sobota, 6 października 2012

Jest jakiś ponury fatalizm w mechanizmie zemsty.



Stephen 'Steve' Underwood
26 lat
28.02.1986
Amerykanin
Ochroniarz w kasynie, lecz tak naprawdę pracuje na zlecenie mafii


Myślisz, że go znasz?

To zadanie zdecydowanie z tych trudniejszych. Nie bywa przewidywalny, chociaż? Jeżeli uda ci się podejść do niego od odpowiedniej strony, może nawet uda ci się go rozgryźć. Lubi robić wszystko na przekór innym, dlatego częstym słowem padającym z jego ust jest po prostu „nie”.
Czy należy do tych złych i negatywnie nastawionych do świata? Raczej nie, to jedynie maska, którą nakłada na twarz, ponieważ nie lubi zbytniego zainteresowania swoją osobą. Nie przepada za byciem w centrum uwagi. Co w przypadku jego lewych interesów całkiem przydatna cecha, jednak nie zawsze jest łatwo zostać niezauważonym zważając na jego wzrost – mierzy ponad metr dziewięćdziesiąt.
Nie pozwala sobie na stawianie warunków, których i tak nie spełni, jeżeli będzie uważał, że ograniczają jego wolność. Zdecydowanie jest zawistny i nie zapomina win innych.
Jednak w gruncie rzeczy nie jest złym człowiekiem, tyle że każdy z osobna musi to odkryć osobiście.

Co lubi?
Zamykać się w swoim garażu, ubrudzić się pod maską własnego samochodu i usiąść za jego kółkiem w nielegalnych wyścigach, z którymi ma naprawdę dużą styczność. Rozpoznawalna twarz na płycie opuszczonego boiska, gdzie pojawia się prawie za każdym razem innym autem – co z tego, że były kradzione, mało który klient kasyna się orientował, że jego auto zniknęło na parę godzin.
Nie zapominajmy o tym, że lubi zatracać się w dźwiękach muzyki, którą nie tyle lubi, co kocha. Nie wyobraża sobie życia bez swojego idola Slasha, Guns’N’Roses, Nirvany, OMEGI, Muse, Apocaliptica’i czy wielu innych.
Jest tylko człowiekiem, całkiem normalnym, z paroma brudnymi zajęciami, ale jednak jego  dzień nie zacznie się póki nie zje miski płatków cynamonowych, zadowoli się też takową gumą do żucia, jednak to i tak nie jest do końca to.
Bywają dni, że nie rozstaje się ze swoją czerwoną Aldonką, a któż to? To gitara elektryczna, którą dostał od ojca.

Jak go rozpoznać?
Wiemy już, że jego głowa wystaje ponad połowę naszego społeczeństwa. Ale nie wyróżnia się za to kolorystycznie, jakoś stroni od jaskrawości. Czerń, biel ewentualnie czerwień przemycana jest do jego ubioru. No cóż, lubi swoje czerwone glany.
Nie stosuje jakiś wymyślnych modowych trików, właściwie w ogóle nie jest modny. Matka powtarzała mu ciągle, że jest fleją, ale czy miała do tego prawo tylko dlatego, że jeżeli zrobi dziurę w spodniach to dorzuci jeszcze kilka nowych od siebie i uważa, że ma spodnie z kolekcji a la Underwood?
Koszulki, bluzy z podobiznami idoli i ulubionymi zespołami są na porządku dziennym. Ale i jakaś koszula się w jego szafie znajdzie.
Co do jego ciemnych włosów. Zazwyczaj chodzi w rozpuszczonych.

Coś z przeszłości?
Księciem z żadnej bajki z pewnością nie jest. Do rodziny arystokratów też nie należy. Chociaż może miał niemałe szczęście urodzić się w prawniczej rodzinie, jednak to ten zawód zrujnował mu całe prywatne życie. Oczywiście nie raz rodzice ratowali mu tyłek przed sądem. Raz nawet został oskarżony o śmiertelne pobycie, jednak czy był winny? Do dziś nikomu się nie przyznał, a dzięki ojcu dostał kilkuletni wyrok w zawieszeniu, który na szczęście już wygasł.
W wieku lat piętnastu przeprowadził się z rodziną z New Jersey do Las Vegas. W końcu to tu były największe przekręty i inne ponure zbrodnie, które wymagały wyjaśnienia w sądzie, a co za tym idzie i prawników. Ostatnia ich sprawa dotyczyła oszustw w jednym z kasyn, gdzie jeden z biznesmenów (tam graczy), zrobił przekręt na kilka milionów dolarów. Sprawa nie została zakończona przez rodziców Underwooda, ponieważ, to ich o wyłowiono z basenu w ich posiadłości. Steve po ich śmierci dostał pokaźne odszkodowanie, które ulokował bezpiecznie na koncie. Poprzysiągł sobie, że zemści się za śmierć rodziców, a że na jego drodze stanęła mafia, stwierdził, że dzięki niej prędzej dojdzie do sprawcy i zemści się.

"Jest jakiś ponury fatalizm w mechanizmie zemsty. Jest coś nieuchronnego i nieodwracalnego. Bo nagle spotyka cię nieszczęście i nie możesz dociec - dlaczego? Co się takiego stało? A to po prostu dosięgła cię zemsta za zbrodnie twojego żyjącego dziesięć pokoleń temu praojca, o którego istnieniu nawet nie myślałeś."

[Karta, co poniektórym może i znajoma, choć ani razu nie udało mi się poprowadzić tej postaci dalej, bo wszystko wymiera. Co mnie smuci. No nic, zapraszam do wątkowania]

środa, 3 października 2012

Nie wymyślę niczego.




Jacques Min Jang
31 lat ♦ szef grupy hakerskiej ♦ ojciec małego metalowca ♦ francuz z korei


Jacques urodził się w Korei Południowej, w Seulu jako owoc związku Francuza i Koreanki. Ojciec wychowywał go jako człowieka zdyscyplinowanego i opanowanego, wymagającego od siebie jak najwięcej, zaś matka kształtowała w nim pewne wrażliwości, ażeby nie kierował się w życiu jedynie ambicją. Sam, wykształtował się na jeszcze innego człowieka, niż go wychowywano. Jest typowym indywidualistą, który nie lubi być czyimś dłużnikiem. Niechętny do innych ludzi i rozmawiania z nimi; woli zająć się czymś pożytecznym. Uważa, że niemal każdy jest ignorantem, a inteligentnych ludzi jest tylko garstka. Ceni sobie  przebojowych. Jego samego, nigdy nie jest łatwo rozgryźć; zawsze małomówny, a jeśli już coś powie, to w sumie tak, jakby nie powiedział. Kiedy przypadkowo zrobił sobie syna uznał, że przyda się drugi taki rozsądny, jak on i zaczął go wychowywać wedle swoich idei. Co prawda, matka chłopca nigdy nie była z tego zadowolona, ale wolała to, niż żeby maluch nigdy nie poznał ojca. Nie znaczy to wszystko, że Jacques jest złym ojcem, o nie. Dba o zainteresowania swojego syna, o to, by je rozwijał, by miał wszystko, czego potrzebuje i nie brakowało mu ojcowskiego uczucia. Łatwo mu z tym wszystkim nie było, kiedy zaczął pracować jako haker dla przestępców, ale robił i nadal robi co może, byle tylko jego syn nie miał z tym kontaktu. Wie tylko o pracy, jednak nie o tym, na czym polega. Będąc już przy temacie jego fachu, obecnie nie pracuje sam, a jest szefem sporej grupy hakerskiej, która na różne zlecenia za całkiem pokaźną sumę, wykonuje wiele zadań; a to włamuje się po jakieś dane, a to niszczy jakąś stronę, coś zmienia. Wiele mafii wtajemniczyło go w swoje interesy, by zdobyć to, czego potrzebowały. Jacques cieszy się wśród nich sporym uznaniem. Osoby, które nie wiedzą nic o jego pracy, znają go jako milionera, który w czarodziejski sposób ma coraz więcej pieniędzy. 

Jacques i matka jego syna.

Oczywiście, skoro już nieco przedstawiać go, to warto by wspomnieć o dziwactwach, jakie każdy ma i on też. Zacznijmy od nieustannego jedzenia; ciągle musi mieć coś pod ręką, jeśli nie może zjeść normalnego jedzenia. Nie tyje, chociaż nic nie robi, bo do sportu odczuwa wstręt. Ile kobiet by tak chciało. Kawa to coś, czego nie wypiłby nigdy, tak samo zresztą jest z colą i słodkimi napojami. Lubi wodę. Jest fanatykiem całonocnego siedzenia przed komputerem i chodzenia spać o siódmej rano, z czego jednak musiał zrezygnować przez wychowanie syna.  Bardzo dobrze gotuje, co jest jego obowiązkiem jako domowego łasucha. Jeśli nie podoba mu się coś w jego wyglądzie, zmusza się do siłowni. Najbardziej ze zwierząt uwielbia koty i ma aż trzy. Wygląda na młodszego, niż jest i ma kilku znajomych nieco młodszych od siebie. Wracając do syna, to ma jedenaście lat. Zawsze czuć od niego zapach drogich perfum i gumy do żucia. Nie ma ochotę na bycie z kimś, jednak gdyby miał wybrać, zapewne znowu byłaby to matka jego syna, którą kocha Lubi nieco zabawy, więc w kasynach zobaczy się go dość często; poza interesami, dlatego też postanowił zamieszkać w Las Vegas. 



Wyglądem nie wyróżnia się jakoś specjalnie. Czekoladowe, ciemne włosy i niemal identycznego koloru oczy, cera jasna. Azjatyckiej urody. Wysoki, co już raczej do tej rasy nie pasuje, ma sto dziewięćdziesiąt centymetrów. Zbudowany całkiem dobrze; nie jest jakimś mięśniakiem, ani też wymoczkiem. Zazwyczaj chodzi w garniturze, ciemnozielonym lub granatowym, a czasami w zwyczajnych jeansach, trampkach i koszulce czy swetrze. Niekiedy nosi okulary.

[ Cześć. Wątki, powiązania i te inne oczywiście na tak. Lubię coś pokręconego. I uwierzcie, o Jacquesie więcej powiedzieć się nie da, trzeba go poznać, wypić razem i rzygać do jednego kibla z nim. <3 Ewentualnie, coś tam poprawię.  ]

poniedziałek, 1 października 2012

Life is a question, find the answer.



Rosalie'Rose'Evans

ur. 20.11.1989

studentka ekonomii

barmanka w klubie nocnym
THE BANK






Rosalie Evans wraz ze swoim bratem bliźniakiem Johnny'm przyszła na świat pewnego listopadowego dnia, w jednym z amerykańskich szpitali, dokładnie w mieście Elko, w stanie Nevada.
Tak tak, dziewczyna już od samego poczęcia miała towarzystwo. Ale zacznijmy od początku. Jak to się stało, że Rose znalazła się na tym świecie... 


HISTORIA
Elizabeth Farell - młoda kobieta, studentka matematyki i miłośniczka muzyki rockowej. Zanim wyprowadziła się do domu studenckiego, wychowywała się w średniozamożnej rodzinie. Rodzice chcieli ją wychować na porządną dziewczynę, wpajali do jej głowy zasady, których powinna się trzymać, uczyli kultury osobistej, a także tego jak rozróżniać dobro od zła. Jednak wszystkie ich starania diabli wzięli kiedy dziewczyna podrosła i znalazła się w tak zwanym okresie dojrzewania. Buntowała się, sprzeciwiała, uciekała z domu i ze szkoły. Dla niej wszystko co powiedzieli starzy było głupie, staroświeckie i w ogóle bez sensu. Rodzice mimo wszystko nie tracili nadziei na to, że Elizabeth wydorośleje i zostawi daleko za sobą młodzieńczy bunt. Niestety tak się nie stało. Może zachowanie dziewczyny się nie pogorszyło, ale na pewno nie polepszyło. Chodziła swoimi ścieżkami, a wszystko inne miała głęboko gdzieś. No.. prawie wszystko. Trzeba powiedzieć, że dziewczyna nieco zmądrzała i diametralnie zmieniło się jej nastawienie do nauki. W klasie maturalnej porządnie wzięła się za siebie. Chciała jak najlepiej zdać egzaminy, po to aby dostać się na studia, które, o dziwo, stały się dla niej priorytetową sprawą.
Rok później Elizabeth spakowała swoje rzeczy i wyjechała. Mogła w końcu nacieszyć się swobodą i zacząć naukę na wybranym kierunku. Mimo iż wybrała dosyć trudne studia, nie miała problemów. Dziewczyna od zawsze była bardzo inteligentna i bystra, a dodatkowo miała smykałkę do przedmiotów ścisłych. Sprytnie to wykorzystywała. Nie spędzała wiele czasu nad książkami, tylko poświęcała go na spotkania z przyjaciółmi, imprezy oraz oczywiście koncerty. I to właśnie na jednym z nich, pewnego listopadowego wieczoru poznała piekielnie przystojnego chłopaka o imieniu Arthur. Beth z reguły nie ograniczała się i chodziła na występy różnych kapel rockowych, nawet tych nieznanych. Chciała poszerzać swoją wiedzę na ten temat. Arthur - wokalista nowego dla niej zespołu - od razu wpadł jej w oko. Wysoki, dobrze zbudowany brunet o nieco chrapliwym głosie. Wcielenie jej ideału mężczyzny. Musiała go mieć. Po udanym koncercie był czas na kontakt kapeli z fanami - autografy, jakieś pytania, zdjęcia. Dziewczyna miała dziś wieczorem szczęście. Odbierając autograf Arthura zamieniła z nim parę słów i podała mu swój numer, jednocześnie proponując spotkanie.
Parę dni później oboje siedzieli przy stoliku sącząc drinka, rozmawiając, żartując i śmiejąc się w głos. Cóż się dziwić, Elizabeth była zabójczo atrakcyjna, państwo Farell mogli sobie pogratulować, a z kolei Arthur był okropnym kobieciarzem. Po paru godzinach wylądowali w łóżku, co było do przewidzenia, jednak nie był to seks kończący ich znajomość, a raczej był on jej początkiem. Po tamtej pamiętnej nocy zaczęli się regularnie spotykać. On lubił ją, ona lubiła jego. Nic im nie stało na przeszkodzie. Totalna  sielanka. Aczkolwiek do czasu... Parę miesięcy później Arthur razem ze swoim zespołem musiał wyjechać w długą, zagraniczną trasę koncertową. Z początku dzwonili do siebie, pisali, jednak po paru tygodniach kontakt się urwał. Dodatkowo okazało się, że Elizabeth jest w ciąży. Dziewczyna postanowiła urodzić bliźnięta, a ojca dzieci nie informować. Niecałe dziewięć miesięcy później, na świat przyszły dwie urocze istotki. Był środek nocy, ach krzyki były tak przerażająco głośne, że mogły obudzić całe miasteczko. Jednak Beth nie zwracała na to uwagi. Była szczęśliwa, że ma to już za sobą, że trzyma na swoich rękach dwie kruszynki, które w tym momencie stały się dla niej całym światem.
Rosalie i Johnny byli wychowywani tylko przez matkę, ale jakoś specjalnie nie buntowali się z tego powodu. Było im dobrze. Kobieta dbała o ich bezpieczeństwo, starała się o to aby jej dzieciom żyło się jak najlepiej. O ojcu rzadko wspominała, prawie w ogóle. Czasem spotykała się z innymi mężczyznami, jednak nigdy nic poważnego z tego nie wyszło.
Wszystko byłoby w porządku, a oni w trójkę wiedliby spokojne, niczym niezakłócone życie, gdyby nie poważna, śmiertelna choroba matki, która odwróciła życie rodzeństwa o 180 stopni. Po roku kobieta zmarła. Było to straszne przeżycie dla obojga, jednak taka a nie inna sytuacja zmusiła ich do wzięcia się w garść i racjonalnego myślenia. Dziewczyna wraz ze swoim bratem sprzedała dom, w którym dotychczas mieszkali, a otrzymane pieniądze podzielili na pół. Przeznaczyli je na przeprowadzkę do Las Vegas i zakup nowych mieszkań. Jednak pieniądze nie starczyły na wszystko i aby opłacić sobie studia, Rose podjęła się pracy jako barmanka w klubie nocnym The Bank.

CHARAKTER
Rosalie jest bardzo otwartą i pomocną duszyczką. Nowe kontakty nawiązuje z prędkością światła, jednak mimo wszystko jej lista prawdziwych przyjaciół jest bardzo krótka. Możesz się z nią śmiać, płakać, wygłupiać, ale jej zaufanie trudno zdobyć. Minie dużo czasu zanim się przed tobą totalnie otworzy i powierzy  ci swoje sekrety. Chętnie służy pomocą. Jeśli masz jakiś problem, możesz śmiało do niej przyjść, a ona postara się wykombinować dla ciebie chwilę czasu.
Nie brakuje jej pewności siebie, co bardzo u siebie ceni i lubi. Dodatkowo jest bardzo ambitna. Stawia sobie cele, które czasem wydają jej się za bardzo wygórowane, jednak nie przyzna się do tego publicznie i z wielkim uporem będzie dążyć do ich spełnienia. Niestety na jej nieszczęście jest leniem, więc zdarza się, że  niektóre postanowienia dłużej sobie poleżą i później musi je odkopywać, aczkolwiek czy później czy prędzej wszystkie są spełnione.
Raczej szczera, czasem aż do bólu, co wtedy raczej nie zalicza się do zalet, a wręcz przeciwnie - do wad. Chociaż opinie ludzi na ten temat są podzielone. Zdarzają jej się jednak mniejsze lub większe kłamstewka. Nie ma zamiaru mówić o swoich sprawach pierwszej lepszej osobie, więc czasem zdarzy jej się pewnie fakty 'przypadkowo' przekręcić.
Bywa, że nie pomyśli zanim coś powie, czego później żałuje, a czasu i wypowiedzianych słów niestety nie da się cofnąć. Nie owija w bawełnę, prosto z mostu mówi co myśli. Rozgadana. Czasem miewa niekontrolowany słowotok, który w pewnych momentach staje się mieszaniną bezsensownych zdań, odbiegających od siebie tematem, staje się wypowiedzią bez ładu i składu.
Miewa być konfliktowa. Kiedy się na coś uprze, nie rezygnuje z tego, a kompromis w tym momencie staje się dla niej czymś bardzo odległym.
Flirciara. Flirt czy przelotny romans, to jedna z jej ulubionych rozrywek. Nie jest jednak ostatnią suką. Po prostu poważny związek to nie dla niej. Po wielu porażkach, nie ma siły na kolejne angażowanie się, a następnie wielkie rozczarowanie. A w życiu trzeba mieć jakieś przyjemności, czyż nie?

WYGLĄD
Rosalie urodę niewątpliwie odziedziczyła po matce. Porcelanowa cera. Harmonijne rysy. Długie blond włosy. Oczy w kształcie migdała z tęczówkami w szarym odcieniu. Pełne usta.
Nie jest za wysoka. Mierzy jedynie sto sześćdziesiąt dwa centymetry. Jednak swój niski wzrost nadrabia bardzo kobiecymi kształtami. Pełny biust i szerokie biodra, a do tego zgrabne nogi są jej atutami. Zgrabna, ale nie przerażająco chuda. Lubi swoje ciało i nawet jeśli pojawi się jakiś lekki tłuszczyk, a jej waga nieco się zwiększy, to nie wpada w paranoję i nie stosuje diet, byleby tylko zrobić z siebie kolejnego chodzącego po tym wychudzonego 'ideała'. Niemniej jednak nie oznacza to, że o siebie nie dba. Wręcz przeciwnie - stara się utrzymać dobrą formę poprzez regularne pływanie.
Ubierając się raczej stawia na wygodę niż na to co modne. Woli zakładać coś niezgodnego z najnowszymi trendami i czuć się komfortowo. Na co dzień można ją zobaczyć w luźnych sweterkach i jeansach albo zwiewnych sukienkach w hipisowskich barwach i wzorkach. Do tego mnóstwo przeróżnych dodatków, które wręcz uwielbia. Wytuszowane rzęsy, na powiekach cień o lekkim, naturalnym kolorze, a dodatkowo cienka kreska wykonana eyelinerem, usta muśnięte błyszczykiem lub szminką.

INNE
* uzależniona od kawy i żelków
* lubi oglądać horrory po ciemku
* kiedyś uczęszczała do szkoły tańca towarzyskiego
* po ojcu odziedziczyła talent wokalny
* ulubione kwiaty to hortensje
* okazyjnie pali
* hetero, jednak lubi eksperymentować



~~~~

[ Wątki - tak, powiązania -tak, dobra zabawa - tak
Trzy razy TAK.
Witam :) ]

niedziela, 30 września 2012

Żyję w toksycznym świecie. W świecie patologii. W świecie gdzie wszystko niszczy. Nawet miłość.

/ 22-latka / studentka architektury / dziewczyna Mattieu'a Gossena /
/ zagubiona / zazdrosna / przerażona /
/ miłośniczka słodyczy / fanka owoców / nie do końca bulimiczka /
/ grzeczna córeczka / cicha buntowniczka / samotna dziewczynka /
/ śpioch / nocny marek / domator / imprezowicz /
/ i tysiące innych osób /
/ Catalina Weber /



Idea jest jak wirus. Żywotna.
Bardzo zaraźliwa.
Mały zalążek pomysłu może urosnąć.
Może urosnąć i cię przemienić, albo zniszczyć.

W przypadku Cataliny była to jedna myśl. Prosta, która pojawia się w głowie prawie każdej kobiety przynajmniej raz w życiu. "Jestem gruba" - ta myśl mogła ją zabić. Zaczęła niewinnie. Od pomysłu zdrowej diety prowadzonej zgodnie z zaleceniami lekarza. Diety, dzięki której schudła dziesięć kilogramów. Miała wtedy dwanaście lat. Nie czuła się już tak źle w swoim ciele, ale myśl nie zniknęła. Wciąż ją nawiedzała. Czasami częściej, czasami rzadziej. Zależało od humoru. Tym razem już na własną rękę zaczęła kombinować. Kupowała różne tabletki, czasami głodziła się, ale zawsze kończyło się na tym samym - po jakimś czasie jej silna wola znikała, a ona zjadała wszystko co wpadło w jej ręce. Łatwo się domyślić w jaki sposób pozbywała się później tego jedzenia. Bulimia dopadła ją szybciej niż się tego spodziewała. Napady zdarzały się coraz częściej, a ona choć próbowała, nie potrafiła przestać. Miała jednak szczęście. Zanim pogrążyła się całkowicie, jej matka dowiedziała się o wszystkim. Pod groźbą wywiezienia do kliniki dziewczyna powoli wygrzebała się z tego bagna. Zaakceptowała się, choć nie całkowicie. Wciąż wiele ćwiczy, a czasami, gdy ma gorszy dzień, zdarza się, że wraca do swojego okropnego zwyczaju. Choć są to bardzo rzadkie przypadki.


Z nieodpowiednio ulo­kowa­nymi uczu­ciami jak z nar­ko­tyka­mi.
Buj­ny roz­kwit zna­jomości prze­radza się w pożąda­nie, nieopa­nowa­nie i nałóg.
A dro­ga nieda­leka na złoty strzał...


Mattieu Gossen. Narkotyk Cataliny. Poznała go, gdy jeszcze była młoda. Jej rodzice znali mężczyznę z dzieciństwa. Byli od niego starsi o zaledwie kilka lat, chodzili do tej samej szkoły... Choć nie zgadzali się we wszystkim, Mattieu i jego żona byli najlepszymi przyjaciółmi Weberów. Ze względu na przyjaźń Gossenów z Weberami Cat musiała bawić się z Mayą. Z czasem zaprzyjaźniły się, co było łatwe do przewidzenia. Dwie rodziny tworzyły szczęśliwe grono, ale bajka nie trwała długo.
Gdy Catalina weszła w wiek dojrzewania, miała wtedy może z trzynaście lat, zaczęła interesować się płcią przeciwną. Ale nie byli to wcale jej rówieśnicy. Ba, daleko jej do tego. Obiektem je marzeń stał się najlepszy przyjaciel jej rodziców. Nic nie mogła poradzić na to, że sam jego widok wywoływał u niej palpitacje. Oczywiście, kryła się z tym uczuciem, bo co mogła zrobić? Starała się jak najmniej przebywać w towarzystwie Gossenów, odsunęła się od Mayi. Z czasem dziewczynki całkowicie straciły kontakt, nie tylko przez Cat, ale i choć drobną to jednak zauważalną różnicę. Ale Mattieu nie przestawał odwiedzać ich domu.
Panienka Weber starała znaleźć sobie normalnego chłopaka. Lecz gdy patrzyła na swoich kolegów, widziała bandę idiotów. Nie potrafiła znaleźć kogoś kto pociągałby ją choć w połowie tak jak pan Gossen. Jej zauroczenie wcale nie skończyło się po kilku miesiącach, jak można by się spodziewać. Kolejne lata spędziła marząc coraz śmielej o przystojnym przyjacielu rodziny.
Gdy miała siedemnaście lat, pewnego dnia, Mattieu odwiedził jej mieszkanie. Chciał się spotkać z jej matką, ale dziewczyna była w domu sama. Zaprosiła go do środka, wiedząc, że rodzice zaraz wrócą. Zaproponowała mu herbatę. A jako że nie wypadało zostawić gościa samego, usiadła obok. Zaczęli rozmawiać. Ku zaskoczeniu obojga rozmowa nie była ciągnięta na siłę, wręcz przeciwnie. Czas płynął zbyt szybko i zanim się obejrzeli jej matka wróciła z zakupów.
Minęły kolejne dwa lata. Cat już nie uciekała na widok Mattiego. Wręcz przeciwnie. Chciała spotykać go jak najczęściej, często "przypadkiem" na niego wpadała. Ot, byleby z nim porozmawiać. W końcu nie była już dzieckiem, a kobietą, całkiem dobrze rozwiniętą. Nie wiedziała czy mężczyzna wie o jej uczuciu, ale nie obchodziło jej to. Chciała po prostu móc przy nim być.
Kiedy dowiedziała się o rozwodzie, oczywiście zrobiło się jej go żal. Ale choć tego nie chciała poczuła w sercu cień nadziei. A może? Może to irracjonalne marzenie nie jest tylko snem? Może... Przecież nie była już dzieckiem... Z bólem obserwowała, jak mężczyzna co noc wyrywa inną panienkę. Była o nie zazdrosna i to strasznie. To ona chciała móc się znaleźć w jego objęciach. I stało się. Kilka miesięcy po tym jak Mattieu odzyskał wolność, przypadkiem znaleźli się na tej samej imprezie, a ona wypiła zdecydowanie za dużo. Gdy mężczyzna ją znalazł, nadawała się tylko do odtransportowania w bezpieczne miejsce. Był nim jego dom. Oczywiście, nie miał złych zamiarów. W końcu to była córka jego przyjaciół. Cholernie seksowna, ale jednak. Chciał tylko się o nią zatroszczyć. Zabrał ją do siebie, ale ona ośmielona alkoholem nie zamierzała zmarnować okazji. Gdy ją niósł do domu, spełniła swoje największe marzenie i pocałowała go. Tyle, nic więcej. Wystarczyło to jednak, by i on uświadomił sobie, że wcale nie jest mu obojętna.
Po długim porządkowaniu swoich myśli, w końcu zrozumiał. Kochał ją, a ona kochała jego. Przestała kryć się z tym uczuciem i po miesiącu postanowili się ujawnić także jej rodzicom. Tyle że oni wcale nie wydawali się tym zachwyceni. Wręcz przeciwnie. Wpadli w furię. Wiedząc jak w ostatnim czasie Mattieu traktował kobiety, zabronili się im spotykać, zerwali kontakty z mężczyzną. Jednak oni nie potrafili z siebie zrezygnować. Uzależnili się od siebie. Uciekli razem.
Zamieszkali w Las Vegas. Mattieu dzięki szczęściu zyskał wspaniały hotel, a ona poszła na studia. Ich bajka jednak nie trwała zbyt długo. Mężczyzna nie należał do monogamistów i choć było im ze sobą wspaniale zaczął rozglądać się za innymi kobietami. Widziała to, jednak nie potrafiła od niego odejść. Zdrady zdarzały mu się coraz częściej, czasami nawet się z nimi zbytnio nie krył. Kilkakrotnie oświadczała mu, że go zostawia. Za każdym razem wracała. Raz tylko zniknęła na dłużej. Wtedy też po raz pierwszy przespała się z kimś innym niż pan Gossen. Grigoriy Zaytsev. Potrzebowała pocieszenia i... dostała je. Choć później żałowała.
Mattieu. Toksyczny związek. Miłość. Zdrady. Kłótnie. Krzyki. Walki. Seks.


Pa­mięta­cie, kiedy by­liście małymi dziećmi i wie­rzy­liście w baj­ki, marzy­liście o tym, ja­kie będzie wasze życie? Biała su­kien­ka, książę z baj­ki, który za­niesie was do zam­ku na wzgórzu. Leżeliście w no­cy w łóżku, za­myka­liście oczy i całko­wicie, niezap­rzeczal­nie w to wie­rzy­liście. Święty Mi­kołaj, Zębo­wa Wróżka, książę z baj­ki - by­li na wy­ciągnięcie ręki. Os­ta­tecznie do­ras­ta­cie. Pew­ne­go dnia ot­wiera­cie oczy, a baj­ki zni­kają. Większość ludzi za­mienia je na rzeczy i ludzi, którym mogą ufać, ale rzecz w tym, że trud­no całko­wicie zre­zyg­no­wać z ba­jek, bo pra­wie każdy na­dal cho­wa w so­bie is­kierkę nadziei, że które­goś dnia ot­worzy oczy i to wszys­tko sta­nie się prawdą. [...] Pod ko­niec dnia, wiara to za­baw­na rzecz. Po­jawia się, kiedy tak nap­rawdę te­go nie ocze­kujesz. To tak, jak­byś pew­ne­go dnia od­krył, że baśń może się nieco różnić od twoich wyob­rażeń. Za­mek, cóż, może nie być zam­kiem. I nie jest ważne "długo i szczęśli­wie", ale "szczęśli­wie" te­raz. Raz na ja­kiś czas, człowiek cię zas­koczy, i raz na ja­kiś czas człowiek może na­wet zap­rzeć ci dech w pier­siach.





~*~

Karta będzie poprawiana, zmieniana. Na razie robiona na szybko ;)
Zapraszam do wątków

She wants to lead a glamourus life


Droga Mamo
   Kiedy czytasz ten list, mnie zapewne już z Wami nie ma. Nie, nie - nie bój się nie popełniłam samobójstwa.
Od kilku dni nie chcesz ze mną rozmawiać, więc nie widzę innego wyjścia jak tylko przekazać Ci moją decyzję właśnie w taki sposób. 
   Nie było mi łatwo. Ilekroć sięgałam po walizkę, wyglądałam za okno i nie mogłam oderwać oczu od tych widoków. Wszystko dookoła związane było z Wami. Myślałam sobie o tęsknocie jaką będę czuć, bałam się wielkiego świata - samotności. Tutaj wszyscy się znamy i kochamy. Ludzie są wspaniali, a wyspa jest na prawdę piękna. Ale wiem, że jeśli nie zrobię niczego teraz - to zostanę tutaj już na zawsze. Skończę jako matka czwórki dzieci, z małym rozpadającym się domkiem przy plaży i mężem sprzedającym ananasy na targu. Możesz się temu dziwić, ale JA nie chcę tak skończyć. 
  Nie ważne skąd miałam bilety na samolot i jak poradzę sobie tam na miejscu - to jest dla mnie mało istotne. Wiem, że dam sobie radę ponieważ wychowałaś mnie na silną i zaradną dziewczynę. Jestem Ci wdzięczna za wszystko co dla mnie zrobiłaś. Co powiedziałaś, czego nauczyłaś... będę do Was pisać, może kiedyś Was odwiedzę, albo zabiorę do siebie - do swojej wypasionej willi z basenem i innymi bajerami. Postanowiłam pożegnać się z Barbadosem i z Wami i zrobić coś ze swoim życiem. Jeszcze będziecie ze mnie  dumni.
 Kocham Was mocno i zawsze będę. 
Raikes



RAIKES MAYA DASHWOOD
you're a shooting star i see, it's a vision of extasy. when you hold me, i'm a live - you and i, you and i - we're like diamonds in the sky.


| Urodzona piątego maja, tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego ósmego roku w St.Patrick na wyspie Barbados. Miłośniczka reggae, wielbicielka Bob'a Marley'a i zwolenniczka powieści erotycznych.
Niegdyś wesoła i roztrzepana dziewczyna, teraz pewna siebie seksowna kobieta. Wokalistka niewielkiej kapeli, występującej w restauracji Jasmine. |



Dashwood zawsze była najmądrzejsza na świecie i uparta jak osioł. Fakt, faktem po przyjeździe do Las Vegas musiała trochę spoważnieć i zachowywać się jak dojrzała kobieta, a nie roztrzepana nastolatka.
Mimo to nadal jest uśmiechnięta i zadziorna. Ma w sobie coś takiego, co sprawia że ludzie chcą z nią ciągle przebywać. Jest pełna optymizmu i dobrej energii. Raikes jako osoba nad wyraz społeczna sama uwielbia przebywać z ludźmi i właśnie dlatego tak lubi swoją pracę. Nie ma problemów z poznawaniem nowych osób. Chociaż jest wesoła i pogodna, brakuje jej zrozumienia. Bywa wredna i niemiła, ale zwykle jest to spowodowane niemiłymi sytuacjami. Ma tendencję do spóźniania się, a zwłaszcza na jakieś ważne spotkania. Można ją określić jako beznadziejną romantyczkę - tak, zakochuje się niesamowicie szybko i bardzo przywiązuje się do innych, przez co łatwo ją zranić. Czasami bywa też naiwna.
Lubi ryzykować.

Droga Mamo
Udało mi się dostać pracę wokalistki w tutejszej restauracji. Nareszcie czuję, że żyję. Las Vegas jest naprawdę niesamowitym miastem! Niech Ci się tylko nie wydaje, że śpiewam do kotletów i jeżdżę po stolikach na rolkach, zbierając zamówienia... ludzie którzy tu przychodzą są nadziani i bije od nich elegancja. Ja zwykle występuje wieczorami, kiedy goście są nad wyraz odstrojeni. Jestem zakochana w tej pracy. Uwielbiam to uczucie kiedy wszyscy na mnie patrzą. Uwielbiam brawa, uśmiechy, przebieranie się w garderobie, tańczenie przy mikrofonie, puszczanie oczek do widowni i perkusisty. Jestem szczęśliwa jak nigdy! Na razie mieszkam wykupiony apartament w hotelu, ale zbieram pieniądze na jakąś wypasioną willę.
Kiedy tylko będę mogła zabiorę Was do siebie, tak jak obiecywałam. 
Kocham i tęsknie.
Wasza Raikes



Wysoka i zgrabna barbadoska z dwoma estetycznymi nałogami - tatuaże i fryzury.
Po pierwszej wizycie w studio i przeżyciu bólu wżerającego się w jej ciało atramentu, zaczęła tam bywać coraz częściej i coraz bardziej zaczęło jej się to podobać. Dzięki temu ma teraz na swoim ciele siedemnaście drobnych ( i większych) tatuaży. Jeśli chodzi o włosy, są tak często podcinane, ucinane, prostowane, kręcone i farbowane... że ona sama się już pogubiła jakie one są na prawdę. Dashwood zmienia fryzury bardzo często - przez dwa miesiące może być blondynką z grzywką, a za chwilę ognistą rudą. Wszystko zależy od tego jaki ma nastrój. Jak na razie postanowiła być brunetką z długimi prostymi włosami, o. Raikes jest posiadaczką słodkiego, cukierkowego i dziecięcego wręcz typu urody który odziedziczyła po swojej egzotycznej mamie. Jedynie zielony kolor oczu zawdzięcza swojemu ojcu. Jest w miarę wysoka i zgrabna. Ma jędrne, krągłe piersi w wystarczających rozmiarach i długie nogi, które zdecydowanie przyciągają uwagę i są wynagrodzeniem za fatalnie małe wcięcie w talii.   Lubi też malować paznokcie, zwykle jest to kolor czerwony, acz nie stroni od eksperymentów. Dashwood ubiera się oczywiście w ciuchy, które podkreślają jej figurę. Stawia głównie na elegancję, rzadko kiedy można ją zobaczyć w dresach. Na występach wygląda... różnie. Śpiewa na prawdę najróżniejsze piosenki i to od nich zależy co na siebie włoży. Kiedy wieczór ma być wesoły, to wychodzi na scenę w   krótkiej, kolorowej i kuszącej sukience, a gdy szef wymaga od niej powagi i seksapilu - wciśnie się w czarną wąską kreację z rozcięciem po boku.
 Uwielbia błyskotki, więc zawsze jest obwieszona różnego rodzaju biżuterią - zwykle są to złote wisiorki, bransoletki, rzadziej perły.




 ~ZDJĘCIA ~ POWIĄZANIA ~ KARTKI Z PAMIĘTNIKA~




[ Dzień dobry :3 Witamy cieplutko, ja i Raikes. Wątkom mówię tak, a powiązaniom wrzeszczę TAK,TAK,TAK ! Tak więc zapraszam ]




It’s time to take a risk, sweetheart.


Tumblr_m64xp1sqq01qc887qo1_r1_500_large
Marissa Walker
25 lat, ur. 10 maja 1987r.
Striptizerka w klubie „Bank”

To specyficzna profesja. Tak naprawdę nikt nie traktuje cię poważnie. Jesteś nieszkodliwą, seksowną kobietą wyginającą się na parkiecie, którą obserwuje kilkaset mężczyzn dziennie. Podziwiają każdy centymetr twojego ciała, ciesząc się tym, że mogą to robić bezkarnie i niemal anonimowo. To twoja praca, nie zaszkodzisz żadnemu z nich, nie będziesz powodem ich rozwodu, a nawet jeśli, to nikt nie będzie miał do ciebie pretensji. Jesteś dostępna i niedostępna jednocześnie. Mogą na ciebie patrzeć, ale nie mogą cię dotknąć, choćby nie wiem jak bardzo tego chcieli. Skupiasz się na wykonywaniu swojej pracy jak najlepiej, poruszasz się do rytmu muzyki w taki sposób, że każdemu z nich przechodzą ciarki po plecach. A oni nie zdają sobie sprawy, że w tym samym czasie, ty widzisz wszystko co dzieje się w tej sali. Kłótnie oraz sprzeczki,  ludzi kupujących narkotyki, niewielkiej wielkości bronie, spotkania członków mafii, prostytutki, które cudem dostały się do klubu i zachęcające niektórych panów do skorzystania z ich usług. Nikt cię nie podejrzewa o posiadanie takich informacji, ale i ty ich nikomu nie zdradzasz. Bo po co? To nie twoja sprawa i lepiej żadnemu z tych ludzi się nie narażać.  Dużo lepiej zarabiać na nich pieniądze i uśmiechać się pod nosem, gdy wciskają ci kolejne banknoty.


Tumblr_m8t9xwqz171rnouyno1_500_largePodobno mam kalifornijską urodę. Jestem blondynką o zielonych oczach, z niezbyt jasną cerą. Szczupła sylwetka, wymodelowana dzięki licznym układom tanecznym wymagających ode mnie nierzadko gimnastykowania się oraz bieganiu co drugi dzień. Mierzę sto siedemdziesiąt siedem centymetrów wzrostu, ważę przy tym pięćdziesiąt siedem kilogramów. Rozmiar buta: trzydzieści osiem. Nie posiadam znaków szczególnych, w tym tatuaży. Niektórzy twierdzą, że mam hipnotyzujące spojrzenie, chociaż momentami w to wątpię. Szczególnie, gdy ktoś podczas rozmowy ze mną wpatruje się w mój dekolt. Mniejsza z tym. Poza pracą noszę wąskie dżinsy, koszule w kratę, t-shirty, kardigany, obcisłe sukienki, ciężką biżuterię. Lubię malować usta na czerwono i podkreślać oczy grubą czarną kreską. Zazwyczaj na mojej twarzy widnieje uśmiech.

Urodziłam się w Seattle, jako pierwsze dziecko państwa Walkerów. Mój młodszy o rok brat aktualnie pracuje jako informatyk. Na rodziców nigdy nie mogłam narzekać. Poświęcali nam obojgu odpowiednią ilość czasu i ograniczali nas wtedy, kiedy było trzeba. Nie byliśmy co prawda jakoś specjalnie bogaci, ale raczej przeciętni jeśli chodzi o kwestię finansów. Oboje pracowali jako kucharze w jednej z popularnych restauracji. Ja natomiast w liceum należałam do drużyny cheerleaderek. Od zawsze lubiłam muzykę i taniec. Nie byłam głupia. To nie tak, że zostałam striptizerką, bo do niczego innego się nie nadawałam, a jedyne co miałam to ładna buzia, tyłek oraz wyczucie rytmu. Szkołę średnią ukończyłam z wyróżnieniem i dostałam się na studia na wydział matematyki. Po niecałych trzech latach nauki tym, czego się przede wszystkim doliczyłam, było to, że zapewne przyszła płaca nie będzie dla mnie wystarczająco satysfakcjonująca, a poza tym tego typu praca będzie śmiertelnie nudna. I wtedy trafiłam do Vegas, bo stara znajoma organizowała wieczór panieński. Zapomniałam wspomnieć, że oprócz wcześniej wymienionych rzeczy lubiłam także imprezy. A nawet nie zdajecie sobie sprawy jak cholernie ciężko się liczy całki na kacu. Wracając jednak do owego wieczoru panieńskiego, miałam wtedy okazję zobaczyć prawdziwe nocne życie i...zafascynowało mnie. Zostałam tam najpierw na dwa tygodnie, a później zrozumiałam, że praca striptizerki mogłaby się w moim przypadku sprawdzić. Zaczęłam w niezbyt przyjemnym klubie, ale dość szybko trafiłam do Bellagio, jako "wyjątkowo utalentowana w tym kierunku". Rzuciłam studia. Gdy powiedziałam o wszystkim rodzicom, przestali się do mnie odzywać na półtora roku. Dopiero ostatnio jakoś się z tym pogodzili. Mieszkam w hotelu Bellagio na koszt firmy. Doszłam do wniosku, że nie chcę wydawać pieniędzy na jakieś marne mieszkanko i wolę uzbierać sobie na porządny, duży apartament gdzieś niedaleko centrum. Czy lubię moją pracę? Bardzo.

Charakter to chyba najgorsze co przyszło mi opisywać, bo tak naprawdę ciężko mi siebie samą określić. Jestem otwarta, rozrywkowa i towarzyska. Cholernie pewna siebie, czasem próżna (ale kto nie jest?). Można mi ufać, nie zdradzam cudzych tajemnic i raczej nie plotkuję. Potrafię zajść za skórę, gdy uznam, że się komuś należy. Czasem jestem ironiczna i arogancka. Ze specyficznym poczuciem humoru. Zwracam uwagę na detale, nie lubię niedokładnych ludzi. Nie znoszę gdy coś nie idzie po mojej myśli. Spontaniczna, wybuchowa, impulsywna. Uparta oraz szczera. Kocham poczucie wolności, jestem niezależna i nie lubię być przez nikogo ograniczana. Przepadam za kreatywnymi, obytymi ludźmi, od których mogę się czegoś nauczyć, ale również za tymi, z którymi nie da się nudzić. Cenię sobie osoby dobrze wychowane, bo z takimi rzadko ma się do czynienia. Uwielbiam przyciągać męskie spojrzenia, niezobowiązujący flirt i seks. Nie przywiązuję się za bardzo do ludzi i rzeczy, lubię zmiany. Wokół mnie zawsze musi się coś dziać, ponieważ szybko się nudzę. Bezproduktywne dyskusje szybko urywam.

Tumblr_m4n7f3mweq1rslhjro1_500_large

Witam :) Byłoby miło, gdybyście mi trochę pomogli i Wy zaczynali wątki. Mam nadzieję, że będę się tu dobrze bawić.
Karta być może będzie jeszcze uzupełniana. Na zdjęciach piękna Amber Heard.

niedziela, 23 września 2012

Lista obecności

To już chyba ten czas, gdy trzeba zrobić pierwszą listę obecności. Prosimy wpisywać sie pod nią do 29.09 (tj.sobota)

piątek, 21 września 2012

"I was the man who never lied Never lied until today" - Wren W. Cavanaugh

"Just shoot for the stars, If You feels right
Then aim for my heart, If You feel like, 
And take Me away, Make it okay.
I swear I'll behave
You wanted control, So We waited
I put on a show, Now I make it
You say I'm a kid, My ego is big
I don't give a shit"



Imiona: Wren William
Nazwisko: Cavanaugh
Wiek: 27 lat
Data Urodzenia: 23 Października
Pochodzenie: Nowy Orlean
Było zimno, ponuro, ciemno, deszczowo i ogólnie nikomu się nie chciało wychodzić z domu. Dokładnie takie okoliczności wybrał sobie Wren, by przyjść na świat. Oczywiście matka do tej pory wypomina mu, jak to było jej zimno i gorąco na zmianę i jak to się musiała namęczyć, by jej ukochany, pierworodny synek przyszedł szczęśliwie na świat. Nic więc dziwnego, że Wren darzy ją miłością i czuje się w obowiązku, by odwiedzać ją częściej niż od święta. Matka nauczyła go szacunku do kobiet, więc chociaż Cavanaugh za związkami nie przepada, to jak się w jakiś wkręci (prawdopodobnie niechcący) - pozostaje monogamistą. I prawdopodobnie jest to jedna z nielicznych jego zalet. 

Wykształcenie: Ukończone studia kryminologiczne.
Praca: Barman w Kasynie/ Członek Mafii 
Po wynikach jakie Wren uzyskał na studiach powinien był się złapać nieco innej roboty, ale tak się nie stało. Trzeba mieć po prostu jego szczęście, by w dniu odebrania przez ciebie dyplomu, zgarnęli twojego wujka. Nie wiesz za co, nie wiesz nic i ogólnie, to kogokolwiek się zapytasz, to próbują z ciebie zrobić idiotę. Wszyscy kochamy takie sytuacje? A no właśnie. I nagle już nie patrzą na ciebie, jak na dobrego... ba! Wyśmienitego ucznia, a jak na kryminalistę. Odchodzisz. Nim się obejrzysz, kończysz za barem, z bronią przy pasku. 
 

Historia:

       Kiedy porzucił swoje marzenia o zaszczytnej funkcji dla dobra kraju, postanowił odkryć sekret, który zniszczył jego wieloletnią pracę w zaledwie tydzień. Wren zawsze był dobry w sklejaniu ze sobą różnych faktów, więc szybko odkrył, że wuj był zamieszany w jakieś lewe interesy. A przynajmniej się od tego zaczęło, bo im dłużej drążył temat, tym mniej wierzył we własne odkrycia. Mafia? A no mafia.
      Sam już nie wiedział, co się stało, że został jej członkiem. To był przypadek; szczęśliwy traf... Najpierw miało być kilka zadań, żeby zdobyć pieniądze na życie. Był dobry. Znał się na tym, jak działa policja i inne służby specjalne. Miał znajomości. Po prostu się utrzymał w zawodzie i stał się potrzebny.
      Następnie wysłali Cavanaugha do kasyna, w którym przez kilka pierwszych miesięcy robił za ochroniarza, po czym awansował na barmana. Wren jest znany ze swojego szybkiego refleksu i celności, dlatego wewnętrzne zadania są dla niego idealnym zajęciem. Pracuje sobie jako barman, z bronią schowaną za paskiem spodni; ze swoimi zdolnościami walki; ciętym językiem i bogatym doświadczeniem, dostaje dwie pensje i przekazuje szczęśliwe wieści Donowi, że "wszystko jest pod kontrolą".
      W związku z powyższym wie o nielegalnie prowadzonych interesach i jeżeli właściciel lokalu ma wątpliwości, co do gościa, który ma się zaraz pojawić, to bierze ze sobą Wrena.



"Take me by the tongue, And I'll know You
Kiss Me 'till You're drunk, And I'll show You
(...)
I don't need to try, to control You
look into my eyes, and I'll own You"

Charakter:
       Szybko przystosowuje się do zmian w swoim życiu, o ile nie są one równoznaczne z tym, że ma porzucić adrenalinę. Ma własne zdanie na każdy temat i wbrew pozorom jest zamkniętą w sobie osobą. Nie lubi żyć w kłamstwie, ale i tak to robi, co sprawia, że jest hipokrytą. Może się zdawać, jakby nic do niego nie docierało, ale prawdą ma się inaczej - jak się jest upartym.
       Nie pcha się gdzieś, gdzie go nie chcą, ale strona, która go odrzuciła może się liczyć z tym, że stanie przeciwko nim i zawzięcie będzie się starał udowodnić, co stracili. Jest ambitny, ale leniwy. Potrafi zmienić zdanie w ostatniej chwili. 
       Wie wszystko najlepiej i nawet jak się myli, to i tak będzie bronił swojego zdania. Do tego ma w zwyczaju odwracać się w środku rozmowy i odchodzić. Wytyka innym prawdę prosto w twarz. Jest spostrzegawczy.
       W zależności od humoru potrafi czasem zapomnieć się, że jest w pracy i zacząć się popisywać. Lubi się śmiać, ale ponieważ nie pasuje to do jego wizerunku to stara się tego nie robić. Właściwie całkiem niezły z niego pozer. 
       Do kobiet podchodzi z szacunkiem i odpowiednimi manierami. Nie uważa związki za coś złego, ale nie praktykuje ich, również z wygody. Jedno nocne przygody mu się zdarzają, lecz nie są codziennością. Nie gra Cassanowy, on tylko na niego wygląda. 


Dodatkowe:
# Nigdy nie zaprasza nikogo do siebie, bo - jakże odpowiedzialnie - uważa że to niebezpieczne. No i niewygodne dla niego.
#  Zdarza mu się zastępować barmanów w barze. Nie wiąże się to z jego pracowitością, ani brakiem gotówki, ale to już nikogo nie obchodzi. Dostaje zadanie, to się stawia.
# Wyznaje zasadę, że facet, który nie umie zapewnić bezpieczeństwa swojej dziewczynie, nie jest prawdziwym mężczyzną.

  "Sometimes honesty is the worst policy"
____
Wren jest, czy mi wyszedł, to nie wiem, bo przez dwa miesiące od zrobienia karty jestem całkowicie nieobiektywna (i to bynajmniej nie w stronę samozachwytu). Nie mniej jednak publikuję, zakrywam oczy i mam nadzieję, że będzie dobrze xP
Na wątki ochotę mam, na powiązania też i im bardziej zawiłe, tym mi się bardziej będzie chciało pisać.

Cytat z tytułu, to piosenka Maroon 5 - The Man who never lied

niedziela, 16 września 2012

It's time to leave this town, it's time to steal away

Walter Thompson
urodzony 23.12.1981 w samym centrum Las Vegas
ważniejszy członek lokalnej mafii
nadzorca dilerki narkotyków w kasynie
barman w The Bank

Z pewnością nikt z tak licznych klientów klubu, od niechcenia proszących barmana o mocniejszego drinka, nie zdaje sobie sprawę, z kim ma do czynienia. Nie obchodzi ich to, przychodzą tu tylko bezwstydnie pogapić się na roznegliżowane panienki, choć na chwilę zapomnieć o żonie czy dzieciakach, może zapalić skręta i przez jedną, cudowną noc uwolnić się od całego swojego gówna. Z każdą kolejną wlaną w siebie szklanką whiskey, ich języki rozplątują się w zadziwiający sposób, otóż wielcy panowie raczą swoimi smutnymi historiami najbliższą w tej chwili im sercu osobę. Jego, w rzeczy samej. Barmana w The Bank, osobę szarą i zwyczajną wyłącznie z pozoru. 

Któż w końcu mógłby przypuszczać, że ten cichy, stojący za barem mężczyzna, jest jednocześnie zaufanym człowiekiem szefa największej, miejskiej mafii, jego prawą ręką i pośrednikiem w kontaktach z zarządem Bellagio. Pytany o to wielokrotnie, po prostu wzrusza ramionami i odpowiada rzecz najzwyklejszą pod słońcem. Lubi swoją pracę, tak po prostu. Nalewa drinki, uśmiecha się do dziewczyn, z chęcią wysłucha kolejnej, tragicznej historii. Jest prostym człowiekiem, nie potrzeba mu włoskiego garnituru czy kubańskiego cygara, nie tak załatwia interesy. Nie przyznałby się do tego, ale lubi mieć wszystko pod kontrolą, dopięte na ostatni guzik. Tylko jako zwykły, szary człowieczek, może dokładnie dozorować podlegających sobie dilerów, często nawet nie zdających sobie sprawy z jego istnienia, o tożsamości nie wspominając. Walter jest z natury cichy, jego oczy są oczami szefa. Dokładnie pilnuje biznesu, w razie potrzeby nie boi się podjąć drastyczniejszych kroków, w końcu interes mafii jest najważniejszy. Już kilka lat temu szefostwa doszły do porozumienia w sprawie monopolu narkotykowego, Thompson sprawdza więc jednocześnie, czy druga strona wywiązuje się z umowy.

Sam mężczyzna nie lubi mówić o sobie, woli pozostać w cieniu, niezauważony przez tłum. Chętnie słucha innych, często sam prowokuje do rozmowy, wyłapując przy tym mniej i bardziej ważne szczegóły, mogące zaciekawić swoich przełożonych. Ciężko wyprowadzić go z równowagi, jest człowiekiem nad wyraz spokojnym. Jego nieludzkie opanowanie nie raz przydaje się w sytuacjach kryzysowych, w ciągu zaledwie kilku sekund jest w stanie wymyślić jakiś zapasowy plan czy rozwiązanie. Z pozoru bardzo miły z niego człowiek, nie pozbawiony ogłady, można by zaryzykować stwierdzenie szarmancki. Oczywiście nie oznacza to, że nie jest w stanie z zimną krwią kogoś zabić, po prostu nie afiszuje się tym wokoło, przez przypadkowych ludzi woli być postrzegany za nieszkodliwego. W rzeczywistości bezlitosny z niego drań, choć nie całkowicie pozbawiony moralności. Przenigdy nie skrzywdziłby dziecka, regularnie przelewa niemałe kwoty na konta publicznych fundacji. Sam się z tego śmieje, woli nie odpowiadać przed sobą na pytanie, dlaczego tak robi. Jakaś tam część jaźni podpowiada mu, że to jeszcze jakaś niezlepiona blizna z dzieciństwa cały czas ma wpływ na jego życie, szybko woli jednak otrząsnąć się z tych myśli. Nie lubi rozpamiętywać przeszłości, wypytywany o nią, łatwo się irytuje, pryska wówczas czar wewnętrznego spokoju. Wystarczy tylko go sprowokować do bójki, na pięści, na noże. Ceni sobie swój honor, nie pozwoli podważać autorytetu, jasno daje do zrozumienia, kto tu rządzi. Nie myśli wtedy o potencjalnych konsekwencjach, ma zamiar tylko dorwać skurczybyka, który go wyzwał, dokopać mu i publicznie upokorzyć. Kocha te chwile czystego szaleństwa, właśnie wtedy czuje, że prawdziwie żyje, że nie ma takich barier, których nie zdołałby przełamać. Gdy adrenalina opadnie, ponownych doznań szuka na dnie butelki, w kobiecych ramionach. Ciężko tak na prawdę go poznać, trudno przełamać jego wewnętrzną skorupę, chcącą oddzielić jego prawdziwą istotę od innych. Nie ufa nikomu, tak właśnie nauczyła go ulica. Z wirtuozerią mami, karmi przeróżnymi wizjami, kłamie. Jedyną osobą, którą tak naprawdę dopuścił do swojego wnętrza była Juliette, kolejny duch przeszłości. Ona jedna nie zraziła się widoku, nie, z pozoru nawet go zaakceptowała, w końcu jednak zostawiła, ostatecznie grzebiąc nadzieje mężczyzny. Od tamtej pory nie ma już złudzeń na normalną przyszłość, jeszcze sumienniej przykłada się do swojego zajęcia. Pracoholik z niego, wśród natłoku uciekający od personalnych problemów, z pewnością nie najłatwiejszy do polubienia. Choć w dobre dni całkiem niezły z niego towarzysz, może co prawda nie brechtający z się z głupiego żartu na pół sali, ale z pewnością interesujący i skłonny do jakiegoś tam szaleństwa.

Nosi w sobie wiele sekretów, może zbyt dużo jak na jednego człowieka. Nie wspomina o swojej przeszłości, ktoś tam jednak kiedyś dokopał się do jego akt. Thompson dorastał w domu dziecka, kilka razy miotał się po rodzinach zastępczych. Sam jednak unika tego tematu jak ognia, jego oczy stają się wówczas może trochę puste, może przerażająco smutne. Nikt nie wspomina również o uroczej, drobnej blondynce, z którą cztery lata temu Walter wszedł w święty związek małżeński, a która dwa lata później zwiała do Chicago.

I choć może z boku tego nie widać, nie taki zły z niego człowiek, chciałoby się powiedzieć taki, jak każdy. Zamieszkuje starą kamienicę na obrzeżach miasta, w piwnicy pilnie dogląda zielonych krzaków, potrzebnych mu tylko na własny użytek. Jego mieszkanie rozbrzmiewa klasycznymi nurami Chopina czy Straussa, a wszechobecne regały uginają się pod ciężarem niezliczonej ilości książek. Gdzieś na podłodze leżą kiepy, w zmywaku pełno jest brudnych naczyń, jednak nikt nie narzeka. Ani Thompson, ani jego opasły, psi kompan - podstarzały jamnik Waltz. I choć kumple śmieją się, że to z pewnością nie odpowiedni zwierzak dla gangstera, Walter w życiu by się go nie pozbył. W końcu jest to jedyna pamiątka, jaką Ona zostawiła po sobie.


[boziu, mam nadzieję, że nie wyszedł z niego jakiś tam smętek, ja już Wam mówię, że Walter jest typem człowieka, który chętnie skoczyłby z kimś na piwo, nawet jeśli sam o tym nie wie. Kłaniam się nisko, mam nadzieję że postacią nie naruszyłam za bardzo jakiś struktur kasynowo-mafijnych, jakby co, zmienię]

Nie należy igrać z flirtami, uczuciami i kontraktami.





Vincent  'Vin' DiNozzo
ur. 27 lipca 1977 roku
Irlandczyk
35-letni kawaler
 najstarszy z czwórki rodzeństwa
model i fotograf
przebywa w Las Vegas służbowo

   


    Historia życia, jak z ekranu kinowego i właściwie nie wiadomo, czy to dramat czy dobra komedia, a może to po prostu fragment książki o pieprzonym życiu. Główny bohater przychodzi na świat w '77, jako niechciane dziecko będących w nieformalnym związku Agnes i Martina, ślub nigdy im nie było potrzebny, a dzieci to zbędne dodatki. Pół roku życia spędza w szpitalu z powodu wielu problemów zdrowotnych, lekarze nie daję wielu szans, ale z czasem, jak odzyskuje siły i zdrowie niezadowoleni rodzice zabierają go do domu. Mieszka na parterze domu wielorodzinnego, nie ma swojego pokoju, nie ma zbyt wielu zabawek i nie raz brakuje jedzenia. Jest cichy, milczący, ale niezwykle krnąbrny i złośliwy. Dorasta, dojrzewa i zaczyna inaczej pojmować świat - przestaje to wszystko być tak piękne i łatwe do zniesienia. Przez te kilkanaście lat przybyło mu rodzeństwa - kolejne nieplanowane dzieciaki, cała trójka. Rodzice co raz częściej zapominali o najstarszym dziecku, o ile w ogóle o nim pamiętali. Vincent skończył obowiązkowy etap nauki i uciekł z domu. Ruszył w świat ze skradzionymi pieniędzmi z szuflady rodziców. Nikt go nie szukał. Śmiejąc się i płacząc wyrusza w podróż po świecie. Pieniądze zdobywa dorabiając sobie w gospodarstwach, sklepikach, knajpkach i innych miejscach, gdzie może pracować 17-letni chłopak. Nie upłynęło wiele czasu i uzbierał na bilet do USA, jego celem był Nowy Jork. I dopiero tam zaczęło się jego życie.

    W wielkim mieście ukończył Akademię Wojskową, dostał się na kierunek dzienny i dzięki temu w jakiś sposób przetrwał. Pracował na zmywaku w obskurnej knajpce, jednak nie była to wymarzona praca, ani dobry zarobek. Finansów zaczynało brakować, a trzeba było szukać mieszkania, a znajomi przestali być pomocni, bo ile mogli za darmo być życzliwymi użyczającymi pomieszczeń na noc. Idąc za przymusem i pomysłem znajomych zaczął chodzić po castingach. Najpierw jakaś reklama w gazecie, potem sesja do broszury, jakaś reklama perfum i tandetnych butów, potem co raz więcej i tak kilkanaście występów przed aparatem. W wieku 23 lat wpadł w oko łowcy talentów, właściwie to typowemu poszukiwaczowi 'ładnych' twarzy. Został modelem za grosze, przecież mało umiał i za mało wypracował, by móc zarabiać więcej. Z czasem zyskiwał sławę, renomę i chętnych do zorganizowania sesji z nim. Obecnie zarabia tysiące i dalej jest rozchwytywany mimo upływu lat. Podróżuje, bierze udział w sesjach i sam fotografuje.


    Vincent dorobił się kwoty z wieloma zerami na koncie, sportowego auta, dwóch motocykli, prywatnego apartamentu na 20. piętrze w wieżowcu w Miami. Nie kryje się z tym, ale także nie obnosi. Nie zdobył tego w ciągu roku, czy dwóch, więc szanuje swoje zarobione pieniądze. Z własnej woli wspiera kilka schronisk i organizacji pomagających dzieciakom. Zarobków nie ma małych, ale nie trwoni zbytecznie pieniędzy. Czasem odwiedzi kasyno, czy inny przybytek rozrywki, jednak nawet w takich miejscach bywa oszczędny, czasem aż za bardzo.



    Zawsze przy sobie nosi telefon, pieniądze i paczkę papierosów. Poważny i opanowany, z reguły także pozytywnie nastawiony do życia i ludzi. Dziesięć razy zastanowi się zanim coś zrobi, czy powie, choć gdy zostanie rozdrażniony bywa, że jego zachowania są niespodziewana i agresywne, zdecydowanie ponad normę. Ogółem ma trudny charakter i niezwykle tajemniczy. Każdego dnia potrafi być kimś innym, w każdej chwili potrafi pokazać swoją drugą naturę. Szczery, aż do bólu, bywa apodyktyczny i arogancki. Otwarty na świat i ludzi, choć nienawidzi nie raz wszystkiego. Potrafi sporo bluźnić, wypić i wypalić. Nazywany chamem i skurwysynem, przytakuje i zdaje sobie sprawę, że częściej uzewnętrznia te cechy, a wszystko co dobre skrywa w sobie. Czasem jednak ujawnia drugą stronę swojej osobowości i pokazuje się, jako romantyk, inteligent i chłopak niezwykle obyty towarzysko. I choć pewny siebie i nie raz nadzwyczajnie bezczelny to unika kobiet, współpracy z nimi i jakichkolwiek układów, dopiero gdy jest zmuszony nawiązuje bliższą znajomość, jednak dziewczyny w większości traktuje jak kumpli. Nie spotkał takiej przed, którą mógłby pokazać swoje drugie 'ja'. W związku był dopiero raz, jeszcze w czasach pierwszych lat szkolnych, potem utrzymywał stan kawalerski. I nic nie zmienia się od lat.
    W czasie, gdy nie musi wypełniać obowiązków odwiedza muzea, wystawy obrazów, rzadziej kina. Stały bywalec koncertów rockowych i miejscach rozrywki, często bywa w kasynach w Las Vegas, szczególnie w Bellagio, gdzie obecnie przebywa na zleceniu. Sesja zdjęciowa i promocja odzieży - związany kontraktem nie mógł odmówić. Jednak w wolnych chwilach lub zamknąć się w domu, czy wynajętym pokoju hotelowym i pogrążyć się w lekturze interesujących powieści lub seansach filmowych.


Ciekawostki:
- pije, pali i bluźni zdecydowanie za dużo
- nie umie tańczyć
- ma pozwolenie na broń i całkiem sprawnie się nią posługuje
- ma problemy ze snem
- pija w nadmiarze napoje energetyzujące i mocną kawę
- kocha róże
- wiele lat trenował boks, kickboxing, capoeirę

Więcej powie Ci sam, jeśli uzna, że warto. I pamiętaj, że nie wszystko co napisane musi być prawdą. 


______________
Karta może ulec zmianie i zapewne tak będzie. Wizerunku użyczył Jonathan Rhys Meyers. Wyznaję zasadę "Liczy się jakość, nie ilość", więc nie jest dla mnie ważne czy ktoś się rozpisze czy nie. A, uprzedzam, że czasem kiepsko się rozpisuję.

Is­tnieją dwa rodza­je ko­biet: bo­ginie i wycieraczki.

Valerie Michelle Hampton

Dwadzieścia sześć lat

Chwilowo bezorobotna

Ukończyła studia na kierunku zarządzanie

Na chwilę obecną, zaocznie studiuje prawo

W tajemnicy przed światem: matka czteromiesięcznej Sophie

Jeszcze rok temu pracowała w Bellagio, będąc prawą ręką Gossena

Właśnie wprowadziła się do hotelu, chociaż swój dom ma w Los Angeles, gdzie przebywa jej córka




Nigdy nie miała ciężkiego życia, przynajmniej nie wtedy, kiedy żyła pod opieką rodziców, korzystając z ich funduszy. Nowojorski działacz giełdowy i pani adwokat, zarządzająca dużą kancelarią, dbali o to, aby dziecko miało wszystko. Wszystko oprócz nich. Była szczęśliwym dzieckiem, żyjącym w przepychu, wiedzącym, że zawsze dostanie to, czego sobie zapragnie, ale... Tak, tak. Było "ale". Valerie musiała dawać też coś z siebie, musiała mieć dobre stopnie, porządne towarzystwo, nienaganne maniery. Wbrew wszystkiemu, nie wiodła zepsutego, niemoralnego życia. Do czasu...
więcej o historii

Val nie należy do grzecznych panienek, które grzecznie pomaszerują do kąta, kiedy je o to poprosisz. Nigdy nie była kimś, kim można było pomiatać. Nawet wtedy, kiedy pracowała dla Gossena i odwalała kawał roboty, czasami czując, że ledwo żyje. Ale robiła to z własnej, nie przymuszonej woli. Zawsze obierała swoje własne ścieżki, krocząc nimi pewnie i bez żadnych obaw czy strachu. Wysoko unosiła głowę i stawiała czoła wyzwaniom, nawet tym karkołomnym. Potrafi być wredna, ale odkąd na świecie jest jej córeczka, nieco zmieniła swoje nastawienie do ludzi - nadal jest wymagająca i nieco sarkastyczna, ale w gruncie rzeczy przestała oceniać po okładce.
więcej o charakterze...

Niezbyt wysoka blondynka, wiecznie dodająca sobie centymetrów wysokimi obcasami. Mierzy metr sześćdziesiąt osiem, co czyni ją człowiekiem przeciętnego wzrostu. Jest też niezwykle szczupła, umiejętnie podkreśla swoje kobiece krągłości, których nieco przybyło jej po ciąży - pozbyła się kościstego tyłka i wystających kości biodrowych. Nadal dba jednak o sylwetkę, przynajmniej raz w tygodniu odwiedzając siłownię lub basen.
Hipnotyzujące, błękitne oczy są jej wielkim atutem, który pozwala jej na to, aby skupić uwagę faceta na nich, a nie na piersiach. Jako kobieta elegancka, cechuje się pewnym profesjonalizmem, jeśli idzie o dobór stroju. Nigdy nie zobaczycie jej w przyciasnych jeansach lub przykrótkiej koszulce.


[Chciałam już dzisiaj opublikować kartę w całości, łącznie z całą historią Val i opisem jej charakteru, ale jak się okazało - niebawem muszę wyjść, więc wszelkie niedogodności zostaną naprawione jutro, a mimo to - pragnęłam już dzisiaj się przywitać ;)]




Konieczność bycia kimś innym, niż się jest, stanowi dla człowieka źródło najgłębszej rozpaczy.



Anthony R. Murray
Dwudziestoczteroletni profesjonalny barman
Syn, brat, kochanek i wierny przyjaciel
Niespełniony aktorzyna z Anglii
1 w skali Kinseya

O B E C N I E
          Na dzień dzisiejszy Tony pracuje, jako barman w kasynie. Zamieszkuje niewielką kawalerkę na obrzeżach Las Vegas.  Status związku? Wolny, oczywiście, że wolny. Anthony w swoim życiu był tylko w jednym poważnym związku, który zakończył się fiaskiem. Później już nie próbował się ustatkować. Nie toleruje komunikacji miejskiej, dlatego jego stałym kompanem jest czarny Chevrolet Camaro drugiej generacji, wyprodukowany w roku tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym siódmym.

H I S T O R I A
          Historia tego mężczyzny bierze swój początek w poznaniu się dwójki młodych ludzi w centrum handlowym. Przypadkowe spojrzenie, pierwsze uśmiechy i odważne spojrzenia w oczy. Zaczepne gesty i „do zobaczenia” na odchodnym, jako zapowiedź dalszej znajomości. Russell Murray, młodzieniec dobijający dwudziestego piątego roku życia, szukał prezentu dla swojej aktualnej dziewczyny. Był przecież czternasty lutego, walentynki, musiał uczcić jakoś ten dzień. Rosalie Berry, dwudziestoletnia studentka na uniwersytecie bristolskim, znalazła się w centrum handlowym zupełnie przez przypadek, z ciekawości. Nie sądziła, że rok później, dokładnie czternastego lutego, stanie na ślubnym kobiercu, a ja jej mężem zostanie poznany przypadkowo okularnik z centrum handlowego. Wielka, płomienna miłość. Wszyscy znajomi dziwili się temu, że dwójka ludzi może tak do siebie pasować, mając pewność, że będą razem dopóty dopóki śmierć ich nie rozdzieli.
          Młode małżeństwo dość długo starało się o dziecko. Dopiero po sześciu latach małżeństwa usłyszeli zaskakującą nowinę. Udało się! Rose oczekiwała dziecka, była w ciąży. Ten moment zapisał się, jako jedna z najszczęśliwszych chwil tego małżeństwa. Nikt, ani nic nie było w stanie opisać stanu, w jakim znalazły się dwie kochające się osoby.
         Ciąża przebiegała spokojnie, Rosie promieniała, Russell zmienił się w odpowiedzialnego mężczyznę, troszczącego się o żonę, jak i nienarodzone dziecko. A właściwie dzieci, bo w czwartym miesiącu, małżeństwo dowiedziało się o tym, że spodziewają dwójki potomstwa. Nie chcieli znać płci. Byli szczęśliwi, że po sześciu latach starania się, zostaną wynagrodzeni podwójnie. Nadszedł czas rozwiązania, termin wyznaczono na dwudziestego ósmego lutego roku tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego ósmego. Jeszcze w pierwszej połowie miesiąca Rose poczuła się źle, dlatego zabrano ją do szpitala, aby trzynastego lutego, w dzień poprzedzający siódmą rocznicę ich ślubu, na świat przyszła dwójka potomstwa. Starszy o kilkanaście minut i znacznie silniejszy chłopczyk, będący okazem zdrowia nazwany został imionami dwóch dziadków Anthony Russell. Dziewczynka, która nie od razu wydała z siebie pierwszy krzyk, jak zrobił to jej brat, otrzymała imiona dwóch babć, które nie doczekały się narodzin swoich wnuków. Alice Rachel Murray cudem przeżyła swoją pierwszą noc, dzięki zaradności pielęgniarki, która przyniosła do niej brata. Tony instynktownie wyczuwał pragnienie ochrony młodszej, słabszej siostry. To dzięki jego obecności, Ali nabrała życia i po kilku miesiącach dogoniła swojego brata, dokazując tak bardzo, jak on.
          Do szesnastego roku życia rodzeństwo wiodło szczęśliwe życie, ciesząc się z drobnostek razem ze swoimi rodzicami. Jednak w dwutysięcznym czwartym roku rodzinie zadany został bolesny cios. Russell sięgnął po alkohol, Alice z trudem powstrzymywała się od płaczu, a Tony? Tony musiał trzymać to wszystko w ryzach. Po roku walki z nowotworem, jakby się mogło wydawać – do tej pory zwycięskiej – zmarła Rosalie Murray, matka dwójki bliźniąt i ukochana żona, zostawiając rodzinę w żałobie. Russ szybko pozbierał się z tego stanu, kiedy to czuł, że wszystko się wali. Powód? Poznał kobietę. Łudząco podobną, z charakteru, do jego zmarłej żony. Przyprowadził ją do domu. Przedstawił dzieciom. Wszystkim przypadła do gustu. Jej córka również. Zwłaszcza Tony’emu. Gorący romans dwójki nastolatków, będących rodzeństwem, dzięki papierom, nie miał szans na wielki rozkwit, mimo tego, że oboje działali wbrew zasadom. Jakimkolwiek. Udawało im się ciągnąć ten związek przez cztery lata, a potem… Potem Tony poznał Andrew. I Tony nie miał pojęcia co się z nim dzieje. Kochał rudowłosą papierkową siostrę i pragnął tego chłopaka. Postanowił wyjechać, podążając za mitem amerykańskiego snu. Wyrwał się z domu, wyrwał się z sideł miłości i pożądania, trafiając do Las Vegas, gdzie został barmanem. Jednym z lepszych.

 

C H A R A K T E R
          Śmierć matki, zakazana miłość i odkrywanie siebie samego, kształtowało charakter Anthony’ego, który w pewnym momencie nie miał pojęcia, co ze sobą zrobić. Bał się swojego odbicia w lustrze, tego kim się stał. Uciekł. Stał się nowym człowiekiem. Nieco pyskaty, trochę wredny. Cyniczny i odrobinkę samolubny. Odkąd opuścił Europę, troszczy się tylko o siebie. Nie ma żadnych obowiązków związanych z innymi ludźmi i stwierdził, że jest mu to na rękę. Od trzech lat wiedzie żywot singla, korzystając z uroków życia, przy każdej lepszej okazji. Należy do osób pewnych siebie i wygadanych.  Trudno jednak określić to, jaki jest prawdziwy Tony. Jest znakomitym aktorem i jeszcze lepszym kłamcą. Potrafi skłamać w żywe oczy i nie ma potem z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Każde swoje złe zachowanie tłumaczy na tyle, aby po chwili namysłu wziąć je za słuszne. Nie rozczula się bez powodu, nie jest sentymentalny, przynajmniej nie na pokaz. Tęskni. Tęskni za ojcem, za Alice, za Emily i za macochą, za Andrew też, ale nigdy, przenigdy tego nie pokazał. Nie w Las Vegas, gdzie i tak każdy miałby to w dupie. Materialista, przywiązuje się do rzeczy szybciej, niż do ludzi. Uważa, że to lepsze, bo nie będzie cierpiał, jak skurwysyn po stracie bliskiej osoby. Zamknięty na głębsze uczucia, nie potrafiący pokochać, jak kochał  Emily, nie potrafiący być na tyle szczerym, na ile był wobec swojej siostry. Nie potrafi otoczyć kogoś opieką, tak jak otaczał całą swoją rodzinę.
         Czasami zdarzają mu się chwile, kiedy potrzebuje przyjaciela, kiedy musi się wygadać i w jakiś sposób odreagować to wszystko, co tłumi w sobie. Zazwyczaj jednak można go spotkać uśmiechniętego i roześmianego, flirtującego z piękną panią bądź przystojnym panem. Zachowuje się bezczelnie, kiedy uznaje, że tak będzie najlepiej. Potrafi się jednak też przymilać, większość ludzi czaruje swoimi karcianymi sztuczkami, które opanował do perfekcji, ucząc się od stałego bywalca kasyna. Wybuchowy, a pod wpływem alkoholu staje się wręcz agresywny, a jeśli nie to stawia na oschłego dupka, którego gra lepiej, niż prawdziwego siebie. 

W Y G L Ą D
          Nie ma dwóch metrów, ale do najniższych też nie należy. Przeciętne sto osiemdziesiąt sześć centymetrów wzrostu włącza go do grupy wysokich, ale tych przeciętnie wysokich, młodych mężczyzn. Brązowe, ciemne włosy, nieco przydługie, zazwyczaj starannie ułożone tak, aby przypominały artystyczny nieład. Białe, równe zęby odsłaniane w czarującym uśmiechu i piwne, duże oczy. Hipnotyzujące, warto dodać. Jego twarz zdobią blade piegi, które przybierają na sile, gdy chłopak wystawia skórę do słońca. W kasynie za barową ladą ubrany jest elegancko, tak jak wymagają tego pewne przepisy. Biała koszula, z odpiętymi zachęcająco górnymi guzikami, czarne, materiałowe spodnie. Od czasu do czasu, zakłada szelki, jako dodatek. 


BRISTOL || LAS VEGAS || SPISANE

[Witam! Karta jeszcze ze starego BH, ale szczerze wątpię, abym ją zmieniała - jestem z niej w miarę zadowolona. Przez długi okres nie prowadziłam postaci męskich, ale jakiś sentyment i panna Amelka przyciągnęły mnie tutaj z powrotem, wiec liczę na udaną zabawę. Anthony w kasynie pracuje już od jakiegoś czasu, więc można go znać i mieć z nim jakieś powiązania ;)]