwek krupierowi. A jak jeszcze była to ładna krupierka to mężczyźni jakoś chętniej wychodzili z kasy.
OdpowiedzUsuńJak co wieczór widziała jak ludzie przegrywają kupę szmalu, bo prawie nikt nie potrafił się wycofać w odpowiednim momencie.
Liczenie kart wbrew pozorom było naprawdę męczące. Ludzki umysł potrzebował trochę odpoczynku od liczenia, więc Sam ostatecznie zjawiła się w klubie by wypić coś z barmanem, który też powinien kończyć już swoją zmianę.
Chętnie zajęła miejsce na przeciw niego i oparła twarz na jednej dłoni.
- Ciężka. Marzę o pościeli i poduszce, ale chyba nie opłaca mi się kłaść. - westchnęła zerkając na zegarek na ręce. Po pracy już go mogła mieć. Miała zajęcia jeszcze dziś. - Zrobisz mi coś co pobudza? Ale z małą dawką alkoholu poproszę.