A dokładniej Valentina Florence Mia de
Luca, urodzona 14 sierpnia 1990r w Los Angeles. Córka Santany de Luca, głównego
dyrektora linii lotniczych SkyWest oraz Luanny O’Brien.
Przyszła pani kapitan, klientka kasyna Bellagio.
Niezrównoważona pani-chętnie-odstrzelę-Ci-łeb.
c h a r a k t e r
Prosta instrukcja jak rozpoznać ją w
tłumie? Szukaj kobiety o średnim wzroście, która nie unika cudzych spojrzeń,
nie chowa się za innymi ludźmi. To pewna siebie kobieta, która jednak wciąż nie wie
czego chce od życia. Ciągnie jednak za sobą pasmo działań, tych udanych oraz
zupełnych niewypałów. Ma ogromny bagaż doświadczeń niemal w każdej dziedzinie.
Wciąż jednak nie wie co tak naprawdę czyni ją szczęśliwą. Właśnie dlatego w
gruncie rzeczy jest zupełnie zagubiona. Oczywiście nie ma szansy, aby pozwoliła
komuś dostrzec tą stronę samej siebie. Wszyscy, którzy ją znają, wiedzą, że
jest stateczną i porządną osobą. Kieruje się własnym kodeksem moralnym i robi
tylko to, na co akurat ma ochotę. Podąża własnymi ścieżkami, nawet jeśli
prowadzą one do nikąd. Nie pozwoli się zmanipulować, nie teraz. Kiedyś była na
tą sztukę o wiele bardziej podatna, teraz sama zaczyna bawić się w małą
manipulantkę. Wychodzi jej to całkiem nieźle.
Nie pasuje do żadnego modelu życia kobiety. Nie
realizuje się zawodowo, ponieważ na dzień dzisiejszy utrzymuje się z funduszów
ojca. Nie zajmuje także miejsca u boku wpływowego mężczyzny, chociaż pewnie
byłoby to dla niej wygodne rozwiązanie. Niestety nigdy nie będzie ani dobrą
żoną, ani dziewczyną. Na kochankę się nie nadaje, bo mimo wszystko potrzebuje
czegoś co będzie miało twardy grunt. Poza tym nienawidzi dzieci, a to też
utrudnia jej życie.
Ciężko jej zabawić w jednym miejscu na długo, bo
drzemie w niej zapał podróżniczki. Oczywiście nigdy nie miała okazji w pełni
wykorzystać tego zapału, bo wyjazd do pięciogwiazdkowego hotelu, to raczej nie
jest podróżowanie o jakim marzy. Nie ma jednak czasu na to, aby zwiedzać
dalekie kraje. Bardzo źle czuje się w momencie, kiedy zostaje uwiązana do
jednego miejsca lub osoby. Ciężko znosi zobowiązania, a słowa które je opisują,
nawet nie przechodzą przez gardło Val. Może kokietować i sprawiać wrażenie
zainteresowanej, ale minie tydzień lub dwa i jej zainteresowanie zmaleje, albo
zupełnie wyparuje. O wiele lepiej od razu przyznać, że jest wielką fanką
przygód na jedną noc. Bywa arogancka, jeśli akurat nie ma ochoty z kimś
przebywać. Zdarza jej się robić rzeczy, które później chętnie opisuje cały
świat. Można powiedzieć, że do pewnego stopnia jest rozpieszczoną córeczką, z
drugiej już dawno odwróciła się od swoich rodziców. Jedyne co on nich czerpie
to pieniądze. Czasami zachowuje się jakby miała czterdziestkę na karku, ale to
w pewnym sensie u niej normalne. Była tak bowiem wychowywana, miała sprawiać
wrażenie ułożonego dziecka. Stara się nie krzywdzić ludzi, zwłaszcza tych, na
których szczególnie jej zależy. Jest wierna i troskliwa, poza tym to świetny
materiał na przyjaciółkę. Dla swoich bliskich gotowa zrobić wszystko, nawet
zabić. Czasami jednak robi rzeczy, które ranią i należy wyraźnie jej o tym
powiedzieć, bo Valentina może nie zdać sobie z tego sprawy. Jest trochę mniej
wyczulona jeśli chodzi o emocje innych, może dlatego, że zawsze uczono ją, by
nie przywiązywała do tego wagi.
Poza tym wszystkim jest fanką szybkiej jazdy i adrenaliny, pali tylko waniliowe papierosy, pije tylko cappuccino, uwielbia czytać powieści kryminalne, słucha muzyki rockowej, uwielbia latać samolotami.
You think love is to pray, but sorry I don't pray that way
a p a r y c j a
Wygląda jak wygląda, zawsze schludnie ubrana, najdrobniejszy szczegół jej wyglądu jest dokładnie dopracowany. W pewnym sensie można określić ją jako pedantkę do spraw własnego wyglądu. Przez tydzień może nie sprzątnąć ze stołu, ale nie mogłaby wyjść z domu w dresie i tenisówkach. To nie ona. Uwielbia nosić szpilki, które dodatkowo uwydatniają zgrabność jej długich nóg. Co pierwsze rzuca się w oczy? Idealna figura o kształcie klepsydry, długie czarne włosy opadające falami na jej skronie i ramiona, delikatne dłonie i zapach, kwiatowa woń, która delikatnie okala kogoś przy bliższym kontakcie. Sprawia wrażenie osoby delikatnej, która może obrócić się w popiół przy najmniejszym nawet dotyku. Niczym motyl pozostaje nieuchwytna dla innych. Spójrz na nią jeszcze raz, przyjrzyj się tym ciemnym oczom i malinowym ustom, kiedy się uśmiecha cały świat staje w miejscu. Nie uważa się jednak za wielką piękność, dba o siebie, ale doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że uroda przemija.
w budowie
[Witam wszystkich. Karta to zlepek treści z różnych moich kart z innych blogów, trochę pozmieniany, ale ostatecznie pasuje i tutaj. Wszystkich chętnych do wątkowania zapraszam, jestem otwarta na propozycje. ]
[Megan Fox *.* witamy na blogu :D! to jak, jakiś pomysł na wątek, powiązanie z szefem ulubionego kasyna ;)?]
OdpowiedzUsuń[To może opcja druga]
OdpowiedzUsuńBył wczesny wieczór, ale Matt czuł się jakby dobiegała co najmniej pierwsza w nocy. Miał dużo obowiązków, dużo papierów które musiał wypełnić on sam, nie mógł ich nikomu powierzyć. Dlatego też spędzał ten wieczór zanurzony w stosie papierów. Nie trzeba było więc długo tłumaczyć dlaczego nie ma humoru; zazwyczaj był naburmuszony i niezadowolony a co dopiero dzisiaj!
Upił spokojnie łyk kawy, gdy usłyszał pukanie do drzwi. No pięknie, jeszcze ktoś śmiał mu przeszkadzać. Ta osoba z góry była skazana na nienawiść z jego strony.
[Witam serdecznie współautorkę. ; ) Masz może ochotę na jakiś wątek.? ; >]
OdpowiedzUsuń[hmm... a masz może jakiś pomysł.? zawsze np. mogły razem grać, ponieważ mimo iż Amelia jest menagerką hotelu, to jest też częstym bywalcem kasyna. ; )]
OdpowiedzUsuń[no ok. to zaczniesz może.?]
OdpowiedzUsuńNie mogła już wytrzymać w pracy. Gdy się w końcu skończyła postanowiła wyjść gdzieś, gdziekolwiek. Pobyć trochę wśród ludzi, czy ograć kilka osób w kasynie. Wyszła z gabinetu i ujrzała dziewczynę, z którą kiedyś grała. Valentina? Tak, chyba właśnie tak się nazywała. Nie miała pamięci do imion, jednak starała się zapamiętać przynajmniej część ludzi, których spotykała każdego dnia.
OdpowiedzUsuń-Witaj, Val. Nie, już na szczęście skończyłam. -uśmiechnęła się uprzejmie. -Wyskoczymy gdzieś? Mam już dosyć siedzenia w czterech ścianach w gabinecie i ciągłym grzebaniem w papierach i rozmowach z klientami.
Widać było, że był spięty i rozmowa z nim teraz nie była najlepszym pomysłem, a jednak dziewczyna nie wycofała się od razu z pomieszczenia. Jego współpracownicy już dowiedzieli się przynajmniej w małej części jak go podejść; jak się zachowywać, co robić by jeszcze bardziej go nie rozjuszyć. Nie patyczkował się; zwalniał od razu, gdy ktoś za mocno nadszarpnął jego nerwy. Dla gości jednak starał się być miły. Starał się.
OdpowiedzUsuń- Nikt nie nauczył pani, że na wejściu mówi się "dobry wieczór"? - rzucił niemiło zza blatu biurka. Segregował papiery i pisał coś, nawet nie uniósł na nią wzroku. Zrobił to dopiero po chwili; gdy okazało się że kobieta jest całkiem atrakcyjna, złagodniał.
- Słucham - odparł.
-Dobrze wiesz, że ja bardzo chętnie pójdę do kasyna i zszokuję tych wszystkich pewnych siebie mężczyzn. -uśmiechnęła się do niej porozumiewawczo. -Tylko muszę się przebrać, by mieli na czym skupić wzrok. Chodź do mnie do apartamentu. Poczęstujesz się alkoholem. -ruszyła do windy. Wcisnęła guzik i czekała aż przyjedzie. Rozejrzała się trochę. Widziała ludzi, którymi otacza się od około dwóch lat. Byli różnorodni. Widać było zwykłych amerykańskich businessmanów, jak i arabskich szejków.
OdpowiedzUsuń-I o to właśnie chodzi. -roześmiała się i zniknęła w garderobie. -Usiądź sobie, a w barku jest alkohol. Wybierz sobie co chcesz.
OdpowiedzUsuńZastanowiła się co ubrać. W końcu zdecydowała się na zwykłą czarną sukienkę bez ramiączek, która kończyła się przed kolanami. Do tego ubrała gorset, by uwypuklić biust i podkreślić talię i biodra. Na stopy wsunęła wysokie szpilki, a włosy rozpuściła i zmierzwiła trochę. Wyszła do salonu z uśmiechem. -Jak wyglądam?
Uśmiechnęła się z podziękowaniem i wyszły z apartamentu. Zostawiła klucz w recepcji i ruszyły do kasyna. W oświetlonym kolorowymi światłami pomieszczeniu było aż duszno od dymu cygar, które palili mężczyźni. Dziewczyny czuły na sobie miliony spragnionych spojrzeń.
OdpowiedzUsuń-Najpierw do baru? -jej oczy już błyszczały podnieceniem na myśl o grze. Musiała się jakoś uspokoić.
[ chcesz sex? ]
OdpowiedzUsuń[ no nie, a ja tu z taką typowo dziwkarską propozycją przyszłam xD jasne, że chcę wątek! ;) ]
OdpowiedzUsuń[Mam taki zwyczaj (a przynajmniej się staram), że zawsze przepraszam, gdy moja karta przerywa okres królowania czyjejś na głównej. Moja niby też długo nie pobyła, mimo wszystko - zrekompensuję to jakoś może. O ile masz ochotę na wątek.]
OdpowiedzUsuń[Znam to uczucie, kiedy człowiek nie ma kompletnie pomysłów na nic. Na szczęście jeszcze nie naszło mnie dziś coś takiego, więc postaram się coś skombinować. Chociaż mam wrażenie, że właśnie idę na łatwiznę, to pierwsze, co przychodzi mi na myśl - Evelyn kończy występ w barze, idzie napić się drinka i przy ladzie nawiązuje rozmowę z Valentiną.]
OdpowiedzUsuń[Regulamin wymaga podpisu z imienia i nazwiska, a nie jakieś "V." :) To tak przy okazji. Moje uszanowanie.]
OdpowiedzUsuńZostawcie jednak upominanie nam, Administracji :)
UsuńUpiła łyk martini i rozejrzała się. Faktycznie wiele osób oszukiwało. Jednak to jej nie zepsuło humoru. Znała swoje umiejętności.
OdpowiedzUsuń-Val, wątpisz, że nie damy sobie rady? -roześmiała się. -Mamy więcej asów w rękawie, a raczej w dekolcie, niż oni. -uśmiechnęła się radośnie. Już nie mogła się doczekać. Dopiła swój trunek i zlokalizowała pierwszy stolik, do którego miała zamiar iść. Wskazała go koleżance.
-Idziemy?
[Ma się te oko :D]
OdpowiedzUsuńMiał zamiar jeszcze upomnieć ją wyjątkowo nieuprzejmie o tym, że nie pozwolił jej wcale usiąść ale stwierdził, że to byłoby już zbyt wredne. Czasami starał się powstrzymywać; raz mu to wychodziło raz nie. Tym razem mógł być z siebie zadowolony.
Uniósł na kobietę badawcze spojrzenie, które niemal zawsze mroziło krew w żyłach. Nikt nie wiedział czy chodzi o jasny, niemrze przeźroczysty kolor jego tęczówek czy po prostu jego chłodny stosunek do drugiego człowieka który zazwyczaj w sobie miał. Tak jakby gardził gatunkiem ludzkim, a sam do niego należał.
Słuchał kobiety z uwagą, przerywając dotychczasową pracę.
- Wszyscy krupierzy tutaj pracują co najmniej pięć lat i w górę. Dopóki mi pani tego nie udowodni, nie uwierzę. - stwierdził niezbyt ugodowo, zapalając papierosa, którego dym po chwili rozniósł się po pomieszczeniu. Zaciągnął się nerwowo.
[Megan Fox <3 Omamuniu... Pomysł na wątek... Może, jako klientka Valentina ma swojego ulubionego barmana, którym jest Tosiek?]
OdpowiedzUsuń- W sumie to dobrze, że pani tu do mnie przyszła, nawet jeśli tylko po to by mogło się okazać, że tylko się pani wydawało - stwierdził zgodnie z prawdą. Mało było rzetelnych ludzi, którzy pomagali z własnej, nieprzymuszonej woli i często bez żadnych zysków dla siebie. Tym bardziej on nie umiał na takich trafić. Wszyscy starali się go oszukać na każdym kroku.
OdpowiedzUsuń- Dobrze, niech pani będzie. Pójdę z panią, jeśli oszukał panią raz zrobi to drugi. Jeśli tego nie zrobił, nie będzie robił ponownie. - stwierdził zgodnie z prawdą - tylko się przebiorę i zaraz przyjdę - odparł po czym znikł gdzieś w czeluściach swojego gabinetu. Wyszedł przebrany w luźną, zieloną skejciarską bluzę z białymi nadrukami. Zabawne, że nikt go w niej nie poznawał. Matt bez garnituru? To po prostu w jakiś sposób do siebie nie pasowało. Tak jak szczur bez głowy, czy coś.
- A więc, proszę, niech pani prowadzi - rzucił, wychodząc z pomieszczenia obok i przenosząc badawczy wzrok na kobietę.
[Nie, regulamin jest skopiowany z onetu i muszę ten podpunkt zmienić ;)]
Wieczór jak co dzień. Przynajmniej w tym miesiącu, bo nie zawsze dostawała zadanie śpiewania do kotleta i drinka o tej porze dnia, a właściwie nocy. Przez to do tej pory miała trudności z przestawieniem się na taki tryb życia: przez ostatnie dwa miesiące miała "dyżur" popołudniowy, kiedy to goście przychodzili do restauracji na obiad.
OdpowiedzUsuńRepertuar taki sam, jak wczorajszego wieczora. Nie zmieniła właściwie nic, nawet odjęła jedną piosenkę, bo wczoraj złapała się na lekkim zapomnieniu tekstu w połowie utworu. Nikt nie zwrócił jednak uwagi na to, że przeskoczyła jedną zwrotkę. Zazwyczaj nikt nie zwracał na nią uwagi, miała być tłem dla tego wszystkiego, co dzieje się tutaj. Cicho nucąca coś pod nosem razem z trzyosobowym zespołem panna, umiejscowiona pod ścianą i dzielnie wyczekująca końca.
Parę osób krótko zabiło brawa, skłoniła głowę. Nawet nie zamierzała się fatygować i dać prawdziwie artystyczny pokłon. Zeszła ze sceny po dwóch stopniach na parkiet i przemknęła do baru. Od razu wylądował przed nią.
Namierzył ją nienawistny wzrok kobiety obok. Zmarszczyła delikatnie brwi i stwierdziła, że chyba siedzi już tu od dłuższego czasu bez niczego do picia.
- Em... Phil? - zawołała barmana. - Mógłbyś już obsłużyć tę panią? - spytała, starając się zachować miły głos. Kompletnie nie w jej stylu. Wolała uniknąć kłopotów i problemów tylko dlatego, że dostała drinka po znajomości, bo na nią czekał schowany pod ladą.
- O, przepraszam - Phil uśmiechnął się, powiększając liczbę zmarszczek na twarzy. - Co pani zamawiała, jeśli mogę spytać?
Evelyn upiła łyk swojego trunku, ukradkiem przyglądając się ślicznotce obok.
Ruch był dosyć duży, chociaż przy samym barze nie było wiele zajętych miejsc. Dało się znaleźć jeszcze ze cztery, może pięć wolnych stołków z gatunku tych wysokich, sięgających do lady. Phil jednak miał nie tylko nią na głowie, bo zamówienia o alkohol szły właśnie do niego prosto od kelnerek. Pracował więc jak mrówka. Jeszcze nie pszczółka, ale już mrówka.
OdpowiedzUsuń- Do usług, polecam się na przyszłość - mruknęła żartobliwie, choć dosyć obojętnym tonem. Czuła jednak, że jest Philowi winna małe usprawiedliwienie. To za te wszystkie drinki, które jej stawiał, mimo, że teoretycznie nie powinien.
Przysiadła się jedno krzesło bliżej kobiety ze szkocką, upijając kolejny łyk swojego drinka. Miarkowała go, dodawało to w pewnym sensie smaku.
- Proszę mu wybaczyć - dodała półgłosem, kiedy Phil zniknął z ich otoczenia, żeby obsłużyć kogoś innego. - To dobry facet, ale dzisiaj musi ogarnąć to wszystko sam.
[Skoro jest klientką kasyna to tak jak Vin, choć on nowy tych rejonach, ale mogli spotkać się przy jakimś stoliku, czy może przy barze, bo nic innego mi do głowy nie przychodzi.]
OdpowiedzUsuńTaka pora. Zazwyczaj każdego wieczora o tej godzinie robiło się coraz tłoczniej - samoloty albo właśnie przylatywały i wszyscy wchodzili do baru po zakwaterowaniu, albo siedzący już tu trochę goście mieli kompletnie dość zakładów i tracenia pieniędzy, więc przyszli topić smutki z powodu strat (bądź rzadziej oblewać jakieś zyski) do baru.
OdpowiedzUsuńŚwiat i Amerykę teraz nawiedziły te przepisy odnośnie palenia w miejscach publicznych, co miało zmusić ludzi do rzucenia. Evelyn nie musiała jednak specjalnie rzucać, bo przecież nigdy nie paliła nałogowo. Dla towarzystwa, raz na ruski rok.
Na szczęście tutaj było Las Vegas. Tu nie było większych zasad i reguł. Dlatego uśmiechnęła się delikatnie, wzięła podsuniętego przez kobietę papierosa i skinęła głową.
- Czasami, dzięki - mruknęła. - Evelyn - przedstawiła się. W końcu wypada do zrobić. Mężczyźni piją brudzia, a one zapalą sobie cienkiego, damskiego, eleganckiego papierosa. - Evelyn Barlow.
Dzisiejszego wieczora niewiele czasu spędził na grach, nie licząc kilkanaście minut przy jednorękim bandycie. Ostatnio trochę wygrał, ale także sporo przegrał, więc postanowił odetchnąć od gier, w końcu był tu nie całe trzy dni, a już pieniądze przybywały i ubywały w nie taki sposób jak by sobie tego życzył.
OdpowiedzUsuńMiał kolejny wolny wieczór, a przed nim były jeszcze dwa dni zanim będzie musiał wstawać porankami by zdążyć na zdjęcia. Z dystansu obserwował bar i czekał na wolne miejsce, na stojąco pić drinka to nie jest przyjemność. W końcu pojawiły się dwa miejsca wolne, jednak jedno od razu zostało zajęte. Szybkim krokiem skierował się ku drugiemu.
- Coś naprawdę mocnego. - zwrócił się do barmana i skierował swój wzrok na kobietę siedzącą obok. Młoda duszyczka, a już widać było, że znała się na tym klimacie.
Jej matka była nałogową palaczką. Zaczęła kopcić i tak późno, kiedy Eve poszła na studia. Wcześniej nie paliła w domu, za co była matce wdzięczna - jako dziecko przynajmniej oddychała w mieszkaniu w Chicago czystym powietrzem (o ile to możliwe w takim mieście). Teraz, kiedy z rzadka przyjeżdżała do rodzinnych stron, czuła dym papierosowy. Wcześniej ją drażnił, teraz - po pracy w Bellagio - przyzwyczaiła się. Nawet stał się dosyć przyjemny.
OdpowiedzUsuńZaciągnęła się delikatnie, wypuszczając powoli i spokojnie dymek. Miała to szczęście, że papierosy ją aż tak nie kusiły. Do nich miała silną wolę, nigdy nie miała uzależnienia od nikotyny. Z alkoholem to inna bajka, godna dłuższego opowiadania. Natomiast po dragi nie sięga z zasady i tego się trzyma.
- Piękne imię - odparła, zanim kobieta pochwaliła jej występ. Na te słowa Evelyn uśmiechnęła się krótko i dosyć smutno, po czym skinęła w podzięce głową. Przyzwyczaiła się już do takich tekstów, w większości w jej mniemaniu nieszczerych. - Jesteś tutaj w interesach? Nie widziałam cię wcześniej.
-Ok. -uśmiechnęła się do niej uprzejmie i powiodła spojrzeniem po twarzach graczy. Widziała, że zainteresowali się nimi-młodymi i pięknymi kobietami. Oparła leniwie głowę na dłoni i przejrzała swoje karty. Spojrzała spod półprzymkniętych powiek na mężczyzn i rozpoznała, który z nich kiepsko trafił. Gra nie trwała długo. Pomimo faktu, że zauważyła kilka kantów, udało jej się wygrać. Oparła się o oparcie i spojrzała na Val.
OdpowiedzUsuń-Nie było tak źle, prawda?
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPoszedł za dziewczyną, a ludzie nawet nie obracali się, zupełnie nie mając pojęcia, że facet ubrany tak jak on może być szefem kasyna.
OdpowiedzUsuńWszedł do pomieszczenia i od razu uderzył w niego silny aromat papierosów, potu i oczywiście alkoholu. Z czasem ten zapach przestawał być nieprzyjemny, a nawet zwiastował nagły, pozytywny przypływ pieniędzy.
Stanął gdzieś z boku, niby to zainteresowany komórką a jednak miał na świetnym widoku krupiera, który był oskarżony przez dziewczynę o oszustwo. Cóż, każdy wiedział, że Mattieu tolerował wszystko, ale nie oszustwo, no i kłamstwo, dlatego mężczyzna musiał być bardzo odważny, tak narażając się na gniew szefa.
Mattieu bez trudu dostrzegł tą talię kart którą miał w rękawie; i tylko wyciągał wybrane karty, bawiąc się pieniędzmi graczy. To wystarczyło, nie zastanawiał się długo; złapał mężczyznę od tyłu na ramię
- A pana poproszę ze sobą i proszę wyjąć te karty z rękawa - rzucił a przestraszony wzrok krupiera nie byle jak go... rozbawił. Widocznie wcale się nie spodziewał, że ktoś go nakryje. To ci niespodzianka. - ciekaw jestem, ilu jeszcze oszukałeś. Pozwól ze mną, Valeria - zwrócił się do dziewczyny uprzejmie. Miał zamiar naprawdę zrównać pracownika z ziemią, jak to miał w zwyczaju.
- Znawczyni, czy degustatorka? - z niewielkim uśmiechem na twarzy odpowiedział na słowa dziewczyny. Podała dwie całkiem dobre opcje, ale chyba wódka była tą najlepszą, w końcu najczęściej miała sporo procentów które pomagały się rozluźnić i dziwnym trafem chociaż chwilowo usuwała problemy.
OdpowiedzUsuń- A może stała bywalczyni znająca gusta gości? - dodał po chwili milczenia, obserwował zachowanie i gesty dziewczyny - Właściwie to przepraszam za brak kultury z mojej strony - zorientował się, że nie przedstawił się, a kultura tego podobno wymagała, chociaż czy w kasynie nie lepiej być anonimowym? - Vincent jestem.
Dla niej cały, paroletni już (nie licząc urlopów i wyskoków na święta do rodziny, która w ciągu tygodnia pracy chyba zapominała, że Evelyn też ma na nazwisko Barlow - nadal) pobyt tutaj był w interesach. Ona tutaj zarabiała pieniądze, wykonując najpotworniejszą misję zawodową jaką mogła - śpiewać tak, że nikogo to nie interesowało. Koszmar. Chociaż w lepsze dni cieszyła się, że zapowiadają ją jako gwiazdę Bellagio. Tak naprawdę, taka z niej gwiazda jak ze "Zmierzchu" klasyka fantasy (nie obrażając fanów).
OdpowiedzUsuń- Czasem człowiek potrzebuje odsapnąć od świata, nie dziwię się. Sama znam to uczucie - język na sekundę jej się rozwiązał. Evelyn uniosła szklankę z drinkiem ku górze, uśmiechając się połownicznie w stronę Valentiny. - W takim razie, witamy w Las Vegas.
[a dziękuję, dziękuję. tylko właśnie z pomysłami zawsze ciężko, choć w sumie chyba coś tam mam - może spotkanie na dachu hotelowym. jedno z nich mogłoby sobie coś zapalić, ewentualnie napić się mocniej, stanąć na krawędzi i rozkoszować się uczuciem wolności. w tym czasie drugie takim tam zupełnym przypadkiem również znalazłoby się na szczycie i omylnie potraktowało zachowanie drugiego za próbę samobójczą. ?]
OdpowiedzUsuń[śet, to nie wina Matta te imiona, hahah, sorry :)]
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się do dziewczyny przepraszająco, tym swoim perlistym uroczym uśmiechem, który tak rzadko pojawiał się na jego wargach. Widać było, ze zaskrobała sobie jego sympatię. Krupier wyglądał na naprawdę przerażonego, zwłaszcza, że Matt bez skrupułów niemalże ciągnął go za marynarkę. Gdy przeszli próg kazał dziewczynie poczekać chwilkę przed pokojem. Nie chciał jej za bardzo... straszyć, choć drzwi były dźwiękoszczelne. Jednak co mocniejsze dźwięki przepuszczały.
- Co ty sobie do cholery jasnej wyobrażałeś? Że będziesz tak bez końca obrabiał moich klientów, by tylko się wzbogacać czyimś kosztem?! Zaufałem ci, dałem najlepszą pracę w kraju - krupier zaczął coś skomleć, jakby się tłumacząc.
- Nie wkurwiaj mnie już - Matt starał się nie przeklinać, aczkolwiek nie wychodziło mu to, zwłaszcza w takich momentach - ściągnę od ciebie całą kasę, do centa. I nawet nie próbuj szukać pracy w Las Vegas, tym bardziej mi się tu pokazywać - odparł a były krupier wyszedł ze spuszczoną głową, niczym zbity pies. Po chwili za nim wyłonił się Matt.
- Bardzo pani za to dziękuję. I przepraszam, że tak zareagowałem, myślałem, że chociaż im można ufać, widocznie nie. Muszę się pani jakoś za to odwdzięczyć - odparł, po czym na jego usta znów wkradł się ten sam uśmieszek - to co pani powie na drinka? - zaproponował.
Las Vegas miało swój urok. Wokół kasyn, ulic wystrojonych w neony i reflektory, całej masy hoteli i świątyń hazardu unosiła się magia, której do tej pory Evelyn nie mogła rozgryźć. Być może to magia alkoholu, może. Ale zawsze wszystko działo się tak samo: można było pogadać z osobą spotkaną przypadkiem o wszystkim. Łatwo znaleźć wspólny język, szczególnie ze świadomością, że wszystko zostaje w Vegas.
OdpowiedzUsuńUśmiechnęła się szeroko, upijając naprawdę spory łyk drinka.
- Spokojnie. Słyszałam, że kobiety nie dają się tak łatwo kasynom - mruknęła. Wiele teorii takich jak ta obiło już jej się o uszy. - Cóż... Zarabiam tyle, ile mi pasuje. To znaczy, nie tyle, ile bym chciała, ale sowicie, jak na zwykłą smęcącą do mikrofonu kobietę w kasynie - mruknęła pół żartem.
- Każdemu czasem przydaje się chwila rozluźnienia. A drink w Bellagio to nie takie bele co, poza tym idzie pani tam z szefem. Nie chcę się wywyższać, ale po tym będziesz miała tu chody przez jakiś czas. - stwierdził z rozbawieniem, kierując się z nią w stronę The Bank, klubu nocnego w Bellagio. O nie, już nie chciał patrzeć na te kasyno. Czasem miał go serdecznie dość.
OdpowiedzUsuńOd czasu do czasu spoglądał na dziewczynę, była urodziwa. Na pewno bardziej niż zdawało mu się wcześniej.
- Long Island z lodem i Jack'a Danielsa, poproszę - rzucił do barmana a ten spojrzał na niego ni to zaskoczonym ni to przestraszonym głosem po czym kiwnął głową. Siedli przy barze.
- A więc, często tu bywasz? - zapytał, spoglądając na dziewczynę kątem oka w oczekiwaniu aż barman poda im drinki.
[wybacz że tak krótko i nie zrażaj się ;)]
- Nie zdziw się jak tak będzie, zazwyczaj pokazuję się tu tylko w towarzystwie córki albo dziewczyny, reszta to pracownicy. Więc urosłaś trochę w ich oczach. - stwierdził z lekkim uśmiechem upijając łyk Jacka Danielsa. Nie miał zamiaru ukrywać tego, że ma tu córkę; w końcu był dumny z bycia ojcem, nie miał zamiaru się do tego nie przyznawać. Co prawda, jeśli dziewczyna była nim w jakiś sposób zainteresowana na pewno ją to zraziło, ale już nie szukał kobiet. Chciał tylko spokoju.
OdpowiedzUsuń- Tak, tutaj łatwo jest stracić cały majątek. Zabawne, że to ja to prowadzę. Jestem tu już dobre pięć lat, a wciąż ciężko mi w to uwierzyć - stwierdził zgodnie z prawdą. Pracował tu ciężko każdego dnia, ale wciąż zaskakiwało go to szczęście którym nagle został obdarowany. Całe życie był przeciętniakiem, a tu nagle właściciel kasyna? To dopiero coś.
- Imię bardzo kojarzące się z walentynkami - zauważył niezbyt błyskotliwie, ale uśmiechnął się przy tym niezwykle słodko, jak dzieciak. Barman postawił przed nim wódkę, skinął głową dziękując i powąchał zawartość, czasem miewał dziwne zachowania - Zawsze tyle tutaj ludzi się kręci? - dziwne pytanie zwłaszcza, że to kasyno. Kolejny punkt za bystrość dla niego. - Wiesz może, czy dzieje się tutaj coś ciekawego poza grą i utratą pieniędzy? - teraz zabrzmiało to nieco sensowniej, albo niezwykle ogólnikowo, a przecież miał na myśli jakieś koncerty i imprezy przyjemne dla duszy i ciała.
OdpowiedzUsuń- Spokojnie, dla mnie człowiek tutaj to jeszcze nie chodzące pieniądze. JESZCZE. - zaznaczył z rozbawieniem, odstawiając pustą szklankę na blat stołu i zamawiając drugą kolejkę dla siebie i dziewczyny.
OdpowiedzUsuń- Każdy musi najpierw coś stracić, by potem coś wygrać. Gorzej, gdy non stop przegrywasz, w oczekiwaniu na wygraną. Dopiero wtedy pojawia się problem - stwierdził zgodnie z prawdą, przyglądając się alkoholowi jakby był on czymś nazbyt interesującym.
- A tak co do mojej córki, to pewnie będziesz w jej wieku - stwierdził. Nie miał pojęcia ile jego towarzyszka może mieć lat, ale na oko dawał jej od 20 do 22. Nie więcej.