niedziela, 30 września 2012

It’s time to take a risk, sweetheart.


Tumblr_m64xp1sqq01qc887qo1_r1_500_large
Marissa Walker
25 lat, ur. 10 maja 1987r.
Striptizerka w klubie „Bank”

To specyficzna profesja. Tak naprawdę nikt nie traktuje cię poważnie. Jesteś nieszkodliwą, seksowną kobietą wyginającą się na parkiecie, którą obserwuje kilkaset mężczyzn dziennie. Podziwiają każdy centymetr twojego ciała, ciesząc się tym, że mogą to robić bezkarnie i niemal anonimowo. To twoja praca, nie zaszkodzisz żadnemu z nich, nie będziesz powodem ich rozwodu, a nawet jeśli, to nikt nie będzie miał do ciebie pretensji. Jesteś dostępna i niedostępna jednocześnie. Mogą na ciebie patrzeć, ale nie mogą cię dotknąć, choćby nie wiem jak bardzo tego chcieli. Skupiasz się na wykonywaniu swojej pracy jak najlepiej, poruszasz się do rytmu muzyki w taki sposób, że każdemu z nich przechodzą ciarki po plecach. A oni nie zdają sobie sprawy, że w tym samym czasie, ty widzisz wszystko co dzieje się w tej sali. Kłótnie oraz sprzeczki,  ludzi kupujących narkotyki, niewielkiej wielkości bronie, spotkania członków mafii, prostytutki, które cudem dostały się do klubu i zachęcające niektórych panów do skorzystania z ich usług. Nikt cię nie podejrzewa o posiadanie takich informacji, ale i ty ich nikomu nie zdradzasz. Bo po co? To nie twoja sprawa i lepiej żadnemu z tych ludzi się nie narażać.  Dużo lepiej zarabiać na nich pieniądze i uśmiechać się pod nosem, gdy wciskają ci kolejne banknoty.


Tumblr_m8t9xwqz171rnouyno1_500_largePodobno mam kalifornijską urodę. Jestem blondynką o zielonych oczach, z niezbyt jasną cerą. Szczupła sylwetka, wymodelowana dzięki licznym układom tanecznym wymagających ode mnie nierzadko gimnastykowania się oraz bieganiu co drugi dzień. Mierzę sto siedemdziesiąt siedem centymetrów wzrostu, ważę przy tym pięćdziesiąt siedem kilogramów. Rozmiar buta: trzydzieści osiem. Nie posiadam znaków szczególnych, w tym tatuaży. Niektórzy twierdzą, że mam hipnotyzujące spojrzenie, chociaż momentami w to wątpię. Szczególnie, gdy ktoś podczas rozmowy ze mną wpatruje się w mój dekolt. Mniejsza z tym. Poza pracą noszę wąskie dżinsy, koszule w kratę, t-shirty, kardigany, obcisłe sukienki, ciężką biżuterię. Lubię malować usta na czerwono i podkreślać oczy grubą czarną kreską. Zazwyczaj na mojej twarzy widnieje uśmiech.

Urodziłam się w Seattle, jako pierwsze dziecko państwa Walkerów. Mój młodszy o rok brat aktualnie pracuje jako informatyk. Na rodziców nigdy nie mogłam narzekać. Poświęcali nam obojgu odpowiednią ilość czasu i ograniczali nas wtedy, kiedy było trzeba. Nie byliśmy co prawda jakoś specjalnie bogaci, ale raczej przeciętni jeśli chodzi o kwestię finansów. Oboje pracowali jako kucharze w jednej z popularnych restauracji. Ja natomiast w liceum należałam do drużyny cheerleaderek. Od zawsze lubiłam muzykę i taniec. Nie byłam głupia. To nie tak, że zostałam striptizerką, bo do niczego innego się nie nadawałam, a jedyne co miałam to ładna buzia, tyłek oraz wyczucie rytmu. Szkołę średnią ukończyłam z wyróżnieniem i dostałam się na studia na wydział matematyki. Po niecałych trzech latach nauki tym, czego się przede wszystkim doliczyłam, było to, że zapewne przyszła płaca nie będzie dla mnie wystarczająco satysfakcjonująca, a poza tym tego typu praca będzie śmiertelnie nudna. I wtedy trafiłam do Vegas, bo stara znajoma organizowała wieczór panieński. Zapomniałam wspomnieć, że oprócz wcześniej wymienionych rzeczy lubiłam także imprezy. A nawet nie zdajecie sobie sprawy jak cholernie ciężko się liczy całki na kacu. Wracając jednak do owego wieczoru panieńskiego, miałam wtedy okazję zobaczyć prawdziwe nocne życie i...zafascynowało mnie. Zostałam tam najpierw na dwa tygodnie, a później zrozumiałam, że praca striptizerki mogłaby się w moim przypadku sprawdzić. Zaczęłam w niezbyt przyjemnym klubie, ale dość szybko trafiłam do Bellagio, jako "wyjątkowo utalentowana w tym kierunku". Rzuciłam studia. Gdy powiedziałam o wszystkim rodzicom, przestali się do mnie odzywać na półtora roku. Dopiero ostatnio jakoś się z tym pogodzili. Mieszkam w hotelu Bellagio na koszt firmy. Doszłam do wniosku, że nie chcę wydawać pieniędzy na jakieś marne mieszkanko i wolę uzbierać sobie na porządny, duży apartament gdzieś niedaleko centrum. Czy lubię moją pracę? Bardzo.

Charakter to chyba najgorsze co przyszło mi opisywać, bo tak naprawdę ciężko mi siebie samą określić. Jestem otwarta, rozrywkowa i towarzyska. Cholernie pewna siebie, czasem próżna (ale kto nie jest?). Można mi ufać, nie zdradzam cudzych tajemnic i raczej nie plotkuję. Potrafię zajść za skórę, gdy uznam, że się komuś należy. Czasem jestem ironiczna i arogancka. Ze specyficznym poczuciem humoru. Zwracam uwagę na detale, nie lubię niedokładnych ludzi. Nie znoszę gdy coś nie idzie po mojej myśli. Spontaniczna, wybuchowa, impulsywna. Uparta oraz szczera. Kocham poczucie wolności, jestem niezależna i nie lubię być przez nikogo ograniczana. Przepadam za kreatywnymi, obytymi ludźmi, od których mogę się czegoś nauczyć, ale również za tymi, z którymi nie da się nudzić. Cenię sobie osoby dobrze wychowane, bo z takimi rzadko ma się do czynienia. Uwielbiam przyciągać męskie spojrzenia, niezobowiązujący flirt i seks. Nie przywiązuję się za bardzo do ludzi i rzeczy, lubię zmiany. Wokół mnie zawsze musi się coś dziać, ponieważ szybko się nudzę. Bezproduktywne dyskusje szybko urywam.

Tumblr_m4n7f3mweq1rslhjro1_500_large

Witam :) Byłoby miło, gdybyście mi trochę pomogli i Wy zaczynali wątki. Mam nadzieję, że będę się tu dobrze bawić.
Karta być może będzie jeszcze uzupełniana. Na zdjęciach piękna Amber Heard.

31 komentarzy:

  1. [Dawno nie czytałam karty w pierwszej osobie, bardzo ładna ;) Pomysł na jakiś wątek, powiązanie?]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Jakie piękne zdjęcia i gif! Podoba mi się bardzo, tak samo zresztą jak karta. I to, że ktoś nowy dołączył! Witam, witam. Coby trochę blog rozkręcić, wątek by się przydał, prawda?]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Będziesz miała coś przeciwko, żeby się przyjaźnili? W końcu każdy gej potrzebuje złośliwej przyjaciółki heteryczki. Bo marzy mi się taka pełna sprzeczek relacja pomiędzy nimi, co Ty na to? I żeby nie było w wątku nudno, to może jakiś napad na monopolowy?]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Njet ^^ Bo coś tam wymyśliłam. Mało ambitne, ale zawsze. Jak nie masz ochoty za bardzo, to ja żadnych niesamowitych długości nie wymagam.]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Nie bądź smutna, bo jeszcze zacznę płakać przez Ciebie.]

    W poniedziałki nawet Clarence pozwalał pracownikom na więcej luzu. Mniej biegał między blatami, mniej naciskał dzwonek nad ladą, mniej wrzeszczał i klął. Klientów nie było wiele, a jeżeli już się pojawiali, to robili to w godzinach południowych, kiedy lekko wczorajszy po niedzielnych baletach zamawiali głównie kawę z czymś lekkim do przegryzienia. Dlatego kiedy w innych zakładach ludzie uznawali poniedziałek za najgorszy dzień tygodnia, dla zatrudnionych u Eda był on czymś w rodzaju odpoczynku od codziennego reżimu. Nawet Moffett pozwalał sobie na większe spoufalanie się z pracownikami, jakieś luźne rozmowy czy wspólne wyskoczenie na fajkę w przerwie.
    Światła na sali zostały wyłączone, a ostatnie noże zniknęły w zmywarce. Kuchnia pustoszała. Jedynie Clarence zwyczajowo pozostał na stanowisku, biegając między półkami i sprawdzając przed wyjściem, czy wszystko zostało sprzątnięte oraz odłożone na swoje miejsce. Niektórych doprowadzało to do szału - ciągłe sprawdzanie wszystkich niedopiętych guzików, ale trzeba było przyznać, iż bez czasem irytującego perfekcjonizmu Eda wszystko zaczęłoby się walić. Być może dla osób z zewnątrz kuchnia wyglądała iście chaotycznie pośród brzękania talerzy, krzyków oraz patelni buchających płomieniami, lecz tak naprawdę był to rzetelny mechanizm, w którym każda obluzowana śrubka mogła doprowadzić do tragedii.
    Uwolnił się właśnie z białego fartucha, który swą dziewiczą czystość miał dawno za sobą, gdy za sobą usłyszał znajomy głos. Uśmiechnął się, wciągając na ramiona marynarkę. Uwielbiał Marissę oraz wiążącą ich nieskomplikowaną znajomość.
    Wzniósł oczy ku górze, powoli kręcąc głową.
    - Tyle mężczyzn mógłbym dzisiaj przeruchać, ale czego to się nie robi dla przyjaciół. Ma się te pieprzone szczęście, że właśnie mnie wybrałaś. - Zgasił jarzeniówki, pozostawiając światło na korytarzu prowadzącym do wyjścia. Ruszył nim, aby jak najszybciej znaleźć się poza terenem hotelu. - Przypadkiem nie musisz się wić przed chordą napalonych facetów?

    OdpowiedzUsuń
  6. [Dobry wieczór :) wątek, powiąznie? :]

    OdpowiedzUsuń
  7. [No właśnie... liczyłam, że Ty będziesz miała jakiś pomysł :D Na pewno mogą się znać, ale jakie mają stosunki i jak bardzo się lubią to nie wiem :> okoliczności spotkania też mi na razie nie przychodzą do głowy]

    OdpowiedzUsuń
  8. - Jakie pół na pół? Co najmniej ćwierć z tych twoich „klientów” to pewnie w ukryciu pedały, jak nic. Mówię ci, jesteśmy konkurencją nie do przebicia. Jak tak dalej pójdzie, to zapładniać będziecie się musiały same, taka prawda.
    Clarence raczej by się nie obraził. Co najwyżej fuknął ostentacyjnie. Byli już na tym poziomie znajomości, że wszelkie uprzejmości mogli odrzucić na bok. Poza tym znał już kobietę na tyle dobrze, iż takiej odpowiedzi w sumie by oczekiwał. Gdyby usłyszał to od kogoś innego, owszem, w pewnym sensie mógłby poczuć się urażony, ale w tym wypadku z czymś takim nie miałaby do czynienia.
    - Nie kojarzę dziewczyny, poza tym nikt tak dupą nie wywija, jak ty. Masz na to moje słowo. - Na potwierdzenie swoich poglądów pokiwał głową. - Do mnie, do mnie, co nie przyjdę, to masz syf w pokoju, jeszcze bym się zgubił między tym bajzlem. A o swój żołądek się nie martw, jak cię nakarmię, to jeszcze będziesz miała dość na następny tydzień, zaufaj mi.
    Clarence słynął z tego, że w każdego znajomego, bliższego czy nie, wpychał tony jedzenia. Nigdy nie pytał o dietę, zresztą pytanie dość nie na miejscu, z góry od razu zakładał, iż wszyscy są niedożywieni i tylko on może im w tej sytuacji pomóc.

    OdpowiedzUsuń
  9. Mattieu należał do impulsywnych, skomplikowanych ludzi. Nie chciał zdradzać swojej dziewczyny; uważał ją za najpiękniejszą i najbardziej wartościową kobietę na ziemi, ale czasem nosiły go emocje. Wypijał za dużo, był z nią pokłócony i... działo się, co się działo. A później tego żałował, a osoba która była obiektem jego "odreagowywania" była unikana z największą wykwintnością, bo on jako szef kasyna, klubu nocnego i hotelu wiedział o której kto ma zmiany i kiedy się w danym miejscu pojawiać a kiedy nie. Dlatego od pamiętnej nocy z Marissą nie widział się z nią ani razu a minęły już trzy miesiące. Widać było, że był specjalistą w unikaniu ludzi, których spotkać zwyczajnie nie chciał. Na razie mógł być z siebie zadowolony, do pewnego momentu.
    Wybrał się do baru, odrobinę się odstresować. Miał po prostu nadzieję, że nikogo tu nie spotka, nie miał siły na unikanie Marissy. Po prostu siadł w jednej z lóż i spokojnie popijał drinka, sam. Wtedy ich spojrzenia się spotkały. Tańczyła, miała swoją zmianę. A on po raz kolejny nie mógł oderwać od niej oczu, choć się starał.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wywrócił jedynie oczami. Statystyki statystykami, a czy należą one do prawdziwych, to już inny problem. Clarence swoje wiedział, po trochu też się droczył, ale nie od dziś wiadomo, że facetowi zdania nad jego własne nie przełożysz. Choćby i się mury waliły.
    Ed nie znosił bałaganu. Bardziej nawet niż filmów Woody'ego Allena i wiosenno-letniej kolekcji Chanel sprzed dwóch lat (brak małej czarnej jest bardzo bliski zdradzie, trzeba przyznać). Dlatego kiedy weszli do jego mieszkania, powitał ich porządek w tym mniej pedantycznym, przez co trochę niemoffettowskim, wydaniu. Co prawda książki na półkach oraz poduszki na kanapie ułożone były w perfekcyjnym, długo dopracowywanym szyku, lecz i mankamenty tego wieczora można było dostrzec. Choćby i rozrzucone na stole magazyny, które Marissa poczęła przeglądać.
    - Dlatego jak kiedyś przegrałem zakład, to kazałem się wytatuować na tyłku, żeby nie było widać na co dzień.
    Wyszedł z kuchni, stawiając przed kobietą parujący talerz.
    - Voila.
    Można by pomyśleć, że po wyjściu z restauracji Ed ma dość wszelkich garnków, patelń i noży, lecz wszystko to mijało się z prawdą. Owszem, zdarzały się dni, kiedy na cały ten sprzęt patrzeć nie mógł, zwykle wtedy zadowalał się chińszczyzną, lecz gotowanie bez krzyków i ciągłego latania sprawiało o wiele więcej przyjemności niż zawodowe bieganie między blatami, toteż przeważnie nie miał nic przeciwko.

    OdpowiedzUsuń
  11. [wątuś ? jakiś pomysł na powiązanie? :) ]

    Rose

    OdpowiedzUsuń
  12. Poczuł się dziwnie, tak nienaturalnie skrępowany gdy ich spojrzenia się spotkały. Gdyby nie jego ciemna uroda, pewnie by się zarumienił, ale i tak poczuł, że robi mu się po prostu gorąco. Mogła zaliczyć się do tego wąskiego grona kobiet, które niezbyt dobrze działały na jego serce, bo wydawał się tylko bliższy zawałowi.
    Mógł siedzieć tam spokojnie, albo wyjść, ale czuł, że to nie może tak zostać; jeśli już się zobaczyli, rozpoznali w tłumie... Pozostało mu tylko z godnością podejść do baru i chociaż spróbować z nią porozmawiać, chociaż wiedział, że będzie to dla niego trudne, bo czuł się naprawdę podle rano wychodząc z jej sypialni na wpół nago bele by tylko nie trzeba było nawiązać tego jakże ciężkiego "porannego" dialogu po wspólnie spędzonej nocy. Zwłaszcza, że męczył go kac bo nie pił dużo, a przynajmniej starał się. Od czasu gdy niemal nie wpadł w nałóg starał się odmawiać alkoholu, bał się, że kiedyś go to zgubi. Nie powinien leczyć stresów alkoholem,a kiedyś tak robił. Teraz jego największym lekiem na stres były kobiety, błąd.
    Siadł przy stołku barowym niepewnie, czując na sobie spojrzenia ludzi wiedzących jaką pozycję zajmuje. Zamówił mojito, by trochę się rozluźnić. Nie dość, że był zmęczony to sam nie wiedział co tu robi. Powinien był wrócić do apartamentu.
    Gdy zauważył Marissę nabrał głęboko powietrze w płuca i uśmiechnął się lekko w jej stronę.
    - Cześć - rzucił przez ramię.

    OdpowiedzUsuń
  13. Po restauracji rozległy się brawa. Raikes tak jak zawsze również klaskała, oczywiście swojemu wspaniałemu zespołowi. Perkusista puścił do niej oczko i zaśmiał się znacząco (podczas występu pomylił się i wypuścił pałeczkę z dłoni).
    -Dziękuję -mulatka uśmiechnęła się do widowni, skinęła głową, pomachała i wśród braw zeszła ze sceny.

    -Uh! Katie! -krzyknęła, wręcz wparowując do garderoby. Blondwłosa stylistka biegała po pomieszczeniu z uwagą, szykując rzeczy na występ w klubie Bank.
    -Więc, co my tu mamy? -Raikes podeszła do toaletki i patrząc w lustro związała czarne włosy w kitkę.
    -Cóż... nie jestem pewna jak Cię ubrać właściwie... to jest klub nocny, tutaj do erotycznych piosenek po prostu zakładasz długą sukienkę. A tam?
    -Zapakuj mi tą złotą kieckę. Ledwo co mi tyłek zasłania, będzie w sam raz.
    Blondynka zaśmiała się i wykonała polecenie.

    Po dotarciu do Bank'u, Dashwood była już gotowa a przy wejściu czekali na nią pracownicy żeby pokierować ją na scenę. Brunetka szła przez korytarz, po drodze ściągając z siebie długi szary płaszcz.
    -Wszystko gotowe? -spytała, odbierając od Katie lusterko. Przejrzała się w nim by upewnić się czy wszystko jest wporządku. Czerwona szminka na miejscu, kocie oczy podkreślone, włosy dobrze ułożone.
    -Jasne, wychodzisz i miażdżysz -oświadczył jeden z mężczyzn. Dziewczyna zaśmiała się.
    Sukienka była w złotym kolorze i jak zapewne można się domyślić - błyszczała się. Była bardzo krótka, było w niej widać caaałe nogi i jeszcze przy odrobinie szczęścia kawałek pośladka.

    Przed wyjściem na scenę napiła się jeszcze wody i zapaliła papierosa. Wzięła głęboki wdech, troszke się postresowała ... i była gotowa na show, które oczywiście zrobiła.
    Raikes dosłownie urodziła się, by występować w Vegas.
    Czuła się swobodnie no i rzecz jasna seksownie. Dziewczyny tańczyły obok niej, a kilka ruchów w tym samym czasie wykonywała również Dashwood.
    Dostrzegając spojrzenie swojej przyjaciółki, uśmiechnęła się. Po występie wszystkie światła zgasły.

    OdpowiedzUsuń
  14. Marissa Walker. Zwyczajne imię. Zwyczajne nazwisko. Takich jest wiele. Zapytasz o nie przechodzącego obok ciebie mieszkańca miasta, to powie, że nie kojarzy. Jednak Rose bardzo dobrze znała tę a dziewczynę, a właściwie to już kobietę. Poznały się parę lat temu w klubie 'The Bank', miejscu w którym każda z nich pracowała. Panna Evans w pierwszych dniach była nieco zagubiona, ale zwróciła się o pomoc do dobrej osoby. Dopiero później dowiedziała się, że owa atrakcyjna blondynka pracuje w tym klubie już od dwóch lat jako striptizerka. Oczywiście nie przeszkadzało jej to w dalszym kontaktowaniu się z nią. Uważała, że ostatecznie żadna praca nie hańbi, nawet taka, w której musisz się rozbierać i tańczyć w skąpym stroju przed zgrają śliniących się na twój widok facetów. A w dzisiejszych czasach trzeba przyznać , że cięzko o dobrą pracę, więc kiedy sytuacja zmusi, trzeba chwytać się ostatniej deski ratunku.
    Dziewczyny szybko się zaprzyjaźniły. Już ich pierwsza rozmowa wyszła bardzo dobrze, jakby się znały od dawna. Mijały się w pracy, to zamieniły parę słów, spotykały się na jakiejś kawie, czasem wyszły na imprezę.
    Marissa po skończonym występie przebrała się i podeszła do baru przy którym stała Rose.
    - Cześć. Jak tam? na dziś już koniec, czy później znów wchodzisz na scenę? - zapytała Evans kiedy obsłużyła klienta.

    Rose

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie lubił, gdy druga osoba patrzyła mu głęboko w oczy podczas rozmowy. On robił to zawsze, z przyzwyczajenia, w celu manipulacji osobą z którą rozmawiał, ale gdy robiła to osoba z naprzeciwka, w dodatku do której miał słabość... To trochę zmieniało postać rzeczy. Aczkolwiek nie miał zamiaru ukazywać słabości i odwzajemnił jej spojrzenie z lekkim uśmiechem. Gdyby Cat wiedziała, że coś pomiędzy nimi było, a teraz w dodatku z nią rozmawiał... To nie była pozytywna perspektywa. Zwłaszcza, że miłość a pożądanie to dwie odmienne rzeczy. On darzył Cat i miłością i pożądaniem, nie chciał jej przecież stracić. Są ze sobą cztery lata, to naprawdę długi okres, chociaż z byłą żoną był razem osiemnaście lat. To jednak były dwa zupełnie odmienne rodzaje uczucia.
    - Nic specjalnego, kasyno jeszcze się nie zawaliło ani nie upadło finansowo, czyli jest dobrze - stwierdził z uśmiechem, podnosząc na dziewczynę ciemne tęczówki.
    - A u ciebie? - zapytał, jakby byli co najmniej starymi dobrymi przyjaciółmi spotykającymi się po latach.

    OdpowiedzUsuń
  16. Trochę zdziwiło go to, że dziewczyna tak bezwstydnie podeszła do tematu. Widocznie takie zdrady były dla niej codziennością, on czuł się okropnie.
    - Jasne, że nie. Obydwoje wiemy, że to nie miało większego znaczenia. Był alkohol no i... tak wyszło. Ja tego żałuję, tobie pewnie wszystko jedno. Jednak chcę żeby to zostało między nami, szybko o tym zapomnimy. - odparł zamyślając się za chwilę widocznie i wbijając tępy, zamyślony wzrok w szklankę. Widać było, że jest nieco rozdarty, ale zazwyczaj robił wszystko by nie okazywać emocji więc teraz też nie było to specjalnie widoczne.

    OdpowiedzUsuń
  17. Było wiele cech, które łączyły Marisse i Rosalie, chociażby owa pewność siebie czy nieodparta chęć imprezowania i flirtowania z facetami. Obie były również bardzo bystre i podjęły się studiów, z tym, że Marissa po jakimś czasie je przerwała, a Rose wręcz przeciwnie - postanowiła je skończyć, na dodatek z dobrymi wynikami. Chciała odnieść w życiu jakiś sukces, a praca za barem na pewno by jej w tym nie pomogła, ani też nie była jej szczytem ambicji. Miała służyć utrzymaniu się, a przy okazji dobrej zabawie. Może nie w stu procentach, ale w pewnej części, a nawet w większości - tak. Nocne życie, dobra muzyka, robienie przeróżnych, ciekawych drinków i co najważniejsze duża ilość facetów, których można było obserwować, rozmawiać z nimi i flirtować. Rose korzystała z życia ile wlezie, korzystała ze swojej młodości, uroku i wdzięku, chciała się wyszaleć zanim będzie na to za późno.
    - Jasne, już się robi - odpowiedziała i zaczęła robić drinka. Sięgając po sok z melona usłyszała słowa przyjaciółki o facecie, który ostatnio do niej zagadywał. Uśmiechnęła się i zaczęła opowiadać. Chyba nie miała wyjścia. Marissa ewidentnie domagała się pikantnych szczegółów, których tak na prawdę nie było. - Cóż.. może i zaczepiał, ale jakoś mnie to nie ruszało. Gościu nie był w moim typie, więc go olałam. Miałam w tym czasie na oku pewnego bruneta, ale nie zdążyłam z nim pogadać, bo szybko wyszedł. A wszystko właśnie przez tego, który mi się nie podobał. Był strasznie nachalny i nie umiałam się od niego dostatecznie szybko oderwać. Dopiero kiedy mi się to udało, to tego przystojniaka już nie było. No cóż.. mówi się trudno. Znajdzie się inny - wzruszyła ramionami, po czym uśmiechnęła i podała dziewczynie drinka. - A Ty? Wypatrzyłaś sobie ostatnio jakiegoś przystojniaka?

    Rose.

    OdpowiedzUsuń
  18. Sobota wieczór, nic w tym dziwnego, że właśnie w tym dniu Bellagio przeżywało największe oblężenie. Parkingowi nie nadążali nawet parkować ekskluzywne auta, dlatego przed hotelem tworzyła się kolejka.
    Dobrze, że Steve, jako pracownik zajeżdżał od tyłu i nie musiał się martwić o to, że się spóźni. Poprawił muchę przy swoim smokingu i wszedł na salę kasyna, stając na głównych schodach, by rzucić okiem na to czy każdy członek mafii stoi na wyznaczonych miejscach. Był dowódcą ich wszystkich, więc tak naprawdę miał najwięcej luzu i mógł się bezkarnie kręcić po całym budynku. Wsunął słuchawkę od mikrofalówki do ucha i zapytał wszystkich czy wszystko jest w porządku. Każdy z ochroniarzy się zgłosił, dlatego niewiele myśląc Underwood ruszył do klubu Bank. Usiadł sobie przy stoliku tuż obok sceny i uśmiechnął się kącikiem warg do kelnerki, która nie musiała nawet pytać czego on sobie zażyczy, bo wiadome było, że wystarczy mu whisky z colą. Mógł pić w pracy, bo i tak nie miał rzucać się w oczy, a uchodzić za jednego z klientów, więc nawet zdarzało mu się zagrać w kasynie, jednak wygranych nie brał dla siebie.
    Na scenie pojawiła się znajoma mu blondynka, uśmiechnął się i uniósł szklankę, by pokazać, że pije na jej cześć. Po kilku minutach występu na scenę wparował jakiś pijany (ale czy na pewno pijany czy odurzony narkotykami?) mężczyzna, który stanął za Marissą i złapał jej piersi, zaczynając ją lubieżnie obmacywać.
    Brunet bez namysłu wszczął alarm, wciskając odpowiedni przycisk na mikrofalówce.
    - Bank, alarm drugi... - mruknął i sam wskoczył na scenę, odciągając faceta i wpychając go w ramiona dwóch innych ochroniarzy, którzy wzięli go za kulisy. Nie mogli mu obić mordy na widoku tylu ludzi.
    Sam Underwood wyprowadził dziewczynę za scenę i tam zarzucił jej atłasowy szlafrok na ramiona.
    - W takich momentach się zastanawiam czemu to jeszcze robisz... - mruknął, przesuwając opuszkami palców po zakrętkach różnych perfum na stoliku.

    OdpowiedzUsuń
  19. - Byłem u znajomego świętować, bo mu się córka urodziła. No i wiesz, trochę się człowiek napił, to założyłem się z jednym facetem, że za chuja nie wejdzie po szyję do ścieków. A to w Nowym Jorku było. Nie masz pojęcia jaką tam kanalizację mają. No ale wracając do zakładu, to nie doceniłem gościa, bo wszedł rzeczywiście. I teraz skończyłem z widelcem nad lewym pośladkiem.
    Podczas gdy Marissa zaczynała jeść, Clarence się zastanawiał. Fatalnych facetów spotkał w życiu wiele, więc w sumie lepiej dla niego, że z tematu idealnych postanowiła zejść na tę drugą kategorię.
    - Z tych fatalnych, to ostatnio poznałem takiego jednego na jakimś tam przyjęciu - zaczął. - Przystojny, wysportowany, dobrze ubrany, można było brać, nie patrząc na okoliczności. No i tak się złożyło, że i jakichś specjalnych oporów nie miał, to poszliśmy do niego. Zaczęło się dobrze, wiesz? Tylko jak zdjął spodnie, to miał tak małego, że się, kurwa, prawie popłakałem. Serio, miałem ochotę siąść w kącie i zacząć ryczeć.

    OdpowiedzUsuń
  20. - Małe jest piękne, jasne, jasne. To od dzisiaj wszystkich „pięknych” będę odsyłać do ciebie, żebyś mogła brodzić sobie nieco w urodzie.
    Ed rozumiał piękno małych piesków, małych kotków, nawet małych piersi, lecz w przypadku tej małości akurat musiał pozostać bezwzględny.
    - Ty wiesz co - stwierdził po ponownej chwili poświęconej na przypominanie sobie różnorakich facetów - był raz taki jeden, tylko to dawno temu było, z kilka lat minęło, ale on był tak przerażający, że trudno zapomnieć. Wiesz, jak przelatuję facetów, bo sama tak robisz. Jeden raz i do widzenia, ale z tym było kilka razy pod rząd, jakoś się tak złożyło, aż wreszcie powiedziałem sobie stop, bo jeszcze się facet przywiąże i zacznie coś o dzieciach pierdolić. Nie po to się uzbroiłem w najlepszą metodę antykoncepcji i zostałem gejem, żeby się nad pieluchami męczyć. To go zostawiłem. Tylko problem w tym, że on mnie nie za bardzo. No i jakiś czas minął, nie dawał znaku życia, aż tu do mnie raz matka dzwoni, że się o mnie pytał. Wiesz, jakie mam kontakty z rodziną, wtedy akurat nie dzwoniłem do nich kilka dobrych miesięcy, a tu ni z chuja ni z niczego on się tam pojawia. Ja nawet adresu dobrego do rodziców podać nie umiem, a ten jakoś dał radę. Potem jakiś czas zasłaniałem okna w sypialni, bo się bałem, że jak się obudzę, to jeszcze tam stać będzie. - Pokręcił głową na samo wspomnienie.

    OdpowiedzUsuń
  21. [Może wiedzie, że pracuje w mafii, bo to chyba nie jest zatajone jakoś wielce przed pracownikami? A nawet jeśli, takie tajemnice długo się nie utrzymują. A szefem mafii nie jest, jest mimo wszystko za dobry na kogoś takiego. Jedynie dowodzi ochroną tu]
    Mężczyzna uśmiechnął się kącikiem warg, sunąc wzrokiem po jej zgrabnej nodze, którą oparła o stołek. Może i coś w tym było, że w sumie przy niewielkim wysiłku, mogły zarobić krocie, a tutaj nie była to gorsząca praca, bo jednak striptizerki z Banku nie sypiały z klientami, a Steve nawet słyszał o wyrzuceniu którejś z nich z pracy za coś takiego. Choć może była to jedynie plotka? Tutaj ich krążyło krocie.
    - No tak... - mruknął, przywołując poważny wyraz twarzy, patrząc na blondynkę nieco z góry. Nic w tym jednak dziwnego zważając na ich różnicę wzrostów.
    - Zapomniałaś jeszcze wspomnieć o niezawodnej ochronie... - dodał do jej wypowiedzi, łapiąc w dwa palce delikatny materiał jej szlafroka, który nieco odsłonił - Która ma całkiem ciekawą robotę - zażartował i grzecznie puścił szlafrok, powracając wzrokiem do jej oczu.
    - Jestem ci jeszcze do czegoś potrzebny czy mam się odmeldować? - zapytał i obadał otoczenie spojrzeniem - Jestem całkiem dobry w sprzątaniu czy innych przydatnych robotach. Gotować nie umiem, ale zawsze mogę ci coś podrzucić na wynos - wzruszył lekko ramionami. Przecież sam nie miał wyznaczonych zadań, tak jak byłoby to w normalnej pracy. Tutaj to on rozstawiał ludzi po kątach, i to dosłownie, a nad nim było kilku innych ludzi, którzy i tak rzadko kiedy interesowali się tym, co on tu robi, bo po prostu mieli inne sprawy na głowy, które niekoniecznie były związane z Bellagio.

    OdpowiedzUsuń
  22. To oczywiste, że mogła flirtować i skorzystać z okazji sypiania z klientem, jednak nie musiała akurat za to brać pieniędzy, prawda? Bo robiła to już najprawdopodobniej dla swojej własnej przyjemności, a nie korzyści majątkowej, jednak tutaj akurat różnie bywało i w sumie skorzystanie w dwojaki sposób... Też mogło być całkiem kuszącą opcją.
    Brunet uśmiechnął się kącikiem warg i niedbale wzruszył ramionami, choć prawdę mówiąc nie było mu to takie obojętne, bo z przyjemnością spędzi wieczór w towarzystwie tak intrygującej i pięknej kobiety. Był mężczyzną i te jej triki działały także i na niego.
    - Będę czekał za drzwiami - odparł jedynie i wyszedł. Może i jego współpracownicy byli w stanie sobie sami poradzić, jednak on był zobowiązany do dopilnowania wszystkiego. Sięgnął po krótkofalówkę [tak, nie mikrofalówkę] i zawiadomił ochronę, że z jego dostępnością będzie nieco trudnej, jednak w naprawdę trudnych przypadkach mieli dzwonić na komórkę. Schował słuchawkę do kieszeni, jednocześnie uśmiechając się do dwóch brunetek, które kokieteryjnie na niego spoglądały kierując się na scenę. No grzechem było nie zawiesić na takich swoich oczu...

    OdpowiedzUsuń
  23. On sam nie miał określonego typu kobiety, który najbardziej mu odpowiadał. Prawdę mówiąc potrafił na każdej zawiesić oko, pod jedynym warunkiem - takim, że musiała potrafić wyeksponować swoje walory i być przy tym naprawdę zadbaną. Nie pogardziłby nawet kobietą, która miałaby tu czy ówdzie jedną fałdkę więcej, jeżeli umiała to w apetyczny sposób zaprezentować, a naprawdę było to możliwe.
    A co do jego włosów. Nosił je takie już tyle lat, że nie miał ochoty tego od tak po prostu zmieniać, przyzwyczaił się do nich, a i tak zawsze sobie powtarzał, że je zetnie dopiero gdy zacznie łysieć, a póki co nic takiego nie miało miejsca. Uśmiechnął się lekko gdy blondynka wyszła z garderoby i ruszyła przed siebie, pozwalając mu pozostać nieco w tyle. To był moment, w którym Steve mógł obadać jej strój, a co bardziej dla niego interesujące - jej nogi, które musiał przyznać, że były warte grzechu. Pokręcił z rozbawieniem głową do swych własnych myśli i zrównał z nią krok.
    - Frytki? Coś chyba znajdziemy, ale prawdę mówiąc w najbliższej okolicy to chyba będzie trudna misja - spojrzał na jej buty - I czy damy radę w takim obuwiu? Dość ekstremalny sport jak mniemam, choć co to tam dla ciebie - roześmiał się, jednocześnie ściągając muszkę z szyi i rozpinając dwa górne guziki swojej białej koszuli. Sam mógł teraz sobie pozwolić na nieco więcej luzu.

    OdpowiedzUsuń
  24. Wsunął dłonie do kieszeni swoich eleganckich spodni i pokręcił lekko głową.
    - Muszę cię zmartwić, ale nie mam bladego pojęcia, bo sam jestem wygodnym człowiekiem i zamawiałem takie rzeczy prosto do domu albo sam zwalam się na głowę komuś z Jasmine - odparł spokojnie z przyzwyczajenia obserwując ludzi w holu, którzy wędrowali do kolejnych atrakcji w Bellagio.
    - Chyba też naoglądałaś się zbyt dużo niskobudżetowych filmów, których fabuła kręciła się jedynie wokół strzelania, mordowania i obrabiania dup w obskurnych klubach - tu popatrzył na nią i uśmiechnął się kącikiem warg - Ostatni raz w fast foodzie byłem może jak miałem z siedemnaście lat? A to jednak prawie dziesięć lat temu - uśmiechnął się rozbawiony - Poza tym... - pochylił się nad jej uchem - Jak ci w ten zgrabny tyłek pójdzie? Chociaż w sumie to też ciekawa opcja... To jednak pomyślę gdzie mogę znaleźć jakiś bar, ale pewnie tak jak sama podejrzewałaś będzie to gdzieś poza centrum - rozłożył bezradnie ręce. No niestety magikiem nie był, by postawić jej takową budkę w centrum Las Vegas.

    OdpowiedzUsuń
  25. - To nie oglądaj więcej - poprosił i pokręcił lekko głową, stając przy tylnym wejściu do kuchni. No tak, praca tutaj miała naprawdę wiele dużo pozytywnych aspektów. Choćby ten, że nie musieli czekać w żadnych kolejkach, wszystko mieli pod ręką i to za darmo. A co lepsze... Płacili im za to, poniekąd.
    Oparł się ramieniem o ścianę, gdy zadała mu pytanie. Uniósł nieznacznie jedną brew, powstrzymując się od lekkiego uśmiechu. Mógłby odpowiedzieć, że na nią, ale byłoby to zbyt prostackie, nawet jak na niego. Może nie był wielkim dżentelmenem, ale też jakoś nie rzucał głupimi tekstami typu: "Zabawimy się, mała?", "A może masz ochotę zwiedzić mój apartament, bejbe?". Nie był też jednak romantykiem, bo kwiatów mu się jeszcze nigdy nie zdarzyło kupować, choć... Tak, raz kupił całkiem ciekawą bieliznę, ale od razu kazał partnerce się w niej zaprezentować. Zapłacił to też chciał skorzystać. Ale powracając do jedzenia...
    - No cóż... Ja bym zjadł tortillę - skinął głową, uśmiechając się pod nosem.
    A co po żarciu? No tak, mieli wiele opcji i to nawet tu na miejscu, ale o tym mogą pomyśleć za chwilę, nie teraz.

    OdpowiedzUsuń
  26. Cmoknął i popatrzył na nią z lekkim politowaniem.
    - No jak tam wolisz, ale żebyś nie wyrobiła sobie ideału faceta na podstawie tych komedii romantycznych, bo wydaje mi się, że ani jednego takowego na tym okrutnym świecie nie ma - powiedział, zaczynając sie cicho śmiać.
    Na propozycję posiedzenia przed hotelem jedynie skinął głową, bo wszędzie były ciekawe widoki. Choćby fontanny przed Bellagio.
    Wyciągnął nogi przed siebie i odebrał od kobiety swoją tortillę, w którą zaraz się wgryzł. No, no... Musiał przyznać, że Ed się postarał, jeśli w ogóle on coś z tego tknął, no ale nieważne. Ważne, że smakowało.
    Gdy usłyszał jej pytanie, na początku uniósł jedynie brwi.
    - To długa historia... - mruknął, przełykając spokojnie jedzenie - Niekoniecznie ciekawa - dodał na koniec, bo tak naprawdę nie miał ochotę o tym opowiadać. Nikt nie musiał znać tak dokładnie jego historii życiowej, a już na pewno nie dokładnie tej. Nie była zbyt pogodna, a dla niego nawet bolesna. Nie lubił być aż tak w centrum uwagi i nie chciał także współczucia, które pewnie pojawiłoby się w momencie, gdyby powiedział o zamordowaniu jego rodziców. Może kiedyś się dowie, ale na pewno nie teraz.

    OdpowiedzUsuń
  27. To, że nie chciał jej opowiedzieć swojej historii, nie znaczyło, że łatwiej mu będzie powiedzieć cokolwiek o sobie. Po prostu nigdy tego nie robił, nie miał wprawy, ale jednocześnie nie lubił być w centrum uwagi. Dlatego też zdecydowanie był lepszym słuchaczem niż mówcą. Zwłaszcza na swój temat.
    Jednak zmarszczył brwi, dojadając do końca swoją tortillę. Wytarł dłonie o spodnie i spojrzał na blondynkę.
    - Cóż... Nie wiem, co mogłoby cię w ogóle zainteresować - podrapał się po policzku, tak jak zawsze to robił, gdy się zastanawiał czy nie był czegoś do końca pewny.
    - No to lubię się ubrudzić przy samochodzie, gram na gitarze - wzruszył niedbale ramionami, zdając sobie sprawę z tego, że w sumie nawet nigdy się nie zastanawiał nad tym, co lubi - Może to głupie, ale lubię produkty cynamonowe - roześmiał się, znów na nią patrząc - No i wbrew pozorom nie czuję się komfortowo w garniaku - mruknął, prostując na moment plecy - A Ty? Co o sobie może zdradzić?
    [Spoko, nie lubię i tak tasiemców ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  28. Przecząco pokręcił głową.
    - A skąd. Ja nawet nie jestem pewien, czy mu imię pełne podałem, gdzie bym coś o rodzinie wspominał. Z kimkolwiek rzadko o tym gadam, jakoś by mi się nie wzięło na zwierzenia z praktycznie obcym facetem. Kurwa, jestem pieprzonym Szkotem, facet się musiał przez ocean przenieść.
    Już nawet nie wspominał, że zmuszony był także do znalezienia odpowiedniego miasta oraz ulicy, numeru domu. Potem jeszcze przez dłuższy czas Clarence otrzymywał telefony, a na ulicy podążało za nim to samo auto. Ed sam sobie się dziwił, że nie nabrał jakiejś manii prześladowczej. W pewnym momencie jednak wszystko ustało, a Moffett mógł powrócić do normalności.
    - Z drugiej strony, to wiedział o mnie więcej niż ja sam. Prawie jakby się troszczył. - Podsumował wszystko westchnieniem. - A ciebie co? Nikt nigdy nie męczył?
    [A nie ma problemu. Na dłuższą metę takie długie wątki się stają męczące i tak.]

    OdpowiedzUsuń
  29. Nie sądził by kiedykolwiek musiał wybierać się na jakąkolwiek rozmowę kwalifikacyjną. Jedną tak jakby miał, w końcu na ładne oczy go do mafii nie przyjęli, jednak i rozmowa było to za mało. Lecz był wtedy młody, zaufali mu i po tych ośmiu latach wyrobił sobie już porządną opinię, która pozwoliła mu na pracę w Bellagio, która tak na prawdę nie była ciężka, ani wielce okrutna jak na mafię, rzecz jasna. Nie, nie. Nie czuł się przesłuchiwany, o to mogła być spokojna.
    - W tym świecie mnie już naprawdę nic nie zdziwi - przyznał i podniósł swój tyłek z ławki i uśmiechnął się kącikiem warg - Zagramy w ruletkę. Jeśli ja pierwszy wytypuję dobry numerek jesteś moja... A jak ty, jestem twój do jutra rana - odparł i wyciągnął w jej kierunku swą dłoń, uśmiechając się kącikiem warg - Umowa stoi? Wtedy zobaczymy, co ciekawego się wydarzy.

    OdpowiedzUsuń
  30. Czy on myślał o łóżku? On tak naprawdę nie myślał o niczym szczególnym. Miał jakieś pomysły na wykorzystanie tego, że to ona będzie na każdy jego rozkaz, ale akurat łóżko było ostatnią rzeczą, na którą by pewnie wpadł. Mimo wszystko był nieco bardziej kreatywny.
    - A zobaczymy, zobaczymy... - uśmiechnął się zadowolony pod nosem i nadstawił swoje ramię, aby ona mogła się niego złapać. Doszli powoli do sali gdzie znajdowało się kasyno i tam usiedli przy pustym stoliku. Brunet puścił oczko do uroczej krupierki, która go już dobrze znała i podsunęła im po równo żetonów, którymi mogli obstawiać.
    - To zaczynamy, a bać się... Boję się - szepnął na ucho blondynce i zaczął obstawiać różne liczby, w momencie gdy kuleczka poszła w ruch.
    - Koniec obstawiania - mogli w końcu usłyszeć i tylko czekać na to, co wydarzy się dalej. A może w tej rundzie nikt nie wygra? I będą grali dalej, popijając drinki, które z czasem uderzą im do głowy, by posunąć się dalej. Dopiero wtedy będą stąpać po cienkim lodzie. Choć czy którekolwiek z nich się tym przejmowało?

    OdpowiedzUsuń
  31. Z przyjaciółka fajnie było poplotkować. Chyba zdecydowana większość dziewczyn to lubiła i robiła w mniejszym czy większym stopniu. Mimo tego, że niektóre czasem zaprzeczały temu, że obgadują innych za plecami, to Rose i tak podejrzewała, że to wcale nie prawda i tak się tylko wykręcają w obawie czy aby nie zostaną okrzyknięte mianem najwredniejszej, najbardziej pustej plotkary w szkole, mieście, okolicy. Rosalie jednak wcale nie uważała plotkowania za przejaw głupoty i bezwartościowości. Nawet bardzo inteligentnym i ambitnym osobom może zdarzyć się szeptanie po kątach na temat innych.
    - Dokładnie tak! Najwidoczniej los nie był mi przychylny w tym dniu. Może następnym razem. Racja, ale z wakacjami teraz ciężko, dopiero co się skończyły, a do weekendu jeszcze daleko. Może w krótkiej, zimowej przerwie coś a raczej ktoś się natrafi. Zobaczymy.
    Teoria Marissy na temat ładnych i brzydkich ludzi nie była jakimś jej niesprawdzającym się wymysłem. Na prawdę może to było dostrzec w dzisiejszym świecie. Z resztą ogólnie rzecz biorąc ładni faceci/kobietki zawsze miały i będą mieć większe branie i zainteresowanie wśród społeczeństwa. Głowy mężczyzn zawsze obrócą się w stronę ładnych kobiet, a wzsrok kobiet zawsze zatrzymie się na mężczyźnie o atrakcyjnej aparycji. I mimo tego, że ktoś, kogo natura pięknością nie obdarzyła, będzie miał bogate wnętrze to być może nie będzie miał okazji tego pokazać, bo inni zawsze najpierw patrzą na wygląd.
    - Tak tak, dzięki. Nie ma żadnych poważnych spięć. Może połowę wykładów prześpię, ale jakoś udaje mi się to nadrobić - posłała jej lekki uśmiech - a Ty, jak w pracy? Nie skarżyłaś się jeszcze szefowi? - podniosła na nią na chwilę wzrok, bo właśnie przygotowywała klientowi drinka.

    [ A co do szefa, to właśnie mam taka sprawę. Przeglądałam Twoją KP i komentarze w niej zawarte i tak natrafiłam na wątek Twój i Mattieu. Ciekawy ciekawy, nie powiem:D zastanawiałam się czy Rose, jako dobra przyjaciółka Marissy, wie o ich romansie. Hm? ]


    Rose

    OdpowiedzUsuń