niedziela, 30 września 2012

She wants to lead a glamourus life


Droga Mamo
   Kiedy czytasz ten list, mnie zapewne już z Wami nie ma. Nie, nie - nie bój się nie popełniłam samobójstwa.
Od kilku dni nie chcesz ze mną rozmawiać, więc nie widzę innego wyjścia jak tylko przekazać Ci moją decyzję właśnie w taki sposób. 
   Nie było mi łatwo. Ilekroć sięgałam po walizkę, wyglądałam za okno i nie mogłam oderwać oczu od tych widoków. Wszystko dookoła związane było z Wami. Myślałam sobie o tęsknocie jaką będę czuć, bałam się wielkiego świata - samotności. Tutaj wszyscy się znamy i kochamy. Ludzie są wspaniali, a wyspa jest na prawdę piękna. Ale wiem, że jeśli nie zrobię niczego teraz - to zostanę tutaj już na zawsze. Skończę jako matka czwórki dzieci, z małym rozpadającym się domkiem przy plaży i mężem sprzedającym ananasy na targu. Możesz się temu dziwić, ale JA nie chcę tak skończyć. 
  Nie ważne skąd miałam bilety na samolot i jak poradzę sobie tam na miejscu - to jest dla mnie mało istotne. Wiem, że dam sobie radę ponieważ wychowałaś mnie na silną i zaradną dziewczynę. Jestem Ci wdzięczna za wszystko co dla mnie zrobiłaś. Co powiedziałaś, czego nauczyłaś... będę do Was pisać, może kiedyś Was odwiedzę, albo zabiorę do siebie - do swojej wypasionej willi z basenem i innymi bajerami. Postanowiłam pożegnać się z Barbadosem i z Wami i zrobić coś ze swoim życiem. Jeszcze będziecie ze mnie  dumni.
 Kocham Was mocno i zawsze będę. 
Raikes



RAIKES MAYA DASHWOOD
you're a shooting star i see, it's a vision of extasy. when you hold me, i'm a live - you and i, you and i - we're like diamonds in the sky.


| Urodzona piątego maja, tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego ósmego roku w St.Patrick na wyspie Barbados. Miłośniczka reggae, wielbicielka Bob'a Marley'a i zwolenniczka powieści erotycznych.
Niegdyś wesoła i roztrzepana dziewczyna, teraz pewna siebie seksowna kobieta. Wokalistka niewielkiej kapeli, występującej w restauracji Jasmine. |



Dashwood zawsze była najmądrzejsza na świecie i uparta jak osioł. Fakt, faktem po przyjeździe do Las Vegas musiała trochę spoważnieć i zachowywać się jak dojrzała kobieta, a nie roztrzepana nastolatka.
Mimo to nadal jest uśmiechnięta i zadziorna. Ma w sobie coś takiego, co sprawia że ludzie chcą z nią ciągle przebywać. Jest pełna optymizmu i dobrej energii. Raikes jako osoba nad wyraz społeczna sama uwielbia przebywać z ludźmi i właśnie dlatego tak lubi swoją pracę. Nie ma problemów z poznawaniem nowych osób. Chociaż jest wesoła i pogodna, brakuje jej zrozumienia. Bywa wredna i niemiła, ale zwykle jest to spowodowane niemiłymi sytuacjami. Ma tendencję do spóźniania się, a zwłaszcza na jakieś ważne spotkania. Można ją określić jako beznadziejną romantyczkę - tak, zakochuje się niesamowicie szybko i bardzo przywiązuje się do innych, przez co łatwo ją zranić. Czasami bywa też naiwna.
Lubi ryzykować.

Droga Mamo
Udało mi się dostać pracę wokalistki w tutejszej restauracji. Nareszcie czuję, że żyję. Las Vegas jest naprawdę niesamowitym miastem! Niech Ci się tylko nie wydaje, że śpiewam do kotletów i jeżdżę po stolikach na rolkach, zbierając zamówienia... ludzie którzy tu przychodzą są nadziani i bije od nich elegancja. Ja zwykle występuje wieczorami, kiedy goście są nad wyraz odstrojeni. Jestem zakochana w tej pracy. Uwielbiam to uczucie kiedy wszyscy na mnie patrzą. Uwielbiam brawa, uśmiechy, przebieranie się w garderobie, tańczenie przy mikrofonie, puszczanie oczek do widowni i perkusisty. Jestem szczęśliwa jak nigdy! Na razie mieszkam wykupiony apartament w hotelu, ale zbieram pieniądze na jakąś wypasioną willę.
Kiedy tylko będę mogła zabiorę Was do siebie, tak jak obiecywałam. 
Kocham i tęsknie.
Wasza Raikes



Wysoka i zgrabna barbadoska z dwoma estetycznymi nałogami - tatuaże i fryzury.
Po pierwszej wizycie w studio i przeżyciu bólu wżerającego się w jej ciało atramentu, zaczęła tam bywać coraz częściej i coraz bardziej zaczęło jej się to podobać. Dzięki temu ma teraz na swoim ciele siedemnaście drobnych ( i większych) tatuaży. Jeśli chodzi o włosy, są tak często podcinane, ucinane, prostowane, kręcone i farbowane... że ona sama się już pogubiła jakie one są na prawdę. Dashwood zmienia fryzury bardzo często - przez dwa miesiące może być blondynką z grzywką, a za chwilę ognistą rudą. Wszystko zależy od tego jaki ma nastrój. Jak na razie postanowiła być brunetką z długimi prostymi włosami, o. Raikes jest posiadaczką słodkiego, cukierkowego i dziecięcego wręcz typu urody który odziedziczyła po swojej egzotycznej mamie. Jedynie zielony kolor oczu zawdzięcza swojemu ojcu. Jest w miarę wysoka i zgrabna. Ma jędrne, krągłe piersi w wystarczających rozmiarach i długie nogi, które zdecydowanie przyciągają uwagę i są wynagrodzeniem za fatalnie małe wcięcie w talii.   Lubi też malować paznokcie, zwykle jest to kolor czerwony, acz nie stroni od eksperymentów. Dashwood ubiera się oczywiście w ciuchy, które podkreślają jej figurę. Stawia głównie na elegancję, rzadko kiedy można ją zobaczyć w dresach. Na występach wygląda... różnie. Śpiewa na prawdę najróżniejsze piosenki i to od nich zależy co na siebie włoży. Kiedy wieczór ma być wesoły, to wychodzi na scenę w   krótkiej, kolorowej i kuszącej sukience, a gdy szef wymaga od niej powagi i seksapilu - wciśnie się w czarną wąską kreację z rozcięciem po boku.
 Uwielbia błyskotki, więc zawsze jest obwieszona różnego rodzaju biżuterią - zwykle są to złote wisiorki, bransoletki, rzadziej perły.




 ~ZDJĘCIA ~ POWIĄZANIA ~ KARTKI Z PAMIĘTNIKA~




[ Dzień dobry :3 Witamy cieplutko, ja i Raikes. Wątkom mówię tak, a powiązaniom wrzeszczę TAK,TAK,TAK ! Tak więc zapraszam ]




10 komentarzy:

  1. [Ktoś nowy, ktoś nowy! Dzień dobry!
    Nie z przymiotnikami piszemy łącznie. Naprawdę i nareszcie też :)
    Wątek bym chciała. Clarence jest szefem kuchni, a Raikes śpiewa w restauracji, więc kojarzyć się, chcąc nie chcąc, jakoś muszą. Co powiesz na to, że R. będzie akurat schodziła ze sceny, szła salą i jakiś kelnerzyna na nią wpadnie, przez co będzie dużo rozrzuconego jedzenia, dużo pobitego szkła, krwi nawet, jak będziesz chciała kogoś skaleczyć, no a Moffett jako sprawujący pieczę przybędzie ratować sytuacje?]

    OdpowiedzUsuń
  2. Podczas gdy piękność na scenie kusiła głosem, Clarence zdzierał swoje gardło, wywrzaskując obelgi w stronę większości swoich pracowników. Co chwilę uderzał w dzwonek na ladzie, ogłaszając gotowość podania kolejnego dania, biegał między blatami, uświadamiając kucharzom ich niekompetencję oraz kląc na kelnerów za ich brak pośpiechu. Godzina największej ilości zamówień składanych przez najbardziej wpływową klientelę. Wszystko musiało być perfekcyjnę i na barkach Eda spoczywało, aby tego dopilnować.
    Kurczak skwierczał na patelni, kiedy odgłos tłuczonych talerzy przedarł się przez momentalnie zamilkłą orkiestrę oraz brak gwaru rozmów. Zaniepokojony przekazał patelnię jednej z kucharek, a sam wyjrzał z kuchni, wzrokiem lustrując salę.
    - O żesz kurwa... - wykrztusił, kiedy zauważył leżącego kelnera, pobrudzoną kreację oraz, co gorsza, żonę jednej z szych oblaną sosem z homara.
    Czym prędzej ruszył między stolikami, machając na orkiestrę, by kontynuowali koncert. Jeszcze mu tego brakowało, żeby ludzie zbyt długo gapili się na całe zajście.
    - Najmocniej przepraszam - zwrócił się do kobiety w średnim wieku, by choć trochę załagodzić sytuację. - Oczywiście wszystko na koszt firmy, konsekwencje też będą wyciągnięte.
    Nie przepadał za publicznymi przeprosinami. Szczególnie wtedy, kiedy on sam w niczym nie zawinił. Zdawało mu się, że pełne ukorzenia ukłony trwały w nieskończoność. Odetchnął w duchu, kiedy baba wreszcie łaskawie stwierdziła, iż nie ma problemu.
    Odwrócił się w stronę stojącego tuż obok kelnera. Przez ten czas zdążył wstać z podłogi.
    - Masz pierdolone szczęście, że cię nie mogę zwolnić - wycedził. - Małpa byłaby o chuja lepsza! Jej mąż - wskazał na kobietę, która z dekoltu sukienki wciąż wycierała resztki dania - zapewnia nam większe dochody niż twoja roczna pensja, z której, tak przy okazji, potrącę ci to wszystko. A teraz spierdalaj. - Machnął na odlew ręką, przenosząc wzrok na śpiewaczkę. - A ty won do kuchni, wyglądasz strasznie. Jeszcze mi brakowało straszydła na środku sali. I następnym razem patrz jak leziesz. Raz, raz - pospieszył.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z pewną ulgą zauważył, jak goście z powrotem zajmują się swoimi sprawami, powracają do niedokończonych rozmów oraz posiłków. Widok jednak nie cieszył go długo, bowiem czym prędzej pognał z powrotem. Pracownicy stali przy swoich stanowiskach, prawdopodobnie nie chcąc wchodzić w drogę. Mało kto lubił dostawać niepotrzebny opierdziel, a w tym wypadku każdy zły ruch skończyłby się kolejną aferą. Kucharze mieli jedynie radość z tego, iż ostrzał tym razem nie spadnie na nich. Zawsze jakaś pociecha.
    Podał jej jakąś czystą szmatę, leżącą nieopodal na blacie.
    - Masz, wytrzyj się. I nie ma mowy, żebyś mi tamtędy wracała. Show dałaś popisowe! - Przemaszerował w tą i z powrotem, by ponownie zatrzymać się tuż przed nią. Kciuk oraz palec wskazujący umieścił przy wewnętrznych kącikach oczu, po czym zacisnął je na grzbiecie nosa. Po chwili odezwał się znowu, tym razem o wiele ciszej, spokojniej, nieco w tej sytuacji przerażająco. - Powiedz mi tylko jedną rzecz. Jedną. Jak? Jak, kurwa, jak? Odkąd tu pracuję jeszcze się nie zdarzyło coś takiego. Stoliki stoją w takiej odległości, żeby każdy mógł zrobić potężny zamach, a wy akurat na siebie jakimś cudem wpadliście.
    Czuł, jak żyły na szyi mu pulsują. Najbardziej zdenerwowany powinien być na sali, kiedy przepraszał tamtą kobietę. W tym wypadku jednak była to cisza przed burzą, a oczekiwać można już jedynie wybuchu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pokręcił głową, wznosząc oczy do nieba. Nastolatka. Tak właśnie w tym momencie Ed widział Raikes. Trochę niedojrzałą, przekonaną o własnej racji. Gdyby spowodował takie szkody, zapewne cały by chodził (co zresztą w tym momencie robił), a ona mu tutaj o paleniu.
    Nie ma co, zimnokrwista kobieta!
    - Och, dzień dobry! - powiedział sztucznie uradowanym tonem, kiedy stylistka pojawiła się w kuchni. - Całe szczęście, że mamy cię tutaj. Nie daj boże, jeszcze sukienka by się zniszczyła! Co tam renoma restauracji, co tam żona tej grubej świni, co tam moja własna w tym wszystkim dupa. Kogo to, kurwa, obchodzi.
    Westchnął czysto cierpiętniczo. Całe szczęście reszta wydawała się robić wszystko, co do nich należy.
    - A ty wracaj na salę - zwrócił się do kelnera. - A spróbuj się jeszcze raz potknąć, to cię chyba zatłukę.

    OdpowiedzUsuń
  5. [Dobry wieczór. Wątek powiadasz? Cóż, mogą się w kasynie spotkać, tzn. w restauracji, bo to chyba jedyna opcja. ^^]

    OdpowiedzUsuń
  6. Kolejna piosenka rozbrzmiewająca po sali. Restauracja przepełniona ludźmi i wszyscy zasłuchani, pomijając tych zaaferowanych sobą. Piosenka, za piosenką i te same melodie. Victor nie pierwszy raz zaczynał wieczór od posiłku i często słyszał te same nuty i słowa. Tym razem odśpiewała je o wiele ładniejsza dziewczyna od poprzedniej śpiewaczki, która podobno zaszła w ciążę. Odetchnął, gdy muzyka ucichła. I dokończył sałatkę popijając ją szklanką wody. Pozostawił zapłatę na stole.
    - Gratuluję występu. - powiedział do wokalistki mijając ją, gdy szedł w kierunku wyjścia.


    OdpowiedzUsuń
  7. - Podziwiam, że nadal masz siłę i chęci na umilanie czasu typkom z restauracji. Od kiedy śpiewasz? - skrzywił się, ale zaraz potem uśmiechnął. Nieczęsto zagadywał kogokolwiek, a tym bardziej stałych bywalców. Wolał straszyć, niż nawiązywać nowe znajomości. Nowa śpiewaczka już była obiektem westchnień, widać to było po spojrzeniach mężczyzn. Victor był jednak obojętny na jej wdzięki, był w pracy.

    Victor Santiago

    OdpowiedzUsuń
  8. [Ja pierdzielę. Przepraszam za ten bełkot poniżej.]

    Kiedy kobiety zniknęły, wyłamał sobie palce, po czym oparł się o blat. Dopiero teraz pozwolił sobie na westchnienie. Nie takie ciche, ledwo słyszalne, a na prawdziwe, udręczone, znalezione w głębi płuc. Uwalniające i zrzucające ciężar z barków, pozwalające na powrót do poprzedniego stanu rzeczy. Zadziałało naprawdę. Clarence momentalnie poczuł się lepiej, jak gdyby poprzednie wydarzenia praktycznie nie miały miejsca.
    W jednym Raikes miała rację - najlepszego restauratora klienci nie zostawią. Nie z tak błahego powodu. Po prostu Ed znany był ze swojego zamiłowania do jakiejkolwiek dramy i wprost nie nazywałby się Moffett, gdyby nie zareagował na wyrost.
    Pomimo zwyczajowego pilnowania wszystkiego i każdego, tym razem postanowił do końca roboty odpuścić sobie niepotrzebnie bieganie. Nowi klienci o tej godzinie napływali z rzadka, a ci, którzy pojawili się wcześniej, nowe posiłki zamawiali sporadycznie. Zza drzwi prowadzących na zaplecze wyglądał na salę. W pewnym sensie z ciekawości, czy kobieta wystąpi w poplamionej sukience. Wątpił szczerze, szczególnie z taką armią stylistów, lecz poczekać zawsze warto.
    Kiedy wyszła na scenę nie ujrzał zmasakrowanego stroju. Słysząc jej słowa mimowolnie się uśmiechnął. Wszystko w jak najlepszym porządku.

    Już pod koniec nocy odnalazł ją pośród wieszaków z kreacjami scenicznymi, lusterek z żarówkami oraz cieni do powiek. Podszedł do niej, chowając dłonie do kieszeni.
    - No, powiedzmy, że wybrnęłaś - stwierdził, odnosząc się do początku jej występu.

    OdpowiedzUsuń
  9. [Okej, no to dajmy na to, że się przyjaźnią.]
    Późny wieczór, moment kiedy w klubie Bank jest najwięcej ludzi, dla ścisłości mężczyzn. Kobiety tutaj to wyjątki, bo są to albo pracowniczki albo panie do towarzystwa, umilające czas klientom oglądającym występy.
    Marissa, jako jedna z najlepszych striptizerek w zespole, jak zwykle tańczyła przy najbardziej wysuniętej w stronę widowni rurze. Robiła to z pełnym profesjonalizmem, kompletnie nie reagując na bodźce zewnętrzne, no chyba że któryś z facetów próbował wsunąć jej pieniądze za podwiązkę. Seksownie wyginała swoje ciało do rytmu muzyki, co jakiś czas łapiąc się rury i zsuwając po niej lub robiąc jakiś obrót. Dzisiaj otrzymywała wyjątkowo dużo napiwków, prawdopodobnie dzięki sporemu tłumowi i temu, że jej bielizna była mocno prześwitująca. Szefostwo spodziewało się tak licznego zainteresowania tego wieczoru, dlatego zaplanowali również, że zrobią małą reklamę tutejszej śpiewaczce.
    W pewnym momencie przygaszono reflektory ukazujące w pełnej krasie tancerki i ustawiono najmocniejsze światło na pustą scenę. Po chwili na środek wyszła pewna piękna latynoska i podeszła do ustawionego chwilę wcześniej mikrofonu.
    Muzyka rozbrzmiała, a ona otworzyła usta i zaczęła śpiewać. W międzyczasie striptizerki tańczyły w tle, w nieco mniej perwersyjny, a za to bardziej zmysłowy sposób.
    Śpiewaczką był nie kto inny, jak Raikes, przyjaciółka blondynki, dlatego w pewnym momencie Marissa posłała jej wesołe pokrzepiające spojrzenie, mówiące, że świetnie jej idzie.

    OdpowiedzUsuń